Właśnie przestało padać… Przedpołudniowe słońce mozolnie próbuje przebić się przez mocny jeszcze – ciemno – kłębliwy – nieboskłon… Wolnym, dość równym krokiem ruszamy na południowy – wschód, stąpając tak, by nie łamać pod butami gałęzi, gałązek nawet… Trawa i mech srebrzą się od świeżej rosy… Gdzieniegdzie ten mokry kobierzec zdobi kapelusz borowika, podgrzybka, muchomora… I brązowe, i żółte martwe liście… Gałęzie drzew ciężko uginają się ku parującej ziemi… Krople wody spadają na plecaki i mundury, plamiąc je nierównomiernie, ociekają metalicznie po lufach karabinów… Las tak mocno pachnie ziemią, życiem… Za chwilę przeprawimy się przez Lubiankę… Jesteśmy znów w domu… Komendant prowadzi nas na Wykus…
Rezerwat „Wykus” – przejście przez Lubiankę
Góry Świętokrzyskie… Wykus – leśne uroczysko, wzgórze 326, należące do najwyższych w tej puszczańskiej okolicy…
To tutaj w czasie okupacji niemieckiej znajdowało się główne obozowisko – partyzancki dom – Zgrupowań AK „Ponury – Nurt”…
Niebo podnosi się ponad lasem, zrzucając okowy deszczowych chmur… Ciepłej barwy liście opadają na ściółkę i mech, odprowadzane pierwszymi promieniami słońca tego dnia… Życie i śmierć... Z jednej strony polany zawzięcie stukocze dzięcioł, z drugiej słychać stukot siekiery i widać w ziemi pierwsze paliki szałasu… Wąską strugą ulata ku górze dym z ogniska… Broń stoi równo w drużynowych koziołkach… Mocno zabrudzona koszula, która kiedyś była zapewne biała, okrywa kopiec mrowiska... wszy znalazły godnego przeciwnika… Ktoś mocno chrapie pod drzewem… Nie jeden ktoś… Nic dziwnego – ten morderczy marsz… Coraz głośniej jednak pośród drzew rozbrzmiewają wesołe głosy – ot młodość… Młodość nie zwraca długo uwagi na obolałe mięśnie i ciężkie jak ołów powieki… Z jednej strony polany leci dość dziurawy but… Z drugiej… powietrze przecina furgot noża… Nóż wbija się w pień drzewa – tuż powyżej płowej czupryny, na którą spadają gwałtownie kawałeczki kory… W odpowiedzi w przestrzeń nieokreśloną leci wiązka niewybrednych słów… Partyzanckie żarty… Cóż… Młodość… Na polanę powraca obozowe życie… Komendant spokojnie studiuje mapę, siedząc na pniaku… Słońce coraz mocniej oświetla polanę i las… Z dala jeszcze… słychać… coraz wyraźniej – grający z niemiecką precyzją – motor auta… Czarny Opel sunie w podrygach drogą, wzbijając w górę i na boki błoto spod kół… Czujki podnoszą broń z pozycji celowniczej powoli ku górze… Komendant jest spokojny… Żołnierze uśmiechają się… To „Motor” – Jurek – równy chłop… Wiezie „coś” dla Komendanta, ale wiezie też pocztę, papierosy i kiełbasę… Gdyby nie te obławy, odskoki, spalone szałasy… byłoby przecież tutaj tak dobrze… Ktoś z wolna intonuje pieśń ściszonym głosem… Za chwilę pieśń podejmuje wiele głosów… Śpiew płynie w las… Jesień 1943… Życie i śmierć…
Wykus 1943... (fot. Feliks Konderko „Jerzy” – ze zbiorów Mariusza Barana – Barańskiego)
„Melodią zabrzmiał las, w ten smutny, smutny czas,
Liść jesienny opadł z drzew, niesiony wichrem z kniej…
A wiatr jesienny dmie, tęsknotę w liściach śle…
Znowu czytam list z opadłych liści drzew,
Z głębi czasu piosnka płynie, żołnierską nutą hen…”
Góry Świętokrzyskie… Wykus – leśne uroczysko, wzgórze 326, należące do najwyższych w tej puszczańskiej okolicy…
Wiosną 1943 r. – z zadaniem sformowania dywersyjnego oddziału partyzanckiego Kedywu Okręgu Radomsko – Kieleckiego AK – w Kieleckie zostaje wysłany por. Jan Piwnik ps. „Ponury”, „Donat” – przedwojenny policjant, weteran obronnej kampanii letnio – jesiennej 1939 r. oraz walk we Francji w 1940 r., „Cichociemny” (zrzucony do okupowanej Polski jesienią 1941 r.), urodzony człowiek dywersji – z doświadczeniami m.in. II Odcinka „Wachlarza”. Równocześnie z wyjazdem w Góry Świętokrzyskie „Ponury” mianowany zostaje szefem Okręgowego Kierownictwa (Dywersji) Kedywu. W czerwcu 1943 r. tworzy zgrupowanie oddziałów, wchłaniając działające dotąd – od pocz. 1943 r. – na tym terenie luźne oddziały partyzanckie oraz ściągając tu ochotników warszawskich, a na bazę swojego leśnego wojska obiera właśnie Wykus – miejsce jakby stworzone do tego celu – położone w sercu ogromnego kompleksu leśnego.
Por. Jan Piwnik „Ponury” na Szczytniaku – grudzień 1943 r. (fot. Feliks Konderko „Jerzy” – ze zbiorów Mariusza Barana – Barańskiego)
Zgrupowania w pocz. lipca 1943 r. liczyły już ponad 200 żołnierzy – podzielonych na trzy zgrupowania oddziałów, których dowódcami „Ponury” mianował: por. Eugeniusza Gedymina Kaszyńskiego „Nurta”, ppor. Waldemara Szwieca ps. „Robot”, „Jakub” i ppor. Stanisława Pałaca ps. „Mariański”. Dzięki wybitnym talentom dowódczym i organizacyjnym „Ponurego”, do końca 1943 r. liczebność Zgrupowań wzrosła do ok. 400 żołnierzy i był to wówczas największy partyzancki związek taktyczny na zach. od Wisły (nie tylko w Polsce). Dla oddziałów „Ponurego” broń produkowała (w fabryce suchedniowskiej i w leśnym warsztacie rusznikarskim) dodatkowo jedyna w Europie konspiracyjna wytwórnia angielskich pistoletów maszynowych „Sten”. Peemy własnej konstrukcji – „KIS” (nazwa utworzona od pseudonimów twórców: „Konar”, „Igo”, „Smrek”) były produkowane konspiracyjnie w Zakładach Herman Göring Werke i montowane w leśnych obozowiskach Zgrupowań od wiosny 1944 roku. Ze Zgrupowaniami „Ponurego” ściśle i chętnie współpracowały także inne oddziały AK (a nawet o innej przynależności), m.in. dwa duże oddziały dyspozycyjne Inspektoratów: Kielce – pod dow. ppor. „Barabasza” i Końskie – pod dow. por. „Szarego”; jak również oddział ochrony radiostacji KG AK pod dow. por. inspektora „Jacka”.
Zgrupowania „Ponurego”, przebywające najczęściej na Wykusie, ale też i w innych rejonach Gór Świętokrzyskich (m.in. w Paśmie Jeleniowskim czy Łysogórskim), operowały całością sił lub mniejszymi grupami. A operowały niezwykle spektakularnie i skutecznie, zadając Niemcom duże straty.
„...A kiedy się walka z najeźdźcą rozpęta,
Suniemy po lesie jak dzikie zwierzęta,
Tu oddział nasz leży, tam gromem uderzy,
»Ponury« nas uczy brawury.
Więc szumcie nam, jodły, piosenkę...” – śpiewali „leśni” od „Ponurego”…
To właśnie ta brawura, rosnąca szybko siła Zgrupowań, a także niezależność „Ponurego”, spowodowały, iż szefostwo Okręgu poczęło skarżyć się na Komendanta z Wykusu do swoich przełożonych z Warszawy (twierdząc m.in., iż zamierza on przejść z wojskiem w inny rejon, co sugerowało też możliwość zmiany barw). Doprowadziło to na pocz. 1944 r. do przeniesienia go na Nowogródczyznę, gdzie zginął w walce – śmiercią bohatera – w czerwcu 1944 r. podczas akcji „Burza”. Po odejściu „Ponurego” komendę nad Zgrupowaniami obejmuje znakomity dowódca partyzancki – por. E. G. Kaszyński ps. „Nurt”, „Zygmunt” (ur. 1909 r. w Łodzi – zm. 1976 r. w Londynie) – uczestnik wojny obronnej 1939 r. oraz kampanii francuskiej 1940 r., w Anglii instruktor spadochronowy i żołnierz Brygady gen. S. Sosabowskiego, „Cichociemny” (zrzucony do Polski jesienią 1942 r.).
Kpt. Eugeniusz Gedymin Kaszyński „Nurt” (z prawej) w rozmowie z dowódcą placówki AK – opatowskie, maj 1944 r. (fot. Feliks Konderko „Jerzy” – ze zbiorów Mariusza Barana – Barańskiego)
Do najważniejszych akcji Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury” należy zaliczyć m.in.: akcję kolejową pod blokiem Berezów, gdzie oddział wydzielony Zgrupowań w sile 100 ludzi pod dow. „Ponurego”, w odwet za pacyfikację Michniowa, zatrzymał w nocy 12/13 VII 1943 r. pociąg pospieszny Kraków – Warszawa, zabijając i raniąc ponad 70 Niemców, przy stratach własnych – 5 rannych (w tym 2 oficerów); walkę z pięciotysięczną obławą niemiecką, prowadzoną 19 – 31 VII 1943 r., z której 250 partyzantów wyszło bez strat własnych, nie dając się zamknąć w kotle i zabijając kilkunastu ludzi n – pla; zorganizowanie 26 VIII 1943 r. przez oddział konny wachm. „Tarzana” zasadzki na szosie Ostrowiec – Ożarów, w wyniku której zginęło 8 oficerów i żołnierzy niemieckich, w tym dowódca 174. dywizji piechoty – gen. por. Kurt Renner; opanowanie na kilka godzin Końskich, w nocy z 31 VIII na 1 IX 1943 r., dokonane przez oddziały ze Zgrupowania nr 2 pod dow. por. „Robota”, w wyniku którego, bez strat własnych, zarekwirowano z magazynów „Społem” odzież i buty, zabito 4 żandarmów i wykonano 5 wyroków śmierci na agentach; walki z kilkutysięczną obławą niemiecką na Wykusie, toczone 16 – 17 IX 1943 r., zakończone uderzeniem skoncentrowanych tu Zgrupowań na jeden z członów zaciskającego się pierścienia i wyjściem z okrążenia oraz zadaniem n – plowi druzgocących strat – ok. 60 zabitych i ok. 40 rannych – przy stratach własnych – 1 zabity (i dwoje aresztowanych: łączniczka – M. Łopacińska ps. „Łotyszka” oraz kapelan Zgrupowań – ks. M. Majewski ps. „Ks. Robak”); walkę drużyny ochronnej Zgrupowań z lotną grupą żandarmerii, stoczoną 7 X 1943 r. pod młynem Cioka na Bzinie w Rejowie, w czasie inspekcji KO AK i Zgrupowań „Ponurego” przez szefa Kedywu KG AK – płk. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”, w wyniku której, mimo ostrzału z granatników i natarcia wozów pancernych n – pla, przerwano pierścień obławy i wyprowadzono uczestników odprawy w bezpieczne miejsce, przy stratach własnych – 1 zabity (straty n – pla nieustalone); całodzienną walkę Zgrupowań na Wykusie z kilkutysięczną obławą niemieckich żandarmów i spec. oddz. SS – manów, wspieranych bronią pancerną i lotnictwem, stoczoną 28 X 1943 r., zakończoną przebiciem się partyzantów w krwawych walkach przez silny kordon wroga i zabiciem oraz zranieniem ok. 60 Niemców, a także zestrzeleniem 1 samolotu, jednakże przy ogromnych stratach własnych – 38 zabitych i dobitych (27 z oddziału ochrony radiostacji por. „Jacka” i 11 od „Ponurego”), 11 rannych; likwidację 28 I 1944 r. w Milejowicach agenta Gestapo – przyjaciela „Ponurego” jeszcze z czasów „Wachlarza” – ppor. Jerzego Wojnowskiego ps. „Motor”, „Garibaldi”, „Jurek” – odpowiedzialnego za większość klęsk, jakie w 1943 r. dotknęły Zgrupowania…
Część dowództwa Zgrupowań – Osieczno, sierpień 1943 r. – stoją od lewej: plut. Jan Dąbrowski „Listek” – ordynans „Ponurego”, por. cc. „Nurt” – zastępca „Ponurego”, ppor. cc. Rafał Andrzej Niedzielski „Rafał Mocny” – d-ca plutonu 1. w zgrupowaniu nr 2, komendant – por. cc. „Ponury”, ppor. St. Pałac „Mariański” – d-ca Zgrupowania nr 3, ppor. Władysław Czerwonka „Czerwony Jurek” – d-ca oddziału w Zgrupowaniu nr 3, ppor. Euzebiusz Domoradzki „Grot”, ppor. J. Wojnowski „Motor” – d-ca plutonu saperskiego. W dolnym rzędzie siedzą od lewej: por. Witold Waligórski „Witek” – oficer wywiadowczy, por. cc. Jan Rogowski „Czarka”, Albin Hop „Stefanowski” – d-ca plutonu ochronnego, ppor. Leszek Popiel de Choszczak „Antoniewicz” – adiutant Zgrupowań (fot. Feliks Konderko „Jerzy” – ze zbiorów Mariusza Barana – Barańskiego)
Latem 1944 r., podczas akcji „Burza”, Zgrupowania „Nurta” (oddział dyspozycyjny Inspektoratu Sandomierz AK) stały się podwaliną 2. p.p. Leg. AK, tworząc jego I batalion. Pułk zaś wszedł w skład 2. DP Leg. AK, wchodzącej z kolei w skład Korpusu Kieleckiego AK, który pomaszerował na pomoc powstańczej Warszawie. Po zaprzestaniu marszu i rozformowaniu Korpusu, 2. p.p. Leg. AK, którego dowódcą od października jest kpt. E. Kaszyński „Nurt”, zostaje ostatecznie rozformowany w lasach k. Bliżyna dopiero 14 XI 1944 roku. „Nurt”, który 18 I 1945 r. zostaje awansowany do stopnia majora, ukrywa się odtąd w Obwodzie Jędrzejów, a następnie, po wkroczeniu Sowietów i pobycie w Warszawie oraz Krakowie, potajemnie przekracza granicę i przez Czechosłowację dociera do Włoch, a w 1946 r. wraca do Wielkiej Brytanii. Osiadł w Londynie, gdzie do końca życia ciężko pracował fizycznie, podupadając coraz bardziej na zdrowiu i umierając w osamotnieniu 24 III 1976 roku. Za swoje żołnierskie zasługi odznaczony był Krzyżem Virtuti Militari V Klasy oraz dwukrotnie Krzyżem Walecznych i Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami, a także Krzyżem Armii Krajowej.
Marsz na Warszawę – VIII 1944 r. – pierwszy z prawej Leszek Zahorski ps. „Leszek Biały” – żołnierz drużyny ochronnej b. Zgrupowań AK „Ponury” (fot. Feliks Konderko „Jerzy” – ze zbiorów Mariusza Barana – Barańskiego)
Różne były losy podkomendnych „Ponurego” i „Nurta” podczas okupacji sowieckiej. Wielu z nich z bronią w ręku powróciło do swego partyzanckiego domu – na Wykus – jak jeden z konstruktorów słynnego partyzanckiego pistoletu maszynowego „KIS” – „Smrek” Stanisław Skorupka – dowódca oddziału NIE – DSZ, liczącego ok. 50 żołnierzy, walczącego w okolicy od III – VI 1945 roku (okrążonego 26 czerwca pod Wąchockiem przez 300 os. Grupę Operacyjną NKWD i wziętego do niewoli – wszystkich 25 żołnierzy aresztowano; w tym oddziale walczył także patron Marszów Pamięci – Leszek Zahorski ps. „Leszek Biały” – żołnierz drużyny ochronnej „Ponurego” – długoletni więzień stalinowski). Wielu z nich nie uniknęło lochów NKWD i UB, jak Bronisław Sianoszek ps. „Bronek”, „Imrun” (1921 -1968) - żołnierz m. in. „Wachlarza”, osłony konspiracyjnej produkcji „Stenów” i drużyny ochronnej „Ponurego”, ranny w Powstaniu Warszawskim – który w lipcu 1945 r. zostaje skazany na karę śmierci, zamienioną na 10 lat więzienia, a następnie – w kwietniu 1946 r. – na 5 lat – wielokrotny, legendarny uciekinier z więzień w Warszawie, Wronkach, Komorowie i innych – zwolniony w 1953 roku. Na Wykusie lub w jego bliskiej okolicy obozowały w tym trudnym okresie także i inne oddziały niepodległościowego podziemia zbrojnego, jak ZO DSZ pod dow. kpt. A. Hedy „Szarego” czy oddział NIE – DSZ por. H. Pawelca „Andrzeja”. Jednymi z ostatnich oddziałów partyzanckich, operujących w okolicy, były oddziały samodzielne lub o nieustalonej przynależności – kilkuosobowy oddział Mieczysława Siudka ps. „Dąbek” (od XII 1947 r. – po zabiciu „Dąbka” przez GO UB – KBW pod Milicą – pod dow. Ludwika Bilskiego ps. „Lanca”), walczący od X 1947 r. do I 1948 r. oraz kilkunastoosobowy oddział pod dow. Aleksandra Życińskiego ps. „Wilczur”, działający od V 1947 r. do I 1949 roku.
Aleksander Życiński „Wilczur” – zdjęcie na Murze Pamięci OMPiO w Kielcach
Natomiast „Ponurego” i „Nurta” sowieckie władze w Polsce skazały na zapomnienie, nie zgadzając się – aż do kresu trwania czerwonego imperium nad Wisłą – na sprowadzenie do kraju ich szczątków. Dopiero w 1987 r., po wieloletnich staraniach rodziny, przyjaciół i towarzyszy broni, władze PRL podjęły starania o ekshumację i sprowadzenie znad Niemna zwłok mjr. Jana Piwnika „Ponurego”. Jego szczątki wydobyto z grobu na cmentarzu w Wawiórce k. Lidy i przewieziono nad Wisłę, a we wrześniu 1987 r. złożono w podziemiach wąchockiego klasztoru. Uroczystości pogrzebowe, z udziałem setek tysięcy ludzi, będące również manifestacją patriotyczną (pilnie kontrolowaną przez tysiące funkcjonariuszy MO i SB), odbyły się następnego roku w dniach 10 – 12 czerwca. Uroczystości te, przy udziale tłumów i 68 pocztów sztandarowych, wieńczyło przekazanie przez żołnierzy „Ponurego” trumny swego legendarnego dowódcy „Jędrusiom” i dotarcie z nią do Wąchocka, gdzie Komendant z Wykusu spoczął we wnęce klasztornych krużganków. Szczątki doczesne drugiego komendanta z Wykusu – mjr. Eugeniusza Gedymina Kaszyńskiego „Nurta” – zostały sprowadzone do Polski w 1994 r. i w czasie uroczystości czerwcowych, w obecności wielotysięcznego tłumu ludzi – zgodnie z jego wyraźnym życzeniem – złożone na Wykusie.
Uroczystości pogrzebowe „Ponurego” na Wykusie – 11 VI 1988 r. – drugi od prawej siedzi brat Komendanta – Józef Piwnik ps. „Topola” (fot. – Jerzy Niedbał – ze zbiorów Szczepana Mroza)
I jeszcze jedna, bardzo istotna postać powinna tu zostać wspomniana – „Fotografista od »Ponurego – Nurta«” – Feliks Konderko ps. „Jerzy” – szef w Zgrupowaniu Nr 3 ppor. „Mariańskiego” – autor zdecydowanej większości zdjęć, powstałych w tamtych partyzanckich dniach, które dotrwały do naszych czasów. Dzięki tak dokładnej dokumentacji, skrupulatności autora fotografii, możemy dziś wejrzeć w ten czarno – biały, magicznie odległy, świat żołnierzy Zgrupowań… Feliks Konderko, to wuj Mariusza Barana - Barańskiego, do którego obecnie należą prawa autorskie do zdjęć wykonanych przez "Jerzego".
Feliks Konderko ps. „Jerzy” (fot. Feliks Konderko „Jerzy” – ze zbiorów Mariusza Barana – Barańskiego)
Góry Świętokrzyskie… Wykus – leśne uroczysko, wzgórze 326, należące do najwyższych w tej puszczańskiej okolicy…
Właśnie przestało padać… Przedpołudniowe słońce mozolnie próbuje przebić się przez mocny jeszcze – ciemno – kłębliwy – nieboskłon…
Lało niemożebnie od samego rana… Skarżysko rozkopane niemiłosiernie, więc kluczyłem zakosami – objazdami. W Wąchocku też lało, a w lesie masa aut grzybiarzy i tabuny terenówek, chlapiących niebosiężnie wokoło na wąskiej fatalnej drodze, która mnie tu – na Wykus – przywiodła… Jest 11.10… 16. IX 2017 A.D. Tak się składa, że jestem pierwszy… Otwieram bagażnik ubłoconego po dach auta… Mam czas na łyk kawy z termosu, zjedzenie banana i chwilę przemyśleń… Czekam na tej, co zwykle, niewielkiej polance pomiędzy drogą (którą nie raz w 1943 r. sunął, a raczej telepał się, czarny Opel „Motora”), a Lubianką – czyli w miejscu wyjścia naszej powyższej i przyszłej opowieści… Obok – na tarasowym, ziemnym podwyższeniu – obelisk, wyznaczający początek Partyzanckiej Drogi Krzyżowej, powstałej staraniem Hufca Starachowice ZHP, poświęconej w październiku 2002 r. przez ks. bpa Zygmunta Zimowskiego. Droga ta będzie w dużej mierze pokrywać się z naszą drogą – drogą IX Marszu Pamięci… Uwielbiam to miejsce…
Obelisk, wyznaczający początek Partyzanckiej Drogi Krzyżowej na Wykusie
Dochodzi południe… Czas mija bardzo szybko… Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pojawiają się auta uczestników Marszu… Niektórzy w oczekiwaniu na początek drogi, mieszają się z grzybiarzami i – w tym samym, oczywistym celu – pląsają pomiędzy zaroślami… A grzybów jest naprawdę zatrzęsienie…
Oto i pierwsi uczestnicy IX Marszu Pamięci
Wreszcie jest On – Komendant IX Marszu Pamięci im. kpt. Leszka Zahorskiego „Leszka Białego” i Komendant rzeczywisty całego środowiska ludzkiego, gromadzącego się wokół Pamięci Partyzantów z Wykusu – Szczepan Mróz – prezes Stowarzyszenia Pamięci „Ponury – Nurt”, człowiek instytucja, człowiek wielu talentów: autor i współautor filmów dokumentalnych o Wykusie z tamtych czasów, autor wielu tekstów na ten temat i współautor wspaniałej książki z tego roku (2017) pt. „O każdy kamień i drzewo w lesie” – wspomnień ostatniego z żyjących żołnierzy „Ponurego” i „Nurta” – Lucjana Krogulca ps. „Lutek” (książka jest chętnie kupowana przez uczestników Marszu), znawca tematyki II wojny światowej w ogóle…
Przewodnik świętokrzyski, człowiek o wielkim talencie recytatorskim, a także kamieniarskim – wykonał większość tablic pamiątkowych na Wykusie i w Wąchocku (kiedy ja jeszcze na czworaka nieporadnie malowałem ściany kredkami, Szczepan już kuł w kamieniu równiutkie znaki;)… Można powiedzieć – dla jasnego przekazu… gdyby nie Szczepan, nie byłoby nas tutaj – na tej polance, nie byłoby Marszu Pamięci, bowiem to On jest jego pomysłodawcą… Nie byłoby Takiej Pamięci o żołnierzach z Wykusu… Tak żywej Pamięci… Ponieważ Szczepan jest Tym jedynym aktywnym ogniwem Tego łańcucha pamięci, bez którego wszystko by przepadło, a na pewno nie wyglądałoby jak dziś… Historią i pamięcią Zgrupowań zajmuje się prawie 40 lat, poświęcając wiele ze swojego codziennego i rodzinnego życia… To on połączył znanych mu i żyjących jeszcze partyzantów „Ponurego” i „Nurta” z pokoleniem jemu współczesnym i pokoleniem dzisiejszym, bowiem młodych ludzi i dzieci nie brakuje na Marszach Pamięci… To Szczepan mozolnie gromadził materiały na temat Zgrupowań, spisując i nagrywając ostatnich żyjących „leśnych” z Wykusu, współpracując z Cezarym Chlebowskim – autorem słynnej książki na ten temat pt. „Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie”, gromadząc wokół siebie rodziny i sympatyków partyzantów i – co bardzo ważne – przekazując wiedzę i miłość do tego wszystkiego młodzieży… Szczepan jest dla mnie serdecznym kolegą, przyjacielem, ale też mam dla Niego ogromny szacunek, i jest dla mnie prawdziwym autorytetem, Komendantem dzisiejszym tej Sprawy, o którą wtedy walczono na Wykusie, w całych Górach Świętokrzyskich, w całej Polsce, o którą walczyć należy i dziś, i wciąż… On przejął pałeczkę Sztafety…
A oto i komendant Marszu – Szczepan Mróz – honor, salut, czapki z głów, ewentualnie… niski ukłon;)
Komendant Szczepan Mróz wita się serdecznie z każdym z osobna, wymienia uściski „na misia” i uśmiechy… Na głowie ma furażerkę, korpus okrywa panterka… Bierze w dłoń mikrofon i wkoło płynie mocny, tubalny, ale miły, ciepły głos… Tłumaczy plan, cel i trasę IX Marszu Pamięci…
Wolnym, dość równym krokiem ruszamy na południowy – wschód… Trawa i mech srebrzą się od świeżej rosy… Gdzieniegdzie ten mokry kobierzec zdobi kapelusz borowika, podgrzybka, muchomora… I brązowe, i żółte martwe liście… Gałęzie drzew ciężko uginają się ku parującej ziemi… Krople wody spadają na plecaki, kaptury i mundury, plamiąc je nierównomiernie… Las tak mocno pachnie ziemią, życiem… Za chwilę przeprawimy się przez Lubiankę… Jesteśmy znów w domu… Komendant prowadzi nas na Wykus…
Lubianka za nami – Kropka przed nami…
Przez mostek, a potem łagodnym skłonem wzgórza docieramy na Kropkę… Nie jest to jeszcze szczyt wzgórza ani właściwe obozowisko „Ponurako – Nurtowców”, ale było to jedyne miejsce, gdzie można było urządzić taki obóz spotkań, żywej pamięci – z wiatą, ławkami i paleniskiem, i postawić pomnik ku czci Partyzantów z Wykusu… Za pomnikiem uplasował się amerykański samochód wojskowy Hummer – pieszczotliwie Hummviee;) Młodzież przywiozła nim Jurka z Zagnańska, o którym więcej potem…
Jego Wysokość Hummviee na Kropce;)
Komendant znów roztacza przed nami historię Wykusu, działalności Stowarzyszenia i snuje opowieść o Kropce… Potem mała i szybka – partyzancka uroczystość ;) Szczepan wita się serdecznie z przybyłymi na Marsz przedstawicielami świata filmu – reżyserem najnowszej i świetnej polskiej produkcji historycznej „Wyklęty”, która w przeważającej części została oparta o plenery Gór Świętokrzyskich oraz młodą aktorką – Anną Iwasiutą – Dudek. Szczepan współpracował z Konradem Łęckim przy tworzeniu ww. filmu, a obecnie współpracuje z nim przy produkcji nowego filmu – właśnie o „Ponurym” i jego żołnierzach, który powstaje na podstawie słynnej książki Cezarego Chlebowskiego „Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie”. Wreszcie… Chciałoby się powiedzieć… Tyle lat Ta wspaniała historia, te fascynujące życiorysy musiały czekać na filmową, fabularną, kinową opowieść… Już nie mogę się tego filmu doczekać… Anna Iwasiuta – Dudek zagra w nim żonę „Ponurego” – Emilię Malessę ps. „Marcysia”. Szczepan wręcza obojgu odznaki i legitymacje honorowych członków Stowarzyszenia.
Szczepan wita serdecznie Konrada Łęckiego i Annę Iwasiutę – Dudek (kadr godny wielkiego ekranu;)
Ruszamy dalej dość zarośniętą drogą leśną… Instynkt grzybiarski – w wyniku dawno niespotykanego wysypu różnokolorowych kapeluszy na leśnym poszyciu – wzmaga się znacznie, nawet ponad znacznie;) Koszyki i wiaderka pęcznieją w szybkim tempie…
Grzybiarskie żniwo… tak naprawdę… dopiero się rozpoczyna;)
Góry Świętokrzyskie… Wykus – leśne uroczysko, wzgórze 326, należące do najwyższych w tej puszczańskiej okolicy…
Od 1978 r. teren ten na pow. 53 ha objęty jest ochroną częściową, jako rezerwat przyrody, ustanowiony celem ochrony lasów i borów mieszanych o naturalnym charakterze oraz Miejsc Pamięci Narodowej. Dogodne warunki wzrostu znalazły tu wielogatunkowe drzewostany z jodłą, brzozą, grabem, sosną oraz świerkiem. W bogatym i różnorodnym runie leśnym dominuje ok. 30 gat. roślin, a wśród nich zawilec leśny, gajowiec żółty, przylaszczka czy żywiec cebulkowy. Z roślin chronionych wymienić należy widłak wrzosiec i wawrzynek wilczełyko. Przez teren rezerwatu malowniczo wije się rzeka Lubianka, zaopatrująca niegdyś partyzantów w świeżą wodę, a ponad nią szumią okazałe, stare drzewa – ich wiek sięga 60 – 90 lat, zaś niektórych okazów jodeł – nawet 150 lat.
No to idziemy sobie przez Rezerwat Wykus... Podziwiamy przyrodę...
Wreszcie docieramy na teren partii szczytowej Wzgórza 326, czyli obszar Kropki właściwszej – miejsca trzeciego z kolei obozowiska Zgrupowań Partyzanckich „Ponury – Nurt”… Szczepan ma ze sobą maszynopis ze skrupulatnie opracowanym przez siebie tekstem, ujmującym należycie i celnie każdy nasz kolejny Przystanek. Komendant – cały czas wyposażony w sprzęt głośnomówiący – na każdym z nich wygłasza wstęp. Na kropce recytuje:
„Przyjdą kiedyś, popatrzą nie będą wiedzieli nic, choćby księżyc noc światłem po szczyty sosen budował. W prężnej radości nocy i dni nie pojmą, choć im płuca napadnie ta sama cierpka woń sosnowa. Tu był więcej niż dom, jak korzenie wrośliśmy w tę ziemię byliśmy my i był las – sprzymierzeni, w mroku drzew strzały mocniej biły wrogom w piersi, był las i byliśmy my – leśni”.
Jesteśmy na Kropce właściwej i słuchamy uważnie...
Następnie przekazuje mikrofon wybranej osobie lub ochotnikowi… Na Kropce czyta Ewa Kowalik: „Gdybyśmy mogli cofnąć się o 74 lata wstecz stalibyśmy w miejscu najważniejszym dla Wykusu, znaleźlibyśmy się w centrum partyzanckiego obozu, trzeciego z kolei, ale przez partyzantów najbardziej ulubionego. Stalibyśmy w sercu wolnej Polski, tu bowiem po zachodniej stronie tego zbocza, w odległości nie większej jak 150 m stał szałas Komendanta »Ponurego« porucznika Jana Piwnika – dowódcy Zgrupowań Partyzanckich Armii Krajowej. (…)W ciągu dwóch lat partyzantki przez »ponurowsko – nurtowskie« wojsko przewinęło się około 1000 żołnierzy, tylu ich mieli pod swoją komendą, mam na myśli tylko ziemię kielecką. Nie mówię o ziemi nowogródzkiej. Jak wspomniałam, znajdował się tu partyzancki obóz. A tak dokładniej, żołnierze „»Ponurego« przybyli na to właśnie wzgórze w połowie sierpnia 1943 r. i pozostali tu aż do ostatniej obławy. Po tej nieszczęsnej obławie, nie wracali tu już jako oddział, czy tym bardziej jako zgrupowanie. O tym jak wyglądało codzienne życie, możemy poczytać choćby w »Dzienniku z Wykusu« autorstwa Teofila Obary ps. »Teoś«, tam można znaleźć wiele ciekawostek z partyzanckiej codzienności. Ale jest jeszcze jedno bardzo ważne źródło. Są to wydane w tym roku wspomnienia autorstwa »Lutka« Lucjana Krogulca, w czasie wojny partyzanta z oddziału „Grota” Euzebiusza Domoradzkiego a następnie u »Dzika« Mariana Świderskiego. Oto jak opisał Kropkę »Lutek«:
»Obozowisko usytuowane na zachodnim i północnym zboczu Kropki. W dniach 16 – 18 sierpnia 1943 r, zbudowano tu solidne szałasy i postawiono ołtarz polowy. Był tu las wysokopienny złożony z drzew iglastych i liściastych, podszycie gęste, jodłowe. Od łąk rolników z Bronkowic biegła droga leśna, można było przejechać nią wozem konnym. Droga ta prowadziła przez Kropkę od południowej strony wzgórza do drogi Siekierno – Rataje. Od strony wschodniej wzgórza 326 wiodła również droga biegnąca na północ. Po lewej stronie tej drogi w kier. północno – zachodnim zbudowane były szałasy dla partyzantów. Przy tej drodze leżało ścięte duże drzewo oraz znajdował się pień, gdzie przesłuchiwano konfidentów, był tu również areszt specjalnie dla nich zbudowany«.
Szkoda, że nie możemy wejść dziś na szczyt Kropki. Ogranicza nas czas i teren, który nie jest łaskawy szczególnie dla pojazdów, myślę jednak, że malowniczy krajobraz oraz charakter odwiedzanych miejsc, jaki będziemy podziwiać w czasie dalszej wędrówki zrekompensuje nam tę niedogodność.
Udamy się teraz w kier. zachodnim do trzeciego miejsca na szlaku dzisiejszej wędrówki”.
Chyba jakoś dojdziemy;)
No niestety… teren po sążnistych deszczach okazał się, co prawda, malowniczy, ale zupełnie niełaskawy – nie tylko dla pojazdów…;) Początkowo nie jest tak źle, ale z czasem brniemy po kostki w błocku, a dodatkowo świeża, mocna przecinka, sprawia, że trochę błądzimy… Grzybiarze nie odpuszczają… W szeregach słychać szmery: „Komendant chce nam pokazać, jak to Wtedy było”;) W końcu pokonujemy dość strome podejście, zejście, wejście i… wreszcie docieramy na prawidłowy szlak… Stajemy przy mogile Tadeusza Lange – „Szylinga”…
„Lasy zielone,
Polskie, siekierzyńskie.
Niech się wasz liść kołysze
Nad tysiącami miejsc, gdzie wrzos
Ma barwę inną – już na zawsze.
Otulcie partyzancki los
W dywany liści najłaskawsze,
Opatrzcie watą miękkich mchów,
Otoczcie tchnieniem zielnej woni
I choć nie znacie naszych słów
Nućcie tym, którzy wśród ustroni
Waszych zostali – piosenkę cichą
Także i od nas,
Po wsze czasy.
Lasy zielone.
Polskie lasy” – czyta Komendant…
Stajemy wreszcie przy pierwszej mogile partyzanckiej tego dnia...
„Szyling” był żołnierzem plutonu ochronnego „Ponurego”… Dalej czyta Łukasz Gruszczyński:
„W plutonie tym był do końca swych dni, do 28 października 1943 roku. Ów dzień pozostanie głęboko w pamięci jedynego bezpośredniego świadka śmierci »Szylinga«, a był nim kpr. pchor. »Leszek Biały« Leszek Zahorski – również żołnierz plutonu ochronnego.
W godzinach rannych Komendant polecił im oraz trójce innych żołnierzy udać się na strzelnicę celem przestrzelania dostarczonych dwa dni wcześniej do obozu stenów z konspiracyjnej fabryki broni w Suchedniowie. Pistoletów maszynowych było 21 sztuk. Całością grupy dowodził pchor. »Marian« Marian Wikło, byli również »Kolcik« Julian Świtek oraz dziewczyna »Poranek« Józefa Wasilewska, siostra nieżyjącego już wówczas wspaniałego dowódcy »Oseta« Władysława Wasilewskiego ze Zgrupowania nr 3 por. »Mariańskiego«. Rodzeństwo Wasilewskich również pochodziło ze Skarżyska nawet z tej samej ulicy Wrzosowej.
W drodze powrotnej ze strzelnicy usłyszeli pierwsze strzały obławy. Sytuacja tej piątki stała się bardzo trudna. Pośród wybuchów i serii z broni maszynowej postanowili się rozdzielić, aby łatwiej uratować życie.» Poranek« otrzymała ciężki postrzał w piersi, ale dzięki pomocy »Mariana», a następnie dobrych ludzi oraz fachowej opiece w Warszawie udało się jej przeżyć. Mniej szczęścia miał »Kolcik«, który również ciężko ranny, osłaniając kolegów wytrwał na posterunku do końca. Postrzelany jak sito zmarł z ran. »Szyling« z »Leszkiem Białym« postanowili ratować wiezione na konnym wozie steny. By nie dostały się w ręce wroga, »Leszek« rozrzucił je w jeżynach. Niestety, Niemcy znaleźli i zabrali broń, w wykonanie której suchedniowscy konspiratorzy włożyli tak wiele wysiłku. Konia wraz z wózkiem puścili wolno, a sami postanowili się przebić. Ukryci za małym pagórkiem zauważyli dwóch Niemców, którzy weszli na polanę. Jeden z nich oddał strzał w ich kierunku, Tadek wyrzucił granat, ale już za blisko, bowiem sekundę wcześniej otrzymał śmiertelny postrzał w głowę. »Leszek« wystrzelił ze swego kabeka. Całe szczęście celnie, drugi Niemiec zwiał w popłochu.
Jakież było przerażenie »Białego«, gdy zobaczył, że przyjaciel kona a on był bezradny. Nie pomógł nawet austriacki szyling, mały pieniążek dany na szczęście Tadkowi »Szylingowi« w dniu imienin. Dnia 28. października wypada dzień imienin Tadeusza. W tym przypadku ostatnich.
Przygotowanie stenów do przestrzelania… „Szyling” – Tadeusz Lange na pierwszym planie w koszuli w kratę... Za nim - bacznie się przyglądający - Komendant "Ponury" – Wykus 1943… (fot. Feliks Konderko „Jerzy” – ze zbiorów Mariusza Barana – Barańskiego)
Całe to wydarzenie rozegrało się kilkaset metrów stąd, bliżej obozu. Jednak po obławie partyzanci chowali swych kolegów w takich miejscach, by łatwiej do nich trafić, przy leśnych drogach.
W 1945 r. ciało zostało ekshumowane i złożone na cmentarzu partyzanckim w Kielcach”.
„Na ostatnim swym wypadzie
Nigdy nie powrócę w pielesze
Umrę
Maszyna wojny nie ocala
A ja nie ucieknę,
Gdy pociski uderzą...” – śpiewał Denis „Snake” Belanger – voc. grupy Voivod…
To pierwsza mogiła, jaką spotykamy na drodze Marszu… A rytuał jest taki, co roku, że za dusze poległych modli się Brat Marian (który, co roku, mimo podeszłego wieku, piechotą z klasztoru Cystersów w Wąchocku dociera na Wykus), zaś na trąbce hejnał określony odgrywa – na melodie odpowiednio dopasowane dziejowo – od młodziutkich lat (kilku lat swego życia) – sympatyczny bardzo chłopak – Kuba Kowalski – dziś już wprawiony trębacz – nastoletni profesjonalista. Tutaj gra melodię… „Spij Kolego w ciemnym grobie… Niech się Polska przyśni Tobie…”.
Modlitwę za duszę „Szylinga” odmawia Brat Marian… Za chwilę Kuba zagra na trąbce…
Ruszamy dalej – tym razem już spokojnie – idziemy za niebieskimi znakami pieszego szlaku turystycznego. Grzybiarze wciąż zbierają obfite żniwo;) A wśród grzybiarzy przoduje bezsprzecznie Janusz Skibiński – były świętokrzyski kurator oświaty – z lat 2005 – 2007… Schodzimy w dół wąwozu, którego dnem malowniczo toczy swe nurty rzeka Lubianka i jej dopływ – Czarna… Tu – w miejscu jednego z obozowisk Zgrupowań – znajduje się kolejna mogiła partyzancka…
Lubianka i Czarna – wodne „aorty” partyzanckiego organizmu na Wykusie…
Oddajmy głos Komendantowi:
„Gdybyście mówić chciały
Lasy zielone ,polskie.
Gdybyście mówić umiały,
Bory Tucholskie,
Puszczo Świętokrzyska,
Kampinosie,
Zamojszczyzno –
Niosłyby się po rosie
Salwy w waszych słowach
I szept ostatni:
»Dla Ciebie,
Ojczyzno«”…
Stoimy przy mogile „Mietka”… w miejscu tak samo pięknym, jak i mrocznym – jak tamten czas…
Ten leśny grób kryje kości żołnierza Plutonu Ochrony Radiostacji »Inspektora Jacka« - Mariana Cieśli ps. »Mietek«, który ciężko ranny po październikowej obławie, najtragiczniejszej dla tego plutonu, zmarł z upływu krwi, chłodu i braku pomocy. Odnaleziono go dopiero po kilku dniach, dlatego nie spoczął we wspólnej mogile. Rozpoznany po charakterystycznym odzieniu, ponieważ ciało mocno nadjedzone przez lisy trudne było do rozpoznania. Z relacji partyzantów wiadomym jest, że grób ten, po 1945 r. nie został ekshumowany jak pozostałe groby. Grób ten znajduje się na szlaku mogił partyzanckich, tędy przebiega corocznie Partyzancka Droga Krzyżowa przygotowywana przez harcerzy z ZHP w rocznicę ostatniej obławy zawsze 28 października, niezależnie od tego, jaki to dzień tygodnia. Ale historia tego miejsca nie jest związana tylko z tym faktem, że spoczął tu jeden z żołnierzy »Inspektora Jacka«, to również miejsce drugiego partyzanckiego obozu, który istniał od 1 do 19 lipca 1943 roku. (…) »Z tego obozu partyzanci wychodzili na akcję w nocy z 2/3 lipca 1943 r. – rozbicie pociągu pospiesznego pod Łączną, stąd wyruszano na odsiecz Michniowa i akcję pod Berezowem. Tu odbyło się 11 lipca święto pułkowe, połączone z uroczystym zaprzysiężeniem żołnierzy. Na polanie po prawej stronie rzeczki stał odświętnie udekorowany cekaem przykryty biało – czerwoną banderą flotylli pińskiej, na którą składano uroczystą przysięgę«.
Życie obozowe na Wykusie 1943… Prac dogląda osobiście Komendant „Ponury”… (fot. Feliks Konderko „Jerzy” – ze zbiorów Mariusza Barana – Barańskiego
Z tego obozu »Ponury« nakazał wyprowadzić zgrupowania tuż przed pierwszą obławą 19 lipca 1943 r.
A kiedy partyzanci wrócili zastali spalone szałasy, zniszczony dobytek i żadnych widoków na przyszłość związaną z tym miejscem. Stąd przenieśli swój obóz na znaną już Kropkę”.
Słuchamy słów modlitwy i melodii „Śpij Kolego w ciemnym grobie…”. Kuba opuszcza trąbkę… Żegnamy „Mietka”…
Ostrożnie pokonujemy omszały, śliski mostek przerzucony przez Lubiankę… Ruszamy przecinką do drogi głównej, potem znów wchodzimy w las… Ktoś pali ognisko opodal wiaty, widać przywiezione łupane drewno i pilarkę spalinową… Znów pokonujemy rzekę, chwila marszu pod górkę i wchodzimy na obszerną polanę – dzisiejsze serce Wykusu – Partyzanckie Sanktuarium – Tu czuwa nad nami i nad Nimi Matka Boska Wykuska…
Serce, to serce - nic tu więcej dodać, nic ująć... Niech modli się za dusze - poległych i odeszłych - kto umie się modlić... A kto nie umie, bądź nie chce... niech się pokłoni bohaterom, niech to wszystko przemyśli - w jakim celu umierali w wojenny czas... o czym myśleli i jak się czuli, odchodząc na wieczną wartę, "gdy wystygły już boje..."... Kto ich docenił… Ważne, aby każdy, kto tu stanie, ocenił to świadomie…
„...Hubalowa patronko prowadząca ułanów
Po wolną Polskę leśnymi duktami,
(…) Matko łaski Bożej z obozu »Ponurego«
Wsłuchana w pieśń jodłową płynącą borami,
Módl się za nami...” – głoszą słowa „Litanii świętokrzyskiej”, ułożonej przez Henrykę Żelazko – łączniczkę AK ps. „Emilia”…
Przy Kapliczce MB Bolesnej Wykuskiej słuchamy z uwagą kolejnych słów, skreślonych przez Komendanta Marszu…
Komendant przekazuje mikrofon Monice Kalinowskiej:
„Historia tego miejsca została już opisana w wielu publikacjach, kapliczka z wizerunkiem Matki Bożej Bolesnej z Wykusu znana jest nie tylko w kraju, ale również daleko poza jego granicami. (…) Powstała staraniem byłych partyzantów »Ponurego« i »Nurta«. Uroczystość poświęcenia i odsłonięcia miała miejsce 15 września 1957 r. na pamiątkę bitwy na Barwinku. Po październikowej odwilży 1956 r. dawni żołnierze AK mogli ziścić swój plan dopiero 12 lat po zakończeniu wojny. Miejsce to nie jest cmentarzem, nie chowano tu zmarłych jak czasem słyszy się z ust ludzi mało zorientowanych. Jest natomiast jeden wyjątek. Tu bowiem, w czerwcu 1994 r., złożono przywiezione z Londynu prochy legendarnego mjr. »Nurta« Eugeniusza Gedymina Kaszyńskiego. W czasie podniosłych uroczystości pogrzebowych spoczął w miejscu, o którym marzył będąc daleko tam, na obczyźnie. W jednym z listów do Zbigniewa Kabaty ps. »Bobo« z 22 grudnia 1946 r. major »Nurt«, tak pisał: »Ten czar, to duch lasów, który zapuścił swoje korzenie w duszę partyzanta. Nikt ich nie zdoła wyrwać – może wolność narodu, ale i wtedy zostanie tęsknota za czymś dalekim, niedościgłym, buńczucznym, a wielkim i rzewnym. Chłopiec z lasu zostawił cząstkę swojej duszy tam… Ona krąży po starych ścieżkach, na czarnych szlakach – wraca często i przypomina, że tam głucho, że na duktach nie ma dawnego śladu, a na skrzyżowaniach dróg nie stoją leśne placówki na czatach... Marzy się teraz, że znów jesteśmy razem w lesie. Trzaska ogień i rzuca na twarze czerwone refleksy. Grupy chłopaków pod krzakami i czarne drzewa na granatowym niebie. Ogień przyciągnął oczy i tańczy płomienistą sarabandę w szeroko otwartych źrenicach...«.
Tu – zgodnie z własną wolą – spoczął Komendant „Nurt”… Niechaj mu jodły szumią rankiem i wieczorem… i po wsze czasy… leśną pieśń nieśmiertelną…
Wróćmy jednak do tego miejsca. Przed nami kapliczka, pod daszkiem widoczny bardzo wymowny w swej treści napis »PRZECHODNIU PONIEŚĆ WIEŚĆ, ŻE ZGINĘLIŚMY ZA OJCZYZNĘ« oraz pseudonimy wykute na cegiełkach z piaskowca dopełniają treści i dodają powagi temu miejscu. Na murze za kapliczką i z boku widoczne metalowe tabliczki zmarłych towarzyszy broni już po zakończeniu działań wojennych. Z roku na rok jest ich coraz więcej...”… Żyjący jeszcze partyzanci spotykają się tu, co roku, w drugą sobotę czerwca...
Uroczystości na Wykusie – 15. VI 2002 rok… Ileż jeszcze tych wart zostało… (fot. ze zbiorów Świętokrzyskiego Związku Żołnierzy Armii Krajowej)
Tu Kuba wygrywa na trąbce m.in. przejmującą melodię tzw. „Modlitwy obozowej”:
„O, Boże, skrusz ten miecz,
Co siekł nasz Kraj,
Do wolnej Polski nam
Powrócić daj!...”.
Kuba gra, a my z namaszczeniem słuchamy melodii „Modlitwy obozowej”… melodii, która porusza wszystko wewnątrz, wszystko, co tylko odbiera bodźce i wysyła je w najczulsze odmęty umysłu… lub – jak wolimy to nazywać – serca… polskiego serca…
Mamy chwilkę odpoczynku na ławeczkach… Kilku grzybiarzy chyłkiem wymyka się szlakiem niebieskim – gdzieś ku Kropce;)… Czas ruszać dalej – Komendant podrywa nas do dalszego marszu… Chwilka drogi do rzeki, potem zakosami w lewo i docieramy do miejsca zwanego tradycyjnie „Mogiłą Warszawiaków”…
Docieramy do „Warszawiaków”… czuj – duch… znów zamieniamy się w słuch…
Czyta Miłosz Koprowski: „Warszawiacy byli wszędzie. Szli do powstań, walczyli we Wrześniu, miał ich »Hubal« w swoich szeregach, byli u »Jędrusia«, bili się także w Zgrupowaniach »Ponurego«. W prastarym, jak zawsze bardzo polskim Wąchocku wcześnie narodziła się Służba Zwycięstwu Polski. Jesienią 1939 r. pośród rodowitych mieszkańców, znaleźli oparcie żołnierze pól bitewnych Września. Byli to młodzi ludzie pochodzący z Warszawy. Jeszcze leżał śnieg w lesie, a oni już zorganizowani, w mundurach, dokładnie 3 marca 1940 r. w sile 22 ludzi w tym 10 Warszawiaków wyruszyli w rejon Polany Langiewicza. Dowódcą tej grupy został Stanisław Wróbel ps. »Czujny«, zastępcą zaś sierż. »Konar« Polikarp Rybicki, późniejszy współtwórca pistoletu maszynowego KIS, żołnierz »Ponurego« i »Nurta«. Oddział ten zasadniczo nie prowadził działalności bojowej, ograniczał się do gromadzenia, konserwacji i magazynowania broni pochodzącej z pobojowisk wrześniowych. Zebraną broń zmagazynowano w schronie ziemnym u podnóża wzgórza 326, nad rzeczką Lubianką. (…)Oddział ten podlegał dowództwu okręgu ZWZ i w dniu 19 kwietnia został rozwiązany. (…)W dniu 14 lutego 1941 r. w wyniku zdrady zostali aresztowani Stanisław Wróbel i konserwator zmagazynowanej broni »Abramek« – Bramski. W wyniku morderczych przesłuchań magazyn został wydany. Niemcy wywieźli z niego kilka furmanek broni i sprzętu wojskowego. Obaj aresztowani zostali zamordowani.
W Zgrupowaniach Partyzanckich Armii Krajowej »Ponury« znaleźli się także Warszawiacy. Stanowili pluton w Zgrupowaniu Nr 2, którym dowodził por. cichociemny Waldemar Mariusz Szwiec. Rejonem operacyjnym działania partyzantów »Robota« były Końskie i okolice tego jakże patriotycznego miasta. Żołnierze dywersji warszawskiej, zagrożeni aresztowaniem, przybyli w świętokrzyskie by tutaj dalej walczyć o Polskę. Dowódcą plutonu warszawskiego został najmłodszy cichociemny ppor. »Rafał – Mocny« Rafał Andrzej Niedzielski. Uwielbiany przez swych żołnierzy dowodził najbardziej bojowym pododdziałem w Zgrupowaniach »Ponurego«. Ten zbiorowy grób, przed którym teraz stoimy, nie kryje szczątków partyzantów z Plutonu Warszawskiego. Mogiła ta pochodzi z 1944 r. i na jej temat wiemy stosunkowo niewiele. Utrwalona na kilku fotografiach tuż po zakończeniu działań wojennych, wówczas wyglądała inaczej, ogrodzona płotkiem. W 1945 r. zmieniono brzozowy krzyż na bardziej trwały, dębowy, na którym widniał odlewany orzeł z koroną”.
Uroczystość przy „Mogile Warszawiaków” w 1945 r. – na pierwszym planie klęczą: drugi z lewej – Edmund Rachtan „Kaktus”… piąty z lewej – Zbigniew Lange „Bór” (fot. ze zbiorów Szczepana Mroza)
Słuchamy modłów Brata Mariana, słuchamy trąbki Kuby… Czas ruszać dalej, i tak straciliśmy sporo czasu na tym kluczeniu po przecince na Kropce… Dlatego też, Komendant decyduje, że nie pójdziemy już na Barwinek – uroczysko – sródleśna łąkę – miejsce zwycięskiej bitwy z niemiecko – kałmucką obławą z 16. IX 1943 roku… Szkoda… Następnym razem…
Wracamy do głównej drogi, skręcamy w lewo i ruszamy ku kolejnej mogile… Spoczywa w niej „Zjawa”… Istota ulotna… Niedaleko stąd uleciało w walce Jej młodziutkie życie… Ludmiła Bożena Stefanowska miała w chwili śmierci zaledwie 19 lat… Zawsze w tym miejscu czuję dreszcze, głębokie poruszenie… Myślę wtedy, co czuła „Zjawa” w swoich ostatnich chwilach, co czuli jej bliscy… Czy czuli coś w ogóle sowieccy namiestnicy w Polsce, którzy od 1944 r. nazywali Ją i jej towarzyszy broni „bandytami”… Myślę wtedy o „Ince” – Danucie Siedzikównie – sanitariuszce AK od mjr. „Łupaszki” – siedemnastoletniej dziewczynie, katowanej i zamordowanej przez "UBeckich" siepaczy z NKWD… Myślę o mojej córce Mai, która za dwa miesiące skończy 18 lat…
„Zjawa” – Ludmiła Bożena Stefanowska – zdjęcie przedwojenne (ze zbiorów Szczepana Mroza)
„…Grób »Zjawy« Ludmiły Bożeny Stefanowskiej, siostry mjr »Habdanka« Jerzego Oskara Stefanowskiego oraz »Jawy« Władysława Stefanowskiego. (…) Urodziła się w Marunie Suchej pow. Grodzisk Mazowiecki 10 sierpnia 1924 roku. Już w Skarżysku ukończyła szkołę podstawową im. Józefa Piłsudskiego, następnie gimnazjum im. Witkowskiego. Naukę na poziomie gimnazjum skończyła w Warszawie, gdzie przeniosła się do studiującego na Politechnice Warszawskiej brata Mirosława. W Warszawie rozwijała swoje zainteresowania w harcerstwie. Była mocno związana z drużyną harcerzy wodnych ze Skarżyska. Brała udział w obozach harcerskich, doskonale pływała, wiosłowała, strzelała, jeździła na nartach oraz konno. W 1939 r. została przeszkolona w Pomocniczej Służbie Kobiet. Nie chciała być gorsza od swych braci, ona również pracowała w konspiracji. A kiedy nadarzyła się okazja wstąpiła do oddziału partyzanckiego, którym dowodził jej brat Jerzy »Oskar«, »Habdank«. W sierpniu oddział ten podporządkował się »Ponuremu« i został włączony w skład I. Zgrupowania pod dowództwem por. »Nurta«. W czasie pobytu na Kropce oddział ten biwakował poniżej wzgórza 326, przy rzeczce Lubiance. »Zjawa« pełniła w nim funkcję łączniczki. Dnia 28. października, wcześnie rano, por. »Habdank« otrzymał rozkaz odebrania dwóch pistoletów typu Vis schowanych przy Źródle Langiewicza. Poszli we czworo; »Habdank«, »Jawa«, »Kaptur« i ona, »Zjawa«. Bez trudu odnaleźli ukryte pistolety i już mieli wracać, gdy nagle otrzymali bardzo silny niemiecki ogień z ciężkiego karabinu maszynowego. Pierwszy dostał »Kaptur« Dróżdż, prosto w serce, bez szans na ratunek. Następnie »Zjawa« otrzymała dwa postrzały. Jeden w obojczyk, drugi w płuco. Pozostali przy życiu bracia w żaden sposób nie mogli jej pomóc. Jeszcze strzelała z pistoletu, miała jeszcze dość siły by wyrzucić granat w kierunku Niemców. Ich było więcej. Kiedy przestała już strzelać osłabiona upływem krwi, dobiegli i dobili ją kolbami karabinów.
Świadkiem śmierci »Zjawy« był gajowy Kapusta z Rataj siłą przez hitlerowców wzięty na przewodnika.
Zrozpaczeni bracia »Habdank« i »Jawa«, kiedy mogli już wrócić po ciało siostry, zastali ją w strasznym stanie. Postanowili pochować ją na cmentarzu w którejś z okolicznych wiosek. Chcieli, aby miała chrześcijański pochówek. Donieśli ją do tego miejsca. Spoczęła tutaj, przy trakcie Siekierno – Wąchock. W roku 1945 ciało zostało ekshumowane. Pochowano ją na cmentarzu wojskowym w Kielcach. Imię »Zjawy« Ludmiły Bożeny Stefanowskiej wspaniałej łączniczki, partyzanta, harcerki wszechstronnie wyszkolonej, noszą drużyny harcerskie. Również jedna z ulic w Starachowicach przyjęła jej imię. Pamiętamy o Tobie Druhno, pamiętamy również o Twoich kolegach.
Czuwamy i czuwać będziemy” – przeczytała… a właściwie wyrecytowała Anna Iwasiuta – Dudek – aktorka…
Przy mogile „Zjawy” wsłuchujemy się z niekłamaną przyjemnością w głos Anny Iwasiuty – Dudek…
Pięknie się tego słuchało i z przyjemnością patrzyło… Wspaniała – wręcz „radiowa” – barwa głosu, nienaganna dykcja (ot… po prostu… profesjonalizm), uroda jakich mało… Dodatkowo bije od Niej jakieś ciepło, serdeczność i znać skromność taką niekłamaną. I myślę sobie, że Ona czuje dobrze klimat miejsca, w którym jesteśmy, i że znakomicie poradzi sobie z rolą „Marcysi” – żony „Ponurego”…
Jest nas jakby coraz mniej… Chyba instynkt grzybiarza oraz kiszki marsza grające – robią swoje (a na Kropce przecież trzaska już wesoło ognisko;)… Jest 15.35… Ruszamy rozciągniętą kolumną marszową ku kolejnej Stacji Pamięci… Zostaję trochę z tyłu… Chcę skorzystać z pewnej dobrej aury tego miejsca, bowiem na większości terenu Wykusu nie ma zasięgu, pola, sieci – jak tego nie nazwiemy… A koło „Zjawy” niewielki zasięg da się złapać. I myślę, że sama „Zjawa” może mieć coś z tym wspólnego… Prowadzę krótką rozmowę telefoniczną i wysyłam zdjęcia oraz sms do kilku zaprzyjaźnionych osób… Wiadomości dochodzą niestety dopiero w poniedziałek;)…
Czas w drogę, ostatni uczestnik marszu, którego miałem na oku, zniknął za zakrętem… Jestem zatem najgorszym obecnie maruderem;) Jednak dość spokojnym krokiem doganiam kolumnę i zamieniam kilka zdań z Komendantem. Rozmawiamy m.in. o wydanych właśnie wspomnieniach „Lutka” i planach wydawniczych na przyszłość… Przecież Szczepan przez te prawie 40 lat zgromadził potężny materiał, ku Pamięci mogący być spożytkowany… Mówimy też o Miejscu Pamięci, do którego właśnie docieramy...
Wyobrażam sobie ten niemiecki cekaem ustawiony idealnie na podwyższeniu terenu, przy drodze, ziejący ogniem i plujący ołowiem z szatańskim jazgotem… Widzę, jak kule dużego kalibru koszą jeden po drugim żołnierzy oddziału por. Jana Kosińskiego – inspektora „Jacka”, próbujących przebić się przez pierścień obławy, zaskoczonych przez doborową (zaprawioną w walkach z partyzantami) jednostkę SS…
W „ciszy międzydrzewnej” oddajemy hołd poległym „Jackowcom”…
Stajemy przy sporym pomniku – mogile – tuż przy głównej drodze. Tym razem Komendant czyta swój tekst osobiście w całości:
„Zbiorowa mogiła poległych w czasie obławy 28 października żołnierzy Plutonu Ochrony Radiostacji »Inspektora Jacka« Jana Kosińskiego. »Cisza omszała i międzydrzewna, o którą dziób czasem otrze dzięcioł, Chłop zamyślony nagle się przeżegna, co tędy wozem zakręcił. To są Ci, których nie ma, a którzy zostali tu, płytko, pod leśną, ojczystą...«. Wywodzący się z podobwodu »Sarna« Bodzentyn Jan Kosiński »Inspektor Jacek«, »Stefan« dowodził dość nowoczesnym plutonem jak na tamte czasy.
Inspektor "Jacek" (z prawej) wita się z ks. M. Majewskim ps. "Ks. Robak" tuż przed Mszą świętą na Wykusie – 12. IX 1943… za kilka dni nadejdzie obława… (fot. Tadeusz Rylski - ze zbiorów Szczepana Mroza)
Pluton Ochrony Radiostacji, bo tak brzmiała jego pełna nazwa stanowił odrębną jednostkę bojową podlegającą bezpośrednio dowództwu okręgu. Praca radiostacji dalekiego zasięgu polegająca na przekazywaniu zaszyfrowanych informacji z Londynu do Warszawy i drogą odwrotną to niezwykle ważne zadanie. Stacjonowali osobno, w sporym oddaleniu od reszty partyzantów, nawet wybudowali sobie solidny szałas, a właściwie bardziej barak, przed zbliżającymi się chłodami. Były w nim prycze, prymitywne stoły, ławy. Słowem wszelkie wygody jak na partyzanckie warunki. Żołnierze »Inspektora Jacka« n i e p o d l e g a l i r o z k a z o m »Ponurego«. Ich przełożeni, to ludzie z dowództwa Okręgu Radomsko – Kieleckiego Armii Krajowej. Stosunki »Inspektora Jacka« z Komendantem Świętokrzyskich Zgrupowań były poprawne, »Ponury« troszczył się o nich jak o swoich żołnierzy, także apelował do »Jacka«, aby zmienili swoje miejsce postoju, i przybliżyli się do reszty, by byli bezpieczniejsi… Wiadomo, mogliby wówczas liczyć na szybszą pomoc ze strony żołnierzy Zgrupowań. Najtragiczniejsza z obław zastała ich w godzinach przedpołudniowych o godz. 9.50, zupełnie zaskoczonych, bez żadnych szans na obronę czy przebicie się przez pierścień otaczającej ich obławy.
Niemcy spodziewali zastać w tym solidnym baraku sztab Zgrupowań, być może stąd taki impet uderzenia, niespotykany dotychczas. Radiostacja ocalała a co z ludźmi?
Z trzydziestu sześciu zostało ich przy życiu zaledwie dziewięciu. Z trzydziestu sześciu zginęło na miejscu lub zostało bestialsko zastrzelonych dwudziestu siedmiu partyzantów. Ta mogiła przez dwa bez mała lata kryła szesnaście ciał. Po wojnie zostali przeniesieni na cmentarze, głównie do Kielc, na cmentarz wojskowy. Teraz jest to już tylko grób symboliczny. (…) Natomiast Straty Zgrupowań »Ponury« w czasie tej obławy to tylko jedenastu żołnierzy. Naprawdę niewielu, biorąc pod uwagę element zaskoczenia, siłę wojsk niemieckich i główne założenie Operacji pod kryptonimem »Memel« – całkowitego rozbicia bądź rozproszenia oddziałów partyzanckich...
Jeszcze do niedawna na tym grobie znajdowała się piękna tablica wykonana z brązu. Ukradli. Założyliśmy nową, z czarnego granitu Tekst na tej tablicy jest niezmieniony, brzmi tak samo. Strofy krótkiego, ale jakże wymownego, wiersza »Wiatr« Krzysztofa Kamila Baczyńskiego brzmią tak samo dobitnie:
»…Wołam cię, obcy człowieku,
co kości odkopiesz białe,
Kiedy wystygną już boje,
szkielet mój będzie miał w ręku
sztandar ojczyzny mojej«”.
Tak się składa, że dochodzi 16.00 i jest to ostatnia Stacja IX Marszu Pamięci… Po raz ostatni też dzisiaj słuchamy gry trąbki i słów modlitwy… Komendant Szczepan Mróz, prowadzi nas z powrotem w kierunku współczesnego obozu na Kropce… Tutaj dołącza do nas Sebastian Przybyłowicz – redaktor Polskiego Radia Kielce – prowadzący tzw. „Radio Pigwa” (wspólnie ze znanym satyrykiem – Bronisławem Opałko, czyli popularną Genowefą Pigwą) oraz audycje historyczne. Przyspieszamy kroku, bo głód daje się już we znaki, a na Kropce płonie ognisko i szumią knieje, no i czeka nas jeszcze pokaz broni… Docieramy w miejsce startu Marszu – na polankę przy obelisku Partyzanckiej Drogi Krzyżowej, pokonujemy znów mostek na Lubiance, potem pochyłość wzniesienia i powracamy na Kropkę.
Płonie ognisko w lesie… Na Kropce… Uczta dla zgłodniałego ciała… a za chwilkę i dla ducha…
Tu wygłodniałe Towarzystwo sprawnie organizuje kijki do pieczenia kiełbasy – w ruch idą zwykłe scyzoryki, ale też znakomitej jakości myśliwskie i bojowe noże, a nawet bagnety;) Niestety w tym roku nie ma wspaniałego bigosu – jako zwykle bywa… W krąg niesie się smakowity zapach skwierczących na ogniu kiełbasek… Dodatkowo Jurek z Zagnańska ma ze sobą ogromniastą, swojską wałówkę – pachnącą, wędzoną szynkę, razowy ciemny chleb, masełko, ogórki kiszone w słoiku, no i znakomity smalec na gęsinie – a wszystko to domowej roboty – palce lizać;) Komendant wręcza też redaktorowi S. Przybyłowiczowi honorową odznakę i legitymację Stowarzyszenia – za zasługi…
Czas wyłożyć „karty” na stół;)
Jednocześnie odbywa się pokaz broni historycznej (na który uczestnicy Marszu tak bardzo czekali), prowadzony przez profesjonalistów w każdym calu – kolekcjonerów, znawców, rusznikarzy i koncesjonowanych handlarzy bronią zabytkową. Rozłożone na długim stole pod wiatą cudeńka, pamiętają czasy II wojny światowej, a są w stanie idealnym… rzekłbyś, jakby prosto wyniesione z fabrycznej taśmy produkcyjnej… Starannie naoliwione i nasmarowane… Tylko naładować amunicją i… Niestety, bez strzelnicy to niemożliwe… No trudno… ważne, że można dotykać, mierzyć, robić zdjęcia i słuchać…
Słuchamy opowieści o broni… Szczepan potoczyście wyłuszcza nam subtelne niuanse pomiędzy ciężarem własnym, kalibrem i zastosowaniem owych na leśnych partyzanckich ścieżkach…
O broni, którą widzimy, a która była też na wyposażeniu Zgrupowań „Ponury – Nurt” (i która dziś właśnie powróciła na Wykus po prawie 70 latach - licząc zakończenie walk partyzanckich w tym rejonie na rok 1949), opowiada Komendant, a na konkretne pytania oglądających odpowiadają właściciele tego potężnego arsenału… Na początku wybrzmiewa dobitnie wyraźna prośba o niespożywanie w trakcie pokazu na polanie alkoholu, ponieważ grozi to utratą koncesji (jako, że… „jak Pan Bóg dopuści, to i z kija wypuści”;). Wszystko jasne. Szczepan roztacza opowieść o każdej sztuce broni z osobna… Zacznijmy może od największych egzemplarzy… Na ławie ustawiono dwa ręczne karabiny maszynowe – broń, która zrewolucjonizowała pole walki… Oglądamy zatem, z zapartym tchem, znakomity – czechosłowackiej produkcji – karabin WZ 30 – kal. 7,92mm, o szybkostrzelności teoretycznej 500 strzałów na minutę (magazynek 20 nab.), o wadze 9,6 kg (ciężki…), dla Niemców Maschinengewehr 30… Taki sam karabin został zdobyty 7 V 1943 r. przez Oddział AK "Chłopcy z lasu" - pod dow. ppor. Euzebiusza Domoradzkiego ps. "Grot" - podczas walki z niemiecką ekspedycją karną pomiędzy wsiami Wojciechów i Dąbrowa (było to jeszcze przed wejściem "Chłopców z lasu" w skład Zgrupowań "Ponurego"). No a teraz legendarny niemiecki rkm – Maschinengewehr 34 - MG 34… - kal. 7,92mm, szybkostrzelność teoretyczna – 900 strzałów na minutę – na taśmy po 50 naboi (w patronenkasete - 250 naboi), waga – 11,5 kg (masa własna – uff… też ciężki…).
MG 34… Jak Iwan pójdzie „na Zapad”… to damy radę;)
Przejdźmy teraz do podstawowej broni strzeleckiej Wojska Polskiego z lat 30. XX w., chętnie używanej też w latach późniejszych (także przez Niemców i Sowietów…) – przyjrzyjmy się polskiemu karabinkowi systemu Mauser - wz. 29 (kbk wz. 29)… Wspaniała broń, na lufie wybity orzełek w koronie i napis: Radom… Wiadomo – Centralny Okręg Przemysłowy… Kaliber 7,9mm, masa – 3,9 kg (bez bagnetu, a bagnet też radomski… piękny), prędkość początkowa pocisku - 845 m/s…
Karabinek Mauser wz. 29… Z takiej broni, to i ruski generał po samogonie by trafił w cel;)
No a teraz czas na legendarny brytyjski pistolet maszynowy Sten… Znamy go już… Ten, co prawda, nie został wyprodukowany dla Zgrupowań „Ponurego”, ale jest taki sam… Broń straszna w walce na niewielką odległość strzału – kaliber 9mm, szybkostrzelność teoretyczna – 540 – 575 strz./min, magazynek 32 naboje, waga - 2,8 – 4,32 kg…
Sten… broń mało celownicza… cała rzecz polega na wyczuciu raczej… a wtedy… trup (czyt. wróg) ściele się gęsto… Sten znów na Wykusie...
Warto, a właściwie trzeba, tu przypomnieć jeszcze o pistoletach maszynowych własnej - partyzanckiej - produkcji. Wyżej wspomniałem o pistoletach KIS, ale zupełną perełką - i niejako prototypem KiSa - był... stworzony przez konspiracyjnych konstruktorów i rusznikarzy - specjalnie dla "Ponurego" - pistolet maszynowy Grot... Musiała być to broń dobra i niezawodna, skoro na kilku zdjęciach z roku 1943 widzimy Komendanta właśnie z Grotem...
„Ponury” na Szczytniaku – grudzień 1943 r. - na piersi Komendanta spokojnie spoczywa - szalony w walce - Grot (fot. Feliks Konderko „Jerzy” – ze zbiorów Mariusza Barana – Barańskiego)
Zdjęcie wykonane na Szczytniaku w listopadzie lub w grudniu 1943 r. Od lewej: pchor. "Tatar" Stanisław Borkowski, por. "Mariański" Stanisław Pałac, ppor. "Jurek" Władysław Czerwonka, por. "Nurt" Eugeniusz Kaszyński, st. strz. z cenzusem "Baca" Mieczysław Cebula, kancelista zgrupowań. Nad głową "Mariańskiego" wisi słynny mapnik "Ponurego" (vide powyższe zdjęcie;), zaś nad głową "Nurta" wisi spokojnie... nasz bohater Grot - osnuty ogniskowym dymem... (fot. Feliks Konderko „Jerzy” – ze zbiorów Mariusza Barana – Barańskiego)
Piękną klamrę naszej opowieści o przeszłości i przyszłości Wykusu stanowi wiadomość taka oto, że nasi spece od broni - rusznikarze, jakich trudno szukać z podpaloną świecą dynamitu;) - wykonają - w porozumieniu z reżyserem Konradem Łęckim - na potrzeby filmu, powstającego na motywach książki "Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie" - strzelającą replikę Grota... No po prostu same świetne wieści dzisiaj;) Już nie mogę się doczekać, aby spojrzeć na to cudo, które wyjdzie spod ich rąk... A może nawet uda się z Grota - reaktywacji - postrzelać;) Ehhh... warto poczekać do wiosny;) Pewnie też reżyser Łęcki skorzysta z konsultacji naszych "gun of a man's" ;) przy powstawaniu filmu...
A na koniec zajmijmy się bronią krótką – czas na pistolety… Wybierzmy dwa z tych położonych na stole… Może najpierw Parabellum… P08 – niemiecki – legenda II wojny światowej – projektu Georga Lugera… znamy go z wszystkich filmów wojennych jako broń osobistą oficerów niemieckich (ale też sowieckich w niemieckich mundurach – vide Hans Kloss;)… kaliber 9mm, magazynek na 8 naboi… A teraz polska legenda międzywojnia i II wojny światowej – znakomity samopowtarzalny pistolet WP – Vis – konstruktorzy: Wilniewczyc i Skrzypiński… Też produkcji Fabryki Broni w Radomiu…
Jego Cesarska Mość Vis... wz. 35... rok produkcji 1939...
O jejku – pierwszy raz mam go w dłoni… jest cudowny – wykonanie idealne, dopracowany „design” – dzieło sztuki normalnie… Dla mnie, skromnego i przymusowego użytkownika sowieckiej broni strzeleckiej w wojsku już polskim (vide P-64 i P-83), to szokujące porównanie… Niech ktoś jeszcze raz mi coś powie o mizerii polskiej przedwojennej armii… Vis był najlepszym pistoletem na świecie do czasów wyprodukowania Waltera P 38 (co podkreśla w swej opowieści Szczepan)… Kaliber 9mm, magazynek na 8 naboi… W dłoni ponad kilo z załadowanym magazynkiem (ale jaki to słodki ciężar…;)… szybkostrzelność praktyczna – 10 strzałów na minutę, zasięg skuteczny – 50m… Może tylko szkoda, że nie było na pokazie – uwielbianego przez partyzantów z lat 1943 – 1956 – niemieckiego pistoletu maszynowego MP 40, no i brytyjskiej rusznicy p.panc. PIAT… ale może następnym razem;) I tak było super:)
Uzbrojeni po zęby żołnierze konnego oddziału „Tarzana” – od lewej „Sokół”, „Żbik”, „Prymus” („Orkan”), „Tarzan”, „Urwis”, „Kanarek” – okolice Wronowa, przedwiośnie 1944 r. (fot. Feliks Konderko „Jerzy” – ze zbiorów Mariusza Barana – Barańskiego)
Dobra… czas kończyć te pieszczoty, bo dzień chyli się ku końcowi, czas ruszać w drogę powrotną… a żal wielki, bo imprezka dopiero się rozkręca… Jurek z Zagnańska (w rogatywce na głowie, bryczesach, oficerkach, okryty panterką oryginalną wczesnego Wehrmachtu, którą okazyjnie i nieświadomie kupił w ciucholandzie;), ma przecież jeszcze ze sobą cały barek staropolski – nalewki z czeremchy, wiśni, suszonych śliwek… ehhhh… szkoda… Bo przecież dziś prowadzę, no i prowadzę się dobrze;)
Do zobaczenia za rok w tym samym… a może większym… składzie…
Żegnam się „na misia” z Komendantem, przedstawicielami świata filmu i radia, i z każdym z osobna uczestnikiem marszu… Szczególnie serdecznie z bratem Marianem i Kubą Kowalskim – niezastąpionym trębaczem… Żal odjeżdżać, ale trzeba… Kilka osób także schodzi wraz ze mną w dół zbocza… Po drodze słyszę jeszcze, jak ojciec mówi do syna – pewnie w wieku lat 10: „Tutaj rozstrzeliwano konfidentów, ale żołnierze skarżyli się, że to za blisko obozu, i że trupy śmierdzą…” Ot i odarta z konwenansów edukacja;) Pokonujemy mostek na Lubiance i znów jesteśmy w punkcie wyjścia – coś jak pętla czasu…
Góry Świętokrzyskie… Wykus – leśne uroczysko, wzgórze 326, należące do najwyższych w tej puszczańskiej okolicy…
Odpalam maszynę i telepię się wyboistą drogą ku Wąchockowi – plus jest taki, że nie leje i mniej aut grzybiarzy oraz terenówek… Dość sprawnie docieram do ronda w Skarżysku – objazd tym razem mi nie grozi… Wypadam jak pocisk na siódemkę i – co motor pozwala – pędzę ku Kielcom… Moje myśli teraz – na spokojnej trasie – suną mgliście na Wykus…
Docieram nad Silnicę, tankuję auto na stacji, potem jadę na myjnię, by spłukać błoto z blachy i kół i szyb, parkuję za szlabanem – mam fart – jest miejsce;) Nawet nie jestem głodny, spłukuję siebie pod prysznicem i siadam na kanapie… Oglądam zdjęcia z dzisiejszego dnia… Myśli moje bardzo wyraźnie biegną na Wykus… to znów jak pętla czasu…
Góry Świętokrzyskie… Wykus – leśne uroczysko, wzgórze 326, należące do najwyższych w tej puszczańskiej okolicy…
Wykus… Leśne uroczysko… jest jak magnes…i jak portal czasoprzestrzeni…
Pewnie tam na Kropce, na polanie, już nikogo nie ma…
Ale widzę – jakby znów oczami wyobraźni – postać… Jest na polanie, jest przy drodze… schyla się… coś podnosi – raz po raz… raczej nie grzyby… czyżby równo przedarte bibułki „Solali”?...
Las końca października… 28. października… kule czeszą precyzyjnie gałęzie i resztki żółtych, i brązowych liści… grudy mokrej ziemi wzbijają się w górę wraz z impetem uderzenia wielkokalibrowych pocisków, ponad koronami drzew słychać warkot silnika samolotu lecącego na niskim pułapie… grupa kilku żołnierzy „Jacka”, targając z mozołem skrzynię z radiostacją dalekiego zasięgu, biegnie mocno pochylona… ostrzeliwują się… obława jest tuż za plecami… morderczy pierścień zaciska się… Wreszcie docierają w pobliże stanowisk Zgrupowania „Nurta”, którego plutony właśnie podrywają się do przeciwnatarcia… „Ponury” przekrzykuje huk i gestykuluje w tym beznadziejnym – wydawałoby się – kotle piekielnym… Zbiera ludzi w dwie główne grupy uderzeniowe i – prowadząc walkę bezpośrednią, często walkę wręcz – wydostaje się z okrążenia, pokonując brawurowo kolejne pierścienie obławy… Życie i śmierć… Jesień 1943…
28. stycznia 1944… Jest odwilż… Na przełęczy noc ciemna… trzy postacie brną po mokrym śniegu… Droga ciężka – także w myślach… To nie jest łatwa robota… Ale jest rozkaz KG i „Nurta”… Idący przodem ma ręce skrepowane linką z tyłu… Idący z tyłu mają odbezpieczone pistolety… Pod lasem stają wszyscy, jak na komendę… – To już tutaj Jurek, ty już nigdzie nie pójdziesz i nigdzie nie pojedziesz… - padają słowa, jak ostatnia modlitwa… Potem pada jeden skuteczny śmiertelnie strzał z Visa… Ciało zdrajcy opada głęboko w śnieg… ciemna plama ciepłej krwi wsiąka w biel śniegu bardzo szybko… Nie trzeba poprawiać… „Szort” i „Bat” odchodzą ku wsi… I pomyśleć, ze Komendant „Ponury” do końca nie wierzył w zdradę „Motora”…
Upalny czerwcowy dzień, wczesne popołudnie… Otwarta przestrzeń – rozpięta pomiędzy lasem a wsią – usiana jest gdzieniegdzie trupami i rannymi… to krwawe żniwo walki o niemiecki punkt umocniony – stützpunkt – taki fort obronny z betonowymi bunkrami, wściekle ziejącymi ogniem cekaemów… W powietrzu świszczą ostatnie kule… Żołnierze VII batalionu poszli pod morderczym ogniem „kończyć” Niemców przejściem wykonanym w zasiekach… W forcie trwa zacięta walka wręcz, grzmią wybuchy granatów, pojedyncze wystrzały i serie z peemów… Za kozłami z drutem kolczastym, bezpośrednio pod ostrzałem szczekającego jeszcze zajadle bunkra, leży trzech mężczyzn… To dowódca – Komendant „Ponury” i jego adiutant ppor. „Mały”… obaj mają brzuchy rozprute kulami, na ziemię sączy się czarna krew… Przy nich leży lekarz – „Jontek”, też jest ranny… Dopóki miał siłę, trzymał głowę dowódcy w dłoniach… Teraz leży obok, przysuwając z wysiłkiem swoją twarz do twarzy „Ponurego”… Nie ma wątpliwości – dowódca kona… – Zdobyliśmy stützpunkt… Komendancie – wyjąkał, słuchając czujnie ostatnich słów „Ponurego”, który cichutko – wraz z ostatnim tchnieniem – szepcze: –… Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie…
Jewłasze… Ziemia Nowogródzka… 16. Czerwca 1944…
Góry Świętokrzyskie… Wykus – leśne uroczysko, wzgórze 326, należące do najwyższych w tej puszczańskiej okolicy…
Wykus... leśna stolica Polski 1943… (fot. Feliks Konderko „Jerzy” – ze zbiorów Mariusza Barana – Barańskiego)