wstążka świętokrzyska

O trzech Klimczokach opowieść

A oto następny fragment zapisu naszego ostatniego filmu na kanale YouTube "Miotła czasu" - pt. "Zbójcerze, zbójnicy, tołhaje i hajdamacy", a idzie to tak:

PW

To może przeskoczmy teraz dla odmiany, lecz raczej nie poprawienia nastroju, spory kawałek na zachód – w rejon Żywiecczyzny – i przejdźmy do naszego kolejnego w cudzysłowie „bohatera” – Klimczaka, a właściwie kilku zbójów o tym nazwisku. 

PK

Tak, wspominaliśmy to nazwisko w ostatnim filmie. Może zacznijmy od Jana Klimczaka uprawiającego zbójecki proceder w połowie XVII wieku. Właściwie niewiele o nim wiemy. Pojawia się on zdawkowo na kartach dwóch dokumentów z tamtego czasu. Jednym z nich jest „Dziejopis żywiecki”, w którym zapisano: „Za którego pana Bidzińskiego trzy kompanie zbójców chodziły, jedna Klimczakowska”. Jego nazwisko znajdziemy też w dokumencie wystawionym przez samego króla w 1662 roku. W dokumencie tym Jan Kazimierz bierze w opiekę zbójców z kompanijii Jana Klimczaka w podzięce za pomoc wojskom królewskim w ściąganiu żołdu od chłopów. Żołnierzom przewodził porucznik Stefan Bidziński.

PW

Paweł, czyli – przyjmując, że pamiętna i przejmująca scena ocalenia Jana Kazimierza w zaśnieżonych górach Żywiecczyzny przez zbójników, odmalowana pięknie piórem przez Henryka Sienkiewicza w „Potopie” jest prawdziwa – to moglibyśmy pokusić się o przypuszczenie, że wśród owych opryszków spadających jak błyskawica z gór na Szwedów mogli znaleźć się ludzie pod komendą Jana Klimczaka…

PK

To bardzo prawdopodobne, jeśli taka sytuacja w ogóle miała miejsce. Skoro mieli darowane przez króla poprzednie winy, to jeszcze mogli obłowić się na Szwedach i przysłużyć ojczyźnie.

Ale zwróćmy też uwagę na wyżej wspomnianą postać Stefana Bidzińskiego. Ów porucznik tamtego czasu – zawołany żołnierz i twardy realista, co to nie wahał się zawrzeć sztamy z opryszkami Klimczaka – w późniejszych latach został starostą chęcińskim, a pod koniec żywota wojewodą sandomierskim.

PW

No to można by rzec, że był to nasz ziomal. Ale co z pozostałymi zbójami o nazwisku Klimczak? Czy byli to może bracia?

PK

Nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić. Przecież dobrze wiesz, że w Pacanowie, co drugie nazwisko, to Wojtyś i nie ma pewności co do stopnia ich pokrewieństwa.

PW

Tak, jak w byłem lata temu w Pacanowie, to dowodnie tego doświadczyłem, upadając pod ciężarem łask miejscowej tzw. „ławeczki” i ledwo dotargałem dwie reklamówki śliwek do Pkaesu, ale może opowiem o tym szerzej kiedy indziej.

A teraz przybliż znane nam osoby rozbójnicze o nazwisku Klimczak…

PK

Pierwszym z nich jest Mateusz Klimczak, urodzony prawie w Szczyrku, bo we wsi Lipowa, położonej u wschodnich podnóży Skrzycznego. Właściwie wiemy tylko o ostatnim roku jego grasanckiej kariery – roku 1697. W tymże roku Mateusz popełnił nieudany napad na miasteczko Kęty, tracąc pięciu swoich kompanionów, a także obrabował dwór Michała Łodzińskiego w Palczowicach koło Zatora, rabując 15 tysięcy guldenów polskich i małe co nieco...


PW

No tak, Paweł, ale ponoć Mateusz przechowywał swoje łupy u Kubicy. Czyżby był to przodek naszego najlepszego kierowcy? Choć przyznasz, że nie prowadził się zbyt dobrze? 


PK

No jako ówczesna osoba kierująca... się na złą drogę – w zaułek paserstwa, dbała zapewne o swoich potomków, którzy mieli wyjechać na ludzi, ale wątpię, że miał on coś wspólnego z tak zacną osobą jak Robert Kubica…

No może dziś kupowałby hot – dogi na pewnej stacji paliw…

Chodzi po prostu o to, że ów Wojciech Kubica, bo tak miał na imię, był dla Mateusza Klimczaka rodzajem lombardu…

PW

No dobra Paweł, to tradycyjnie zapytam, jak skończył Mateusz Klimczak?


PK

Po dramatycznym pościgu po obu stronach granicy Mateusz został schwytany i dostarczony do Krakowa, gdzie na torturach wydał licznych swoich wspólników, w tym także rodzinę Kubiców… 

Na koniec stracono go na krakowskich Krzemionkach. Zawisł tradycyjnie na haku za ziobro… Zaś jego kamratów stracono w Oświęcimiu…

PW

No dobra, to Ziobro zaskoczenia, a co z kolejnym Klimczakiem? 

PK

To przejdźmy na koniec do Wojciecha – zbójem o nazwisku Klimczak był przodującym, ale trochę inaczej... Znamy historię o ultimatum przedstawionym hrabiemu Sunneghowi – temu, któremu przypisuje się pojmanie Mateusza Klimczaka. Hrabiemu wysłano czapkę owiniętą czarną taftą i ozdobioną krepą i wstążkami… Czyli, można by powiedzieć, że był to odpowiednik martwej ryby – ostrzeżenia wysyłanego przez sycylijską Cosa Nostrę… 

Od hrabiego zażądano, aby dał zbójnikom święty spokój oraz posłał towarzystwu wiadro wina, sukno oraz proch i pistolety…

PW

Posłuchał?

PK

Nie wiadomo – źródła o tym milczą… A pewnie zapytasz jakie są jego główne dokonania na zbójeckim szlaku… To już mówię… Zbójecki szlak Wojciecha przypomina dokonania Gangu Olsena… Przegrali na przykład walkę z pastuchami o woły, bo owi pastuszkowie mieli przewagę liczebną, a na koniec swego zbójeckiego szlaku dali się upić podczas napadu i pojmać. No i pewnie zapytasz, jak skończył Wojciech Klimczak i jego kompanionowie. To też już spieszę z odpowiedzią:

Stracono ich… jak myślisz gdzie? No w Oświęcimiu… Zacytuję:

„Na haku za żebro jako hetmana zawiesiwszy, innych wszystkich ćwiartowano, wisząc ćwierci ich, aż strach patrzeć było”.