Na południe od Siekierna wznosi się Kamienna Góra (379 m n. p. m.), a na jej płd. skłonie swe zabudowania rozrzuciła miejscowość o tej samej nazwie, będąca przysiółkiem wsi LEŚNA, leżącej malowniczo nad rzeczką Olszówką i innymi strumieniami- dopływami Psarki. Jej nazwa, która dawniej brzmiała „Leszczna”, wg badaczy problemu, może mieć znaczenie topograficzne i pochodzić od wyrazu pospolitego „Leszczyna”, czyli krzewu z rodziny brzozowatych, a także od lasku, zagajnika leszczynowego lub też gwarowego określenia larwy motyla- „leszka”; wszelako może mieć również znaczenie kulturowe, związane z takimż wyrazem pospolitym- „leszka”, oznaczającym jednak zagonek, grządkę czy radlinę kartofli. Inni wiążą nazwę wsi z działalnością człowieka, polegającą na karczowaniu leśnej, dzikiej okolicy.
Do dziś krąży legenda o krwawym zbóju, który grasował po okolicy w czasach wczesnochrześcijańskich, gdy nie było jeszcze Bodzentyna, na Łysej Górze ponoć stał już klasztor, strzegący nowej wiary, a jak okiem sięgnąć wokół ciągnęła się nieprzebyta puszcza. Legendę tę spisał też znany nam już dobrze bajarz świętokrzyski- Jerzy Fijałkowski, więc opowiadając ją, będziemy wspierać się jego cytatami.
„Przy głazie zwanym przez myśliwców Głupim Kamieniem zrobił sobie legowisko rozbójnik znany w okolicy, bo obrabowanych ludzi zabijał. Zarzynał nożem, bo największą rozkosz sprawiało mu oglądanie człowieka konającego z poderżniętym gardłem. Nie miał imienia, ani nazwiska, nie wiadomo skąd pochodził. Obywał się bez ognia i gotowanej strawy, bez dachu nad głową, chodził odziany w skóry i zarośnięty, jak dziki zwierz, dlatego przezwano go >>Dzikiem<<”. Ponoć ów „Dzik” nigdy się nie mył, „będąc przekonany, że brud konserwuje ciało, chroni je i zabezpiecza przed chorobami. Był niesamowicie zarobaczywiały i kiedy potrząsnął grzbietem, wszy kapały mu spod kołnierza. Był z tego ogromnie dumny, bo wszy to oznaka zdrowia. Na chorego wesz nie wejdzie”.
Mijały jednak lata, długie włosy i broda zbója posiwiały, ramię coraz trudniej dźwigało maczugę do zadania ciosu, a nóż coraz częściej drżał mu w dłoni. Wzrok i słuch także poczęły go zawodzić. Coś ciągnęło go też nocami pod wiejskie chaty, a stojąc tam i patrząc na ludzkie szczęście, coraz bardziej żałował swoich zbrodniczych uczynków i zmarnowanego życia.
„Którejś z rzędu wiosny zaczęła trawić rozbójnika szpetna gorączka. Zbliżała się Wielkanoc. W Wielki Piątek zbóje świętokrzyscy mieli zwyczaj ujawniać się, wychodzić z ukrycia, iść do spowiedzi świętej i posiadane łupy oddać kościołowi, za co otrzymywali rozgrzeszenie i mogli wracać do lasu. Dzik powędrował na Święty Krzyż. Tam spotkał zacnego ojca Alberta”, który odbył z nim długą rozmowę, opowiadając Dzikowi historię okrutnego zbója świętokrzyskiego- Madeja, któremu w piekle czarty przygotowały straszliwe „żelazne łoże tortur, a który to zbój odbył na starość pokutę pilnując w lesie jabłoni, jaka urosła z wetkniętej do ziemi przez Madeja jego własnej maczugi. Następnie brat Albert przyniósł i dał Dzikowi owiniętą w szmatkę pestkę jabłka, polecił ją zasadzić i jako pokutę pilnować podlewając wodą noszoną w ustach z najbliższej strugi leśnej. Ochrzcił zbója, wyprowadził za bramę klasztorną i pożegnał”.
Po kilkunastu latach, pewnej pięknej złotej jesieni, mnich Albert, „tknięty nakazem boskim”, postanowił odszukać zbója Dzika. „Po całodziennej uciążliwej wędrówce zakonnik kierowany wskazaniami ludzi dotarł do polanki leśnej, gdzie w pobliżu źródła i skałki zwanej nadal- Głupim Kamieniem siedział w szałasie starzec i pilnował dorodnej jabłonki, która tego roku zaowocowała. Jabłka na drzewie były dawnymi grzechami zbója Dzika. Żaden ptak, ani żadna wiewiórka nie tknęły tych jabłek. Brat Albert uznał, że pora wyspowiadać starca. Kiedy Dzik ukląkł i wyznawał grzechy, poszczególne jabłka spadały na ziemię. Później zakonnik udzieliwszy Dzikowi rozgrzeszenia nakazał mu dalszą część pokuty. Zbój miał na polanie pozakopywać opadłe jabłka w odległościach wzajemnych dwunastu łokci”.
Brat Albert przenocował w szałasie pokutnika i powrócił do łysogórskiego klasztoru, a Dzik- jakby wstąpiły weń na chwilę nowe siły (jak to bywa np. z gasnącymi świecami, strzelającymi przy końcu swego jestestwa żywym płomieniem)- zabrał się żwawo do wypełniania zaleceń mnicha. „Gdy zakopał jabłka, siły zaczęły go opuszczać. Legł w swym szałasie i zasnął snem wiecznym. W parę lat później ludzie znaleźli w puszczy sad młodych jabłonek i zgłosili to kasztelanowi. Ten przybył konno na miejsce i spodobało mu się owo uroczysko. Rozkazał karczunek lasu i sprowadził osadników. Tak powstała wieś Leśna istniejąca dotąd między Wzdołem i Bodzentynem. Źródło bije tam nadal, a rozbudowane szeroko siedlisko na dobrych lessowych ziemiach składa się z przysiółków: Stara Wieś, Podkonarze i Kamienna Góra, gdzie był Głupi Kamień i sadek założony niegdyś przez zbója”.