Jeżeli spod kościoła Św. Krzyża w Kielcach udamy się w kier. płn., to idąc ul. Zagnańską, dotrzemy (mijając po drodze jeszcze gdzieniegdzie wiekową małomiasteczkową zabudowę) do Zakładów Wyrobów Metalowych „SHL” S.A., które mają niezwykle interesującą historię.
Początki fabryki sięgają okresu międzywojennego, a jej rozwój związany jest z Centralnym Okręgiem Przemysłowym. Już w roku 1914 Towarzystwo Akcyjne Suchedniowskiej Fabryki Odlewów zakupiło w tej części Kielc grunty pod budowę „fabryki wyrobów żelaznych” – nowoczesnego zakładu metalurgicznego, nazwanego Hutą „Ludwików”.
Ludwik (Lewek) Starke przybył do Suchedniowa z Sosnowca i od roku 1894 prowadził tam z powodzeniem odlewnię żeliwa.
I w tym miejscu warto poświęcić chwilkę na rozszyfrowanie nazwy „SHL”… Raczej bezsprzecznie nazwa Huta „Ludwików” została nadana przez twórcę fabryki – Stanisława Starke – na cześć swego ojca – Ludwika, który w 27 VII 1899 r. powołał do życia Towarzystwo Akcyjne Suchedniowskiej Fabryki Odlewów.
Jeśli zaś chodzi nazwę „SHL”, to większość badaczy problemu uważa, że skrót ten należy odczytywać, jako „Suchedniowska Huta Ludwików”, czasem zdarza się, że jest on odczytywany: „Spółka Huty Ludwików”, jednakże niektórzy uważają, iż pochodzi on od nazwiska i imion pierwszych właścicieli – Ludwika i Henryka Starke… Nawiasem mówiąc, imię Henryk nosił też poprzedni właściciel gruntów, na których powstała fabryka – żydowski przemysłowiec z Łodzi – Henryk Nowak, który już w czasie projektowania linii iwanogrodzko – dąbrowskiej zakupił znaczny obszar ziemi w pobliżu wytyczanych torów kolejowych po zachodniej stronie rzeki Silnicy, w tym folwarki: Piaski, Czarnów i Głęboczka. Łebski i zapewne dobrze poinformowany nowy właściciel ww. gruntów rozpoczął tu handel drewnem na bardzo dużą skalę, korzystając z własnej bocznicy kolejowej. Pracowały tu m.in. tartaki parowe oraz fabryka mebli giętych, beczek i słupów telegraficznych, zwana niebawem „Henryków”, które funkcjonowały z powodzeniem także po I wojnie światowej, pozostając w rękach spadkobierców Henryka. Jak było, tak było, ale idźmy dalej…
Ziemia – 11 morgów na Głęboczce, zakupionych od Henryka Nowaka przez Stanisława Starke, kierującego od 1913 r. pracą Suchedniowskiej Fabryki Odlewów – musiała poleżeć jednak kilka lat odłogiem ze względu na zawieruchę I wojny światowej. Jednak już w 1919 r. zakład ruszył z kopyta, początkowo radząc sobie całkiem nieźle, produkując m.in. przeróżne odlewy, odkuwki, piecyki żeliwne czy garnki, a od 1922 r. maszyny rolnicze. W roku 1927 pracowało tu ponad 700 osób. Wyrobami odlewni handlowali dość szeroko – posiadający składy żelaza i cenne kontakty – Dawid Kerszner i Mosze Zylberberg.
Jednakże – jednocześnie – fabryka zmagała się m.in. z brakami surowcowymi, transportowymi oraz ze spłatą sporych kredytów i wierzytelności. Dodatkowo dość szybko okazało się, że produkcja zakładu – skierowana do zubożałych po wielkiej wojnie gospodarstw domowych i rolnych – znajduje coraz to mniejsze grono odbiorców. Miary nieszczęść dopełnił tzw. „Wielki Kryzys”… Tym sposobem właścicielom huty zajrzało w oczy widmo bankructwa…
Wszelako i tym razem znaleziono klucz do rozwiązania kłopotów i właściwych ludzi, którzy zajęli się sprawnie zmianą tzw. profilu produkcyjnego zakładu na Głęboczce. Ich największy rozwój zaczyna się w połowie lat 30. XX w., a jest to niemała zasługa człowieka o umyśle wybitnym – ówczesnego dyrektora – Otmara Kwiecińskiego, który szybko zauważył, ze należy się oprzeć na stabilnych, wypłacalnych odbiorcach – m.in. wojsku i kolei. W dobie rozwiniętego na potęgę sanacyjnego interwencjonizmu państwowego, dawało to rzeczywiste korzyści.
Jak już padło wyżej, Huta „Ludwików” zaczęła działać w ramach Centralnego Okręgu Przemysłowego, przez co mogła liczyć na wymierne wsparcie państwa i stały zbyt towaru, co wkrótce postawiło ją w rzędzie jednych z największych i najważniejszych zakładów w tej części Polski. W tym okresie zatrudniano tu ok. 2 000 robotników.
Jak łatwo się domyśleć, produkowano tu elementy uzbrojenia i wyposażenia wojskowego, m.in. kuchnie polowe, wozy taborowe, elementy amunicji artyleryjskiej, łopatki piechoty oraz pierwsze w świecie hełmy nowej generacji wz. 31 – pokryte supernowoczesną antyodblaskową powłoką, będącą mieszaniną farby i korka, a także hełmy wz. 35, przeznaczone dla straży pożarnej i oddziałów OPL.
Prawdziwym hitem kieleckiej produkcji zbrojeniowej były świetne szable kawaleryjskie wz. 34, zwane popularnie „Ludwikówkami”, które wytwarzano tu od początku 1936 roku. Zamówienie złożyło Ministerstwo Spraw Wojskowych, stawiając warunek: „2 000 szabel rocznie”. Huta zakupiła specjalną walcarkę w fabryce Solingen w Niemczech, a odpowiednią stal w hucie Baildon w Katowicach, zaś technologię obróbki opracowano na miejscu. Ta słynna szabla była specjalnie obciążona na końcu klingi – idealnie wyważona do cięcia z konia w cel znajdujący się poniżej (polska kawaleria szarżując, przełamywała skutecznie natarcie piechoty; szarże na czołgi możemy włożyć między bajki). „Ludwikówki” były też poddane rygorystycznym testom kontrolnym, m.in. spuszczano klingę z wys. 2 m na blachę stalową o grubości 2 mm, która musiała zostać przebita bez uszkodzenia ostrza – podobnie jak w przypadku pięciokrotnego przecięcia pręta stalowego o średnicy 5 mm. Tak, te szable nie miały sobie równych.
W roku 1938 – za przyczyną dyrektora Otmara Kwiecińskiego – rozpoczęto tu produkcję słynnych motocykli, popularnie zwanych „Eshaelkami”. Pierwszym wyprodukowanym w Kielcach modelem był słynny SHL 98, którego konstruktorem był inż. Rafał Ekielski. Maszyna posiadała silnik na licencji angielskiego Villiersa, który wkrótce zaczął być produkowany na miejscu. Motocykl był zaprezentowany już w 1938 r. na targach we Lwowie, a wiosną 1939 r. zdobył medal podczas Międzynarodowych Targów Poznańskich. SHL 98 był tuż przed wybuchem II wojny światowej najbardziej rozchwytywanym motocyklem – ze względu na swą sylwetkę, jakość oraz cenę (dla porównania: słynny Sokół 600 kosztował najmniej ponad 2 000 zł, a SHL 98 – ponad 800 zł). Był to jedyny model motocykla, który udało się wyprodukować tutaj przed wojną – powstało ich ok. 2 000, zaś silników ok. 1 000. W sierpniu 1939 r. reprezentacja Huty „Ludwików” wystartowała z powodzeniem w motocyklowym Rajdzie Tatrzańskim.
W Hucie powstał też tuż przed wybuchem wojny – wg projektu inż. Stefana Pragłowskiego – znakomity prototyp samochodu osobowego Radwan (z silnikiem produkcji warszawskiej fabryki Steinhagen i Stransky), który miał być produkowany na miejscu. Plany te, jak i inne, udaremniła II wojna światowa…
Na pocz. września 1939 r. dyr. Otmar Kwieciński osobiście przywozi z Warszawy polecenie Departamentu Uzbrojenia Ministerstwa Spraw Wojskowych, nakazujące natychmiastową ewakuację kieleckich zakładów przemysłowych. Jak już wiemy, na skutek niemieckich nalotów bombowych, nie udaje się wywieźć maszyn koleją, a tylko niewielka ich część zostaje ewakuowana samochodami. Jeszcze w 1939 r. wiele z nich wywieziono w głąb Rzeszy. Podczas okupacji niemieckiej wielu inżynierów i wykwalifikowanych pracowników zostało zamordowanych lub wywiezionych do obozów zagłady, bądź na „przymusowe roboty”. Produkowano tu z powrotem podstawowe narzędzia rolnicze oraz wozy konne, a część fabryki reperowała niemiecki sprzęt wojskowy. Do niewolniczej pracy wykorzystywano Żydów i jeńców sowieckich.
Podczas okupacji niemieckiej pracował tutaj, jako 15 – letni chłopak, aby uniknąć wywózki do Rzeszy, Edmund Niziurski – późniejszy popularny pisarz doby PRL i tzw. III RP, znany z takich utworów dla młodzieży, jak „Księga urwisów”, „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa” czy „Sposób na Alcybiadesa”. Akcję większości swoich powieści osadził w znanym mu dobrze regionie świętokrzyskim. Przyszedł na świat 10 VII 1925 r. w Kielcach. Po wojnie ukończył studia prawnicze, „po kilkumiesięcznej praktyce prawniczej w Katowicach powrócił do Kielc i rozpoczął pracę aplikanta sądowego, a od 1949 roku referendarza zespołu Prokuratorii Generalnej RP [PRL]”…
Czasy powojenne były niezwykle trudne dla Huty „Ludwików” – Niemcy wywieźli większość maszyn i produkcja ustała zupełnie na kilka miesięcy. Dopiero po przejściu frontu – już pod okupacją sowiecką – robotnicy zorganizowali się, podejmując próby uruchomienia zakładu. Zaczęto od odlewni, gdzie pozostał koks i surówka, dzięki którym rozpoczęto prostą produkcję na potrzeby gospodarstw domowych, wytwarzając m.in. garnki emaliowane. Kierownictwu i załodze przyszło działać w systemie gospodarki praktycznie całkowicie scentralizowanej. Robotnicy początkowo nie otrzymywali pensji, a jedynie zapomogi i trochę towaru z huty na handel. Powoli zakład zaczął przestawiać się znów częściowo na produkcję zbrojeniową, a w 1946 r. podjęto decyzję o wznowieniu produkcji motocykli.
W tym to trudnym 1946 r. – 4 lipca – jak już wiemy – ma miejsce pogrom Żydów w Kielcach. Źródła pisane i zeznania świadków, dotyczące tej czarnej daty w historii miasta – wskazują na niechlubny czyn sporej grupy pracowników Huty „Ludwików” – udział w tej zbrodni… Świadkowie – cywile i funkcjonariusze – zeznawali, że duża kolumna robotników ruszyła w kierunku centrum uzbrojona w metalowe pręty itp., wykrzykując antyżydowskie hasła… Grupa z „Ludwikowa” miała po godzinie 12.00 dotrzeć do kamienicy na Plantach, przerwać kordon milicji i wojska, a następnie dopuścić się mordowania zamieszkałych tam Żydów… Tak mówi oficjalna wersja, która jest dziś coraz częściej podważana na różne sposoby przez badaczy problemu, wskazujących na ewidentny udział w pogromie sowieckiej bezpieki… Przypuszcza się, że owi „robotnicy”, to mógł być specjalnie wyselekcjonowany tzw. „partyjny aktyw robotniczy”, któremu coś w tych ciężkich czasach obiecano, być może pod robotniczymi kombinezonami mieli ukrytą broń… Wszak większość ciał zabitych w pogromie Żydów miała rany postrzałowe i zadane bagnetami, nie metalowymi rurkami czy prętami… Być może w robotniczych kombinezonach maszerowali – z Huty „Ludwików” na Planty – przebrani funkcjonariusze sowieckich służb… Bardzo wiele pytań rodzi się w tej sprawie, ale do tego jeszcze wrócimy…
Powróćmy jednak teraz do codziennego trudu pracowników huty w tych niezwykle trudnych czasach. W roku 1947 rusza produkcja motocykli, a nie była to łatwa sprawa, ze względu chociażby na potężne braki materiałowe. Jednak ponownie dyrektorem zostaje mianowany Otmar Kwieciński – człowiek do zadań prawie niemożliwych. Pierwszy powojenny model „Eshaelki” oznaczono symbolem M-02. W 1948 r. z pierwszej wypuszczonej partii motocykli załoga miała prawo zakupić 100 sztuk – pozwolono płacić w ratach (motocykl kosztował ponad 100 000 zł, a robotnik huty zarabiał ok. 30 000 zł). W tym to czasie zakład zostaje przemianowany na „Kieleckie Zakłady Wyrobów Metalowych (KZWM) Polmo – SHL”. Również w 1948 r. utworzono w hucie wydział doświadczalny, który już wkrótce zaprezentował trzy modele motocykli sportowych, a zespół fabryczny SHL rok później wygrał klasyfikację drużynową w VI Międzynarodowym Rajdzie Tatrzańskim. Motocykle SHL przez długie lata odnosiły triumfy w najbardziej wymagających rajdach – Tatrzańskim właśnie i Świętokrzyskim, a także na trudnych trasach motocrossowych. Pierwszym powojennym mistrzem Polski został Mieczysław Markiewicz, a Tomasz Armata w dalszych latach PRL sięgał na „Eshaelce” po ten tytuł wielokrotnie. W latach 50. XX w. swoich sił zaczęły próbować w tym sporcie kobiety, a pionierką w tej dziedzinie była wieloletnia pracownica SHL – Jadwiga Sowińska, która z powodzeniem rywalizowała z mężczyznami. Po zaprzestaniu produkcji motocykli w Kielcach, powstała w roku 1973 sekcja motorowa KSS Korona Kielce, która stała się spadkobierczynią tradycji zespołu fabrycznego SHL. Jednak zanim to nastąpiło, z taśmy produkcyjnej KZWM Polmo – SHL zjeżdżały setkami i tysiącami kolejne partie doskonałych modeli motocykli – M-03 i M-04 (z krajowym silnikiem o pojemności 123 ccm).
W latach kolejnych na profil produkcji zakładu miały wpływ wydarzenia na arenie międzynarodowej, m.in. wybuch wojny w Korei w roku 1950, co spowodowało wkrótce polityczną decyzję sowieckich władz w Polsce o przeniesieniu w 1951 r. produkcji jednośladów z Kielc do Warszawskiej Fabryki Motocykli. Na potrzeby uruchomienia tamtejszej produkcji zabrano sporą partię wyprodukowanych w Kielcach „Eshaelek” i zaklejano ich logo symbolami WFM, a potem kolejne warszawskie motocykle składano jeszcze jakiś czas z kieleckich części.
KZWM Polmo – SHL „otrzymały inne ważne zadania produkcyjne”, a bardziej konkretnie – zakłady – m.in. ze względu na duże doświadczenie kadry i pracowników w produkcji zbrojeniowej – miały się na powrót zająć głównie wytwarzaniem asortymentu dla wojska. W tamtym niespokojnym czasie podjęto tu m.in. znów produkcję produkcję hełmów – wz. 31/50 (oficjalna nazwa), będących właściwie ocalałymi hełmami przedwojennymi, które – w wyniku dużych braków w LWP – postanowiono wykorzystać (największą liczbę tych hełmów znaleziono właśnie na polu składowym SHL), a także – wz. 50 – pierwszego hełmu stalowego opracowanego w Polsce po II wojnie światowej, wzorowanego na hełmach sowieckich i włoskich (wytrzymałość i przydatność hełmu w warunkach bojowych sprawdzano poprzez ostrzał z pistoletu TT oraz karabinka maszynowego Kałasznikowa AKM).
Wkrótce tzw. „władze centralne” dochodzą do wniosku, że – oprócz nadziei na „wojnę, co to ma być o pokój” – trzeba także uszczęśliwić jakimś produktem gospodynie domowe. Tak powstaje w KZWM – Polmo SHL w 1953 r. słynna na całą Polskę Ludową i praktycznie jedyna – pralka wirnikowa o wdzięcznej nazwie „Frania”. Tutaj też skonstruowano w latach 70. XX w. prototyp pierwszej polskiej pralki automatycznej, jednakże jej produkcję przeniesiono do Wrocławia – do Zakładów Zmechanizowanego Sprzętu Domowego „Polar”.
A że łaska czerwona na pstrym koniu właśnie jeździ, w roku 1957 powraca do zakładów SHL produkcja motocykli, prowadzona równolegle z WFM. I znów z taśmy produkcyjnej zjeżdżają kolejne znakomite modele – M-06 (z dostarczanym z Warszawy silnikiem 150 ccm; od poł. 1959 r. zaczęła się modernizacja tego modelu w oparciu o wiedzę i doświadczenia kieleckiego biura konstrukcyjnego i wielu znawców uważa model M-06T za najlepszy motocykl SHL), M-11 (pierwszy polski motocykl klasy 175; powstały dwie jego wersje, cieszące się ogromnym powodzeniem nie tylko w kraju, ale i w odległych zakątkach globu), M-17 „Gazela” (prawdziwy hit eksportowy – nieodbiegający osiągami od modeli światowych – zaprezentowany po raz pierwszy na Międzynarodowych Targach Poznańskich w roku 1968; wyprodukowano aż 50 tys. tych pięknych i starannie wykończonych maszyn, z czego 15 tys. sprzedano za granicę, choć niektórzy twierdzą, że ich mankamentem była skrzynia biegów, zdarzały się nawet procesy po wypadkach drogowych… a może to tylko nadmierna prędkość była ich powodem…).
„Gazela” była ostatnim motocyklem wyprodukowanym seryjnie w Kielcach – zaprzepaszczono realną szansę na wielki podbój zagranicznych rynków… No cóż – sowiecka, centralnie sterowana gospodarka… Rok 1970 wyznacza kres produkcji motocykli w KZWM Polmo – SHL. Zachowały się ciekawe produkty reklamowe kieleckich jednośladów z tamtych czasów – filmy, plakaty, widokówki, zdjęcia… Na zdjęciach reklamowała motocykle SHL m.in. piękna modelka – Zofia Madej – także w strojach kąpielowych. Barierą przy zakupie znakomitych motocykli SHL była nie tylko wysoka cena, ale również przydziały partyjne, promujące sekretarzy, dyrektorów i przodowników pracy. Zwykłych ludzi czekała walka o przydział „normalny” i komitety kolejkowe…Jeszcze długo po wygaszeniu produkcji motocykli w Kielcach „Eshaelki” były z powodzeniem sprzedawane za granicą – zwłaszcza w Indiach, gdzie w Bombaju działała ich montownia i w różnych modyfikowanych wersjach kieleckie maszyny były wytwarzane aż do 2005 r. (np. tamtejsza licencyjna wersja M-11 zwała się Rajdoot).
Równocześnie z produkcją motocykli trwała inna wytwórczość, a z czasem zakłady SHL stały się centralną tłocznią i matrycownią dla przemysłu samochodowego w Polsce. W roku 1974 dawna Huta „Ludwików” zostaje przemianowana na „Fabrykę Samochodów Specjalizowanych Polmo – SHL”. Od lat 70. XX w. właśnie produkuje się tutaj m.in. wywrotki, cysterny oraz różne pojazdy specjalistyczne – np. pojazdy Hydromil I i Hydromil II dla Milicji Obywatelskiej do rozpędzania demonstracji ulicznych… Za bazę tych pojazdów służą głównie podwozia samochodów Star i Jelcz, a także tłoczone elementy karoserii samochodów dla FSO, FSM i innych zakładów. Produkowano tu także szoferki do Starów 20, 21, 25. W roku 1976 fabryka została odznaczona Orderem Sztandaru Pracy II klasy…
Jak widać sowiecki system gospodarczy kierował się wyłącznie celami politycznymi, i nawet nie ma tu porównania do centralizmu sanacji, bo wówczas istniał jeszcze wolny rynek i właściciele z własnej woli mogli skorzystać z zamówień państwowych. Nic też dziwnego, że w latach 80. XX w. kryzys tego systemu postępuje błyskawicznie, a już w sierpniu 1980 r. fala strajkowa dociera także do kieleckich zakładów, w tym i SHL.
W latach 90. XX w. kieleckie zakłady – jak w całej Polsce – zostają poddane tzw. restrukturyzacji, czyli dziwnej prywatyzacji, uwłaszczeniu uprzywilejowanych (a ponoć w tzw. socjalizmie PRL wszystko było wspólne…), jakby nie patrząc, dla odmiany, przerobiono na nas – żywym organizmie – przepoczwarzenie sowieckiego kołchozu w tzw. „wolny rynek dla wybrańców z góry uprzywilejowanych”. Potem sprzedawano – czasem za bezcen – duże fabryki zagranicznym tzw. „inwestorom”, choć dotychczasowi pracownicy – przywiązani do swych historycznych miejsc pracy – chętnie podjęliby wspólnie wyzwanie na rzeczywistym wolnym rynku… Ale go nie było… Było, jak było – każdy sam oceni, ale idźmy dalej…
Od 1995 r. prawie 100 % akcji SHL posiada włoska firma motoryzacyjna Gruppo CLN. Duża część obecnej produkcji przeznaczana jest na eksport, a jej odbiorcami są m.in. Volvo czy Scania. W budynkach Zakładów Wyrobów Metalowych „SHL” S.A. kryje się jeszcze wiele cennych pamiątek w postaci wytworów dawnej produkcji zakładu, m.in. świetnie zachowane motocykle, w tym te przedwojenne perełki. Włoscy właściciele fabryki bardzo je sobie cenią, jako namacalne ślady historii tego miejsca, będącej powodem do dumy. Jeden z dyrektorów otrzymał nawet w 2006 r. zabytkowy motocykl SHL jako prezent urodzinowy. Wiele takich pamiątek możemy oglądać dziś w Muzeum Historii Kielc, gdzie dotrzemy później. Powstało też kilka cennych publikacji na temat historii SHL, a fani motocykli spod tego znaku spotykają się co roku na Świętokrzyskim Zlocie Motocykli SHL i Pojazdów Zabytkowych, na który przybywają szczęśliwi posiadacze zabytkowych „Eshaelek” z całej Polski i nie tylko.
Podsumowując – ciekawym jest fakt, że zakład był początkowo jedynie filią Suchedniowskiej Fabryki Odlewów, po której dziś w Suchedniowie nie ma śladu, a kielecka placówka istnieje nadal, funkcjonując pod szyldem „SHL” S.A.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na wyeksponowany przed zakładem – od strony ul. Zagnańskiej – parowozik zakładowej wąskotorówki z wagonikami – symbol bogatej historii fabryki pod chmurką (obszar Huty „Ludwików” był ogromny, dlatego też taki środek transportu elementów produkcji z czasem stał się niezbędny i stanowił niemałe udogodnienie). Natomiast na ścianie budynku zakładowego, przy którym owo cudo dawnej techniki ustawiono, widnieje wielkie logo – symbol – składające się z trzech złączonych liter SHL w kolistym obrysie.