
Dziś przedstawiam pierwszy fragment zapisu naszego filmu na kanale YouTube "Miotła czasu" - pt. "Strzelec Melchior - historia "kanibala z Oleśnicy", który jest jednocześnie zaproszeniem do oglądania tegoż filmu, a idzie to tak, poznajmy jednego z najbardziej bezwzględnych zbójów w dziejach Europy - Strzelca Melchiora:
PW
Witamy was w kolejnym odcinku Miotły czasu
Z tej strony Paweł Wojtyś
I Paweł Kobus
PK
Dziś opowiemy wam historię Strzelca Melchiora, nazwanego też „kanibalem z Oleśnicy”. Czy słusznie? Spróbujemy odpowiedzieć zaraz na to pytanie. Będzie to historia momentami mocno drastyczna, ale chcemy ją opowiedzieć w sposób realistyczny. Dlatego też wszystkich o słabych nerwach i większej wrażliwości prosimy o wyrozumiałość, a nawet czasem o odejście od odbiorników.
PW
Przenieśmy się na jedno z pól bitewnych tzw. wojny trzydziestoletniej – wielce krwawego i brutalnego starcia o podłożu religijnym, toczonego w Europie w latach 1618 – 1648, pomiędzy państwami protestanckimi a katolickimi. Z jednej strony stanęły protestanckie księstwa niemieckie, wsparte przez ich heretyckich popleczników – Szwecję, Danię, Zjednoczone Prowincje (Holandię) oraz Francję, zaś z drugiej strony wystąpiły armie katolickiego cesarstwa Habsburgów wraz z sojusznikami.
PK
Spójrzmy na to bitewne pole, z tysiącami walczących po obu stronach żołnierzy, osnute jasnymi smugami dymu po kolejnych salwach z muszkietów, poorane armatnimi kulami, które – padając pomiędzy wrogie szeregi – wzbijają w powietrze gejzery świeżej ziemi, opadającej gwałtownie na walczących, rannych i zabitych… Salwa za salwą – trup ściele się gęsto z obu stron… W tym czasie na polu walki królową staje się powoli artyleria...
PW
Odwracając wzrok od owego krwawego teatrum i kierując go nieco dalej, ujrzymy ciemny przestwór starego lasu… Tu toczy się inna wojna lub – lepiej – inna jego odsłona – wojna w wojnie – obustronna gra zwiadu…
PK
Leśnym duktem mknie, co koń wyskoczy, zwiadowca – goniec, zaopatrzony w skórzaną torbę i muszkiet, przewieszone przez plecy… Zza pnia potężnego, wiekowego dębu bezszypułkowego, na którym przeraźliwie wrzeszczy sójka, wysuwa się powoli długa lufa kołowego arkebuza z pobojczykiem o kalibrze 11 mm, gwintowana w osiem nacięć. Lufa ma odpowiednio grube ścianki, co pozwala strzelcowi na użycie dużego ładunku prochowego, zapewniającego strzał na sporą odległość. Strzelec zgrywa wsuwaną szczerbinkę z mosiężną muszką i powoli, wstrzymując oddech, naciska spust, osłoniony sporym kabłąkiem z trzema wgłębieniami na palce jego prawicy… Pada strzał...
PW
Potężny huk rozdziera leśną przestrzeń i niesiony echem w końcu zamiera… Zamiera też tętent końskich kopyt, ledwo już słyszalny w oddali… Na leśnym dukcie leży jeździec… Strzał zdmuchnął mu z głowy kapelusz… Jego przestrzelona głowa leży w kałuży krwi, wsiąkającej w ziemię, tę ziemię…
PK
Strzelec wyborowy, czyli borowy, wychodzi ostrożnie zza drzewa… Zatrzymuje się… Nasłuchuje… Potem – szybkimi, cichymi susami – doskakuje do leżącego i pochyla się nad nim… Sprawdza palcami tętno… Patrzy na medalik Matki Boskiej, wiszący na szyi zabitego… Przez myśl przebiega mu: Bawarczyk – Katolik, wierny fan Bayernu… Następnie odziera go z odzienia, zabiera również torbę, w której są dokumenty. Sięga też po broń zabitego. W pobliżu rży z cicha jego koń. Wrócił do swego pana… On też padnie łupem zabójcy...
PW
I teraz musimy zadać sobie pytanie: czy to coś dziwnego na wojnie, że ów poległy został okradziony? Czy możemy nazwać owego strzelca mordercą i złodziejem? I tak i nie. Żołnierska licencja na zabijanie i branie łupów, to odwieczne, niepisane prawa wojny.
PK
Na wojnie nie jest to nic dziwnego, tak jest i dzisiaj… A czy byłoby czymś dziwnym w wojennych realiach, gdyby ów strzelec odciął zabitemu głowę lub uszy i zabrał je ze sobą? Dla nas – żyjących współcześnie w pokoju – oczywiście tak, byłby to przejaw największego okrucieństwa, wręcz bestialstwa. Ale wojna rządziła się i rządzi swoimi prawami. Wojna ma też swoich bożków i swoje wierzenia. Dla ludzi pokoju zupełnie to niezrozumiałe…
PW
I może nie będziemy tu przywoływać przykładu indiańskich wojowników, skalpujących pokonanych wrogów czy nawet jedzących ich serca, ale podajmy przykład o wiele bardziej bliski nam czasowo i cywilizacyjnie. Wystarczy tu wspomnieć o żołnierzach US Army, którzy w czasie II wojny światowej masowo kolekcjonowali – jako trofea i talizmany – części ciała poległych Japończyków – czaszki, zęby, uszy… Często przyozdabiali nimi z zewnątrz czołgi czy samochody, w 1942 r. prezydent – F. D. Roosvelt dostał od nich w prezencie otwieracz do listów, zrobiony z kości poległego żołnierza Cesarskiej Armii Japonii...
PK
Nie tylko indiańscy wojownicy, ale też i europejscy wojownicy dawnych wieków, tego typu trofea bardzo sobie cenili, ale i panowały też swoiste wierzenia o tym, iż np. zjedzenie serca pokonanego wroga daje wielką moc i skuteczność na polu walki…
PW
Do tego jeszcze wrócimy, a teraz zobaczmy, co dzieje się z naszym leśnym strzelcem – zabójcą… Powoli, ostrożnie, przedziera się z łupami przez ostatnie leśne gąszcze, widząc już wyraźnie prześwity wolnej przestrzeni i słysząc jeszcze bardziej wyraźnie ostatnie odgłosy krwawej rzezi, wiecznie spragnionej armatniego mięsa. Już na skraju lasu wiąże do drzewa zdobycznego wierzchowca, a następnie z wolna wyłania się z lasu z palcem położonym na spuście swego arkebuza, rozglądając się bacznie wokoło...
PK
W jednej chwili do jego uszu dobiega przeciągły świst… Ściana ziemi, wyrwana potężnym armatnim pociskiem spod murawy, zwala go z nóg… Cisza dzwoni w uszach… Potem jest tylko cisza...
PW
Jak cię zwą człowieku!!!
PK
Nasz strzelec, otwierając powoli oczy, widzi jak za smoleńską mgłą, stojącego nad sobą, słusznej postury oficera… Odpowiada powoli i z wysiłkiem:
Melchior Hedloff, panie...
PW
Skąd pochodzisz?
PK
Z Księstwa Oleśnickiego, panie...
PW
Który regiment?
PK
Reszta słów oficera – mimo mocy jego głosu – nie dociera już do uszu Melchiora… Zapada w niebyt omdlenia… Przez gasnącą świadomość przelatuje mu tylko jedna myśl:
Znów się udało…