wstążka świętokrzyska

Legenda o Madeju

Dziś przedstawiam fragment zapisu naszego ostatniego filmu na kanale YouTube "Miotła czasu" - pt. "Łobwiesie i scyzory, czyli zbóje świętokrzyscy", a idzie to tak:

PW

Witamy was w kolejnym odcinku Miotły czasu – w formacie Miotła plus – i jest to oczywiście, jak już wiecie, druga część naszej rozszerzonej opowieści o zbójach – tym razem opowiemy o zbójach świętokrzyskich.

Czyli zajmiemy się naszymi mrocznymi krajanami. Dziś będzie to opowieść o legendarnych typach spod ciemnej gwiazdy, których rozbójnicza działalność została utrwalona na kartach podań, obecnie praktycznie niemożliwych do sprawdzenia w dostępnych nam źródłach.

Kogo bierzemy na pierwszy piekielny ogień Paweł?

PK 

Jak pamiętacie z wypowiedzi Kosmy i Damiana, chyba najbardziej znanym legendarnym zbójem był Madej. No i według dostępnych strzępków informacji, wychodzi na to, że swoją krwawą działalność prowadził u zarania dziejów polskiej państwowości, zatem możemy go uznać za jednego z nestorów tego parszywego zajęcia…

Co my o nim właściwie wiemy?

PW

Na pewno nie wiemy, kiedy się urodził i kiedy zmarł. Nie wiemy nawet, kiedy dokładnie żył… Tak naprawdę w rzeczywistości nic o nim nie wiemy. Możemy się opierać tylko na legendarnych przekazach.

I właściwie wszystkie dostępne dziś przekazy na ten temat są podobne, choć nie brakuje też twórczych rozwinięć, które są właściwe wszystkim legendom.

Mamy nawet literackie wersje tej historii. 

To od czego zaczynamy?

PK 

Może zacznijmy od pierwocin, czyli od czasu, gdy Madej był jeszcze młodym i prawym człowiekiem. Spójrzmy na fragment jego rozmowy z ojcem, przedstawiony w „Baśni dramatycznej w 4 aktach z epilogiem” – „Madej zbój” – z 1906 r.:

OJCIEC (ojciec głaszcze go – czyli Madeja)

Madeju tyś dobrym synem (Madej całuje go w rękę). „Kto rodziców kocha, Bóg go kocha”. Ale świecy nie dawaj świętemu… Jam nie chory… Ot! Przeczucia...

I tu musimy dodać, że zatroskany o zdrowie ojca Madej planował zapalić w jego intencji świecę w kościele na ołtarzu św. Rocha.

PW

MADEJ (wesoło)

Zaradzimy złemu… Piersią swoją was osłonię, zażegnam nieszczęście. Wróg nie przejdzie naszych progów, bo mam silne pięście. Na złe licho jest Krzyż Święty i siła pacierza! Nie ulęknę się ni czarta ni dzikiego zwierza!

PK

OJCIEC 

Wiem żeś silny. Na swych barkach nosisz z boru kłody, co by drwali trzech nie dźwigło.

PW

MADEJ

Jestem zdrów i młody, nic dziwnego.

PK

OJCIEC

Nic dziwnego? Niech drugi podoła. Taki ciężar! Wszak ci głośną jest wieść dookoła jako w chaszczu zdławiłeś wilka gołą dłonią. Tylko zipnął: hi! hi! I zdechł.

PW

Końcówka w wersji angielskiej, mogłaby brzmieć hi hi, is dead. No ale do rzeczy. Macie tu zatem przedstawionego Madeja jako wzór cnót – kochającego syna i młodego człowieka gotowego do poświęceń dla rodziny.

PK

I pewnie nie uwierzycie, że ten ujmujący młodzieniec pewnego dnia zabił swego ojca przy pomocy maczugi wykonanej z jabłoni…

I tak zaczyna się ta mroczna historia, czyli przejście Madeja na ciemną stronę mocy...

PW

A teraz przeniosę was do ciemnego lasu, w którym błąka się szukający drogi kupiec… Dodatkowo jego wóz utknął w błocie… W pewnym momencie pojawia się przed nim nienagannie ubrany jegomość, który daje mu propozycję nie do odrzucenia.

Obiecuje, że wyciągnie wóz z błota i wyprowadzi go z lasu. Warunek jest jeden: kupiec ma mu oddać to, co w domu zastanie, a o czym jeszcze nie wie…

Czyli klasyczne prawo niespodzianki – kto czytał Sapkowskiego, ten wie, o co chodzi...

Kupiec musi dodatkowo podpisać własną krwią cyrograf… I już pewnie domyślacie się, kim był ów tajemniczy wybawca…

PK

Po powrocie do domu kupca czeka radosna nowina, która już na wstępie przeradza się w koszmar. Dowiaduje się, że narodził mu się syn… Wówczas dopiero kupiec zrozumiał swój błąd…

Mijały lata, kupiec patrzył na dorastającego syna ze łzami w oczach, wiedząc, że już wkrótce przyjdzie mu się z nim rozstać…

W końcu wyjawił mu, co go dręczy. Młodzieniec wpadł na pomysł, że sam pójdzie do piekła i odbierze cyrograf, który naznaczył jego życie u samego zarania...

PW

Chłopiec ruszył w drogę. Żegnały go łzy rodziców. Brnął przez pradawną puszczę, droga ta była piekielnie trudna. Dodatkowo rozpętała się straszliwa burza. Pnąc się w pośpiechu w górę po zboczu wąwozu dojrzał lekko oświetlone łuczywem wejście do jaskini. 

Zaś wewnątrz ujrzał staruszkę gotującą strawę w kociołku zawieszonym nad ogniskiem. Gotowała ją dla syna… Jak sama mu rzekła. Na domiar złego wyjawiła kim jest jej syn… Wymówiła jego imię… Na jego dźwięk chłopiec zadrżał… 

Jego imię – Madej… Młodzieniec doskonale znał to osławione imię…

Madej swej matce darował życie tylko dlatego, że warzyła mu strawę…

Więc swobodnie jego imię mogłoby brzmieć: Mama – dej...

PK

Nagle do jaskini wkroczył Madej i krzyknął: mama dej mi, co uwarzyłaś! 

Matka odkrzyknęła: PW: mogo być źmioki porzchane?

Ale dopiero w specjalnym odcinku kulinarnym zdradzimy wam, co to za potrawa...


PW

Jednak Madej, zanim sięgnął do miski, wyczuł obecność nieproszonego gościa, ukrytego w kącie jaskini…

Pewnikiem roztrzaskał by mu czerep maczugą, gdyby nie interwencja matki, która rzekła: synku nie unoś się, bo strawa wystygnie...

Madej posłuchał, zaczął jeść…

Wysłuchał też opowieści chłopca i darował mu życie pod warunkiem, że dowie się on w piekle, jakież to katusze diabli mu szykują po śmierci i opowie mu o tym w drodze powrotnej…

Chłopiec obiecał spełnić jego żądanie...

PK

O świtaniu opuścił Madejową pieczarę i ruszył w drogę ku piekielnym bramom. Gdy stanął przed nimi, ujrzał napis: „Porzućcie wszelką nadzieję, wszyscy, którzy tu wchodzicie”…

Ale wszedł...

PW

Wszedł… Otoczył go zewsząd piekielny ogień… I myślę, że nasz bohater swobodnie mógłby to wyrazić słowami, zawartymi przez Józefa Ozgę – Michalskiego w opowiadaniu „Jamrozek z Bielin”:

„Owionoł mie taki smród ezem sie zakrztusieł, dech mi ustoł i omdlołem do cna”.

PK

Gdy chłopiec się ocknął, ujrzał przed sobą księcia piekieł – Lucyfera…

W pierwszej zamglonej chwili przyszła mu do głowy myśl, żeby wziąć autograf dla Tomka B., który akurat odpoczywał na Krecie w objęciach Dionizosa i swej Izis… (oczywiście to postać fikcyjna – zobowiązuje nas RODO)

Ale szybko dotarło do niego, po co naprawdę tu przybył…

Zażądał od Lucyfera zwrotu cyrografu i zagroził w przeciwnym razie użyciem wody święconej… Dodatkowo chłopiec zażądał, aby mu pokazano, co też naszykowano tu dla Madeja…

Pod wpływem groźby użycia broni masowego rażenia, jaką była dlań święcona woda, Lucyfer zgodził się na te warunki…

PW

To co zobaczył chłopiec, zaparło mu dech w piersiach… Powiedzieć, że był to grill, to nic nie powiedzieć. Było to żelazne łoże, wyposażone w szereg ostrzy i haków, pod którym ustawicznie podsycany był ogień, a z góry sypała się siarka… Czyli było to posłanie, którego najsroższy kat by się nie powstydził… 


PK

Młodzieniec, opuściwszy bramy piekielne natychmiast udał się do jaskini Madeja, gdzie przedstawił mu czekające go po śmierci katusze. Rozbójnik prawie narobił w gacie ze strachu i poprzysiągł pokutę.

PW

Młodzieniec, który widział już siebie w roli znaczącej osoby duchownej, rzekł do Madeja spokojnym acz stanowczym głosem:

PK

Tedy słuchaj zbóju… weźmij swą maczugę, którą tyle krzywd wyrządziłeś i wetknij ją w ziemię tu gdzie pochowałeś po dziurach zrabowane kosztowności! A teraz na kolana i przyzwyczajaj się, bo codziennie w ten sposób będziesz schodził do strumyka i nabierał wody w swoją zaprzaną gębę, a następnie będziesz wracał na kolanach i tą wodą, o ile ci ona z tego piekielnego pyska nie wyparuje, będziesz podlewał swe narzędzie zbrodni dotąd, aż zapuści korzenie, zakwitnie i obrodzi owocami. Układ stoi?

PW

To trochę potrwa, ale co jo poradzę jak łokrutnie boję się owych mąk i krup piekielnych siarcystych… A zeby ich tak ślag trafieł – tych piekielnych innowatorów… Etc, etc, ets… A co jo z tego będę mioł Wasza Emisjo?

PK

Wasza eminencjo... o ile moje marzenia się spełnią. A teraz konkrety – twoje zyski: po pierwsze diabli cię nie zgrillują, po drugie w niebiesiech będziesz miał czystą kartę jak osesek, a raczej Cypisek, po trzecie jak już zostanę tym biskupem, to będziesz miał rozgrzeszenie z najwyższej półki. Co tedy rzekniesz Madeju?

PW

Wydaje się, że ni mom szerszych horyzontów w tym układzie, bo zedrę kolana, zanim dosz mi rozgrzeszenie w mym pokutnym sadzie, przeto zgoda. 

PK

Młodzieniec uradowany, że przyczynił się do ocalenia tak szkaradnej duszy, odjechał. Mijały lata, kolana Madeja nie przypominały już kolan, a młodzieniec nie przypominał już młodzieńca, bowiem został biskupem (wiecie o co chodzi – broda, tiara, pastorał itp.). No i wiecie… natłok obowiązków, imprezy z młodym Mieszkiem, które o mało nie zakończyły się zatruciem… i młodzieniec, który został biskupem zapomniał o Madeju i jego kolanach...

PW

Ale pewnego dnia, gdy ów okrzepły już na urzędzie biskup, objeżdżał swoje włości, nagle dał znak do zatrzymania pochodu… Poczekajcie, udam się za potrzebą...

PK

Wróćmy teraz do „Baśni dramatycznej w 4 aktach z epilogiem” – „Madej zbój” – z 1906 r.:

PW

BISKUP (rozglądnowszy się) 

Ta jaskinia… Ten parów – poznaję. Z lat minionych, bardzo dawnych obraz zmartwychwstaje żywy, tak jak w chwili owej… W noc pasterską w zimie (podchodzi do Madeja). Starcze, powiedz, kto ty jesteś? Imię twoje… Imię?

PK

MADEJ

Zwie się… Madej

PW

BISKUP

On! Więc prawdę szeptał mi głos serca, rozum stary nie dowierzał...

PK

MADEJ (na kolanach)

Ja… Madej… Morderca… 

PW

No dobra już poznaję… Wyznaj swoje grzechy Madeju, a szczerze, bo inaczej na nic twoja pokuta...

PK

Rozpoczęła się bardzo długa spowiedź, bo Madej miał o czym opowiadać. A opowiadał szczerze… Po każdym plugawym wyznaniu Madeja, owoce na jabłoni, która dorodnie wyrosła z maczugi, odlatywały białym gołębiem… 

PW

Na chwilkę wróćmy do początku naszej opowieści i przypomnijmy, że Madej zamordował swego ojca… To wyznanie sprawiło mu największą trudność, ale w końcu przeszło mu to przez gardło mocno wypłukane od wody strumyka (bo smak wina z Bodzentyna dawno już zapomniał)… Ostatnie jabłko przeistoczyło się w tzw. ruskiego gołębia – czyli tego z tych większych – jak mawiają miejscowi...

PK

Biskupowi też już zaschło w gardle, ale zgodnie z umową, udzielił zbójowi rozgrzeszenia i chciał jeszcze zdążyć z ostatnim namaszczeniem, ale Madej niestety rozsypał się w proch…

PW

Dziś już nikt nie zna kryjówki zbója Madeja, ale niektórzy – z niewiadomych przyczyn (bo i skąd to wiedzieć) – wskazują na Jaskinię Zbójecką ponad wąwozem Dule w Łagowie (między Kielcami a Opatowem)...

PK

A jak tam będziecie, to sprawdźcie czy papierówek tam jeszcze można nazbierać, a może dziś papierzaków tam więcej…