Kontynuując naszą opowieść o historii Więzienia Ciężkiego na Świętym Krzyżu czas spojrzeć, co działo się tam jeszcze w okresie międzywojennym...
Ano, dodać należy, iż przebywali tu również skazani za przestępstwa o podłożu politycznym, choć należeli oni zdecydowanie do mniejszości. Kary odsiadywali tu m.in. komuniści, wśród których przeważali działacze Komunistycznej Partii Polski (nielegalnej na terenie RP od marca 1919 r.) pochodzenia żydowskiego, jak np.: Jakub Szleński, Stefan Nowaczyński, Antoni Kozłowski, Dawid Wajntraub, Rubin Chęciński, Władysław Podczaski czy Stanisław Wojciechowski. Uwięzieni tu komuniści – w poł lat 20. XX w. – przystąpili nawet do głodówki, do której przyłączyli się też kryminalni. Przypomnijmy, że działacze KPP trafiali na Święty Krzyż nie za sam fakt przynależności do tej organizacji – ściśle kontrolowanej przez sowiecki wywiad (INO OGPU, a następnie INO NKWD), a za przestępstwa, dokonane w imię zbrodniczej, bolszewickiej ideologii – takie, jak napady z bronią w ręku, zabójstwa czy zamachy bombowe – dokonane na terenie suwerennego Państwa Polskiego (wymierzone w jego przedstawicieli, służby, obiekty i obywateli.
Duży problem stanowiły też organizacje nacjonalistyczne, związane z mniejszościami narodowymi. Na pocz. lat 30. XX w. Rzeczpospolitą – zwłaszcza jej płd. – wsch. kresami – wstrząsnęła plaga zamachów, przygotowanych przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów. Uderzenia wymierzone były m.in. w dworce kolejowe, posterunki policji, siedziby lokalnej i rządowej administracji. Chyba najgłośniejszym zamachem OUN było zabójstwo ministra spraw wewnętrznych RP – Bronisława Pierackiego, dokonane 15 VI 1934 r. w Warszawie przez ukraińskiego bojowca – Grzegorza (Hryhorija) Maciejkę. Wkrótce po tym zdarzeniu struktury OUN zostały rozbite policyjnymi aresztowaniami. Przed sąd trafił wówczas także (aresztowany w czerwcu 1934 r.) Stefan (Stepan) Bandera (1909 – 1959) – jeden z liderów OUN, przyszły przywódca frakcji OUN – B i duchowy patron UPA, ponoszących odpowiedzialność za rzeź polskiej ludności cywilnej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej – podczas II wojny światowej.
Po procesie, trwającym od 18 XI 1935 r., Stefan Bandera został 13 I 1936 r. skazany na karę śmierci, którą na podstawie amnestii zamieniono na dożywotnie więzienie i utratę wszelkich praw na zawsze. Część ukraińskich nacjonalistów – ze Stefanem Banderą na czele – trafiła do Ciężkiego Więzienia na Świętym Krzyżu zimą i wiosną 1936 r., i ponoć przebywali tu oni dość krótko, bo około roku, po czym przewożono ich do Tarnowa i Wronek. Bandera był w więzieniu na Świętym Krzyżu odwiedzany przez swoich przyjaciół i współpracowników, którzy planowali ponoć jego ucieczkę. Jednak podobno plany te zdradził policji niejaki Barabasz (który również przez jakiś czas odbywał wraz z Banderą karę na Świętym Krzyżu), co pokrzyżowało zamiary bojowcom OUN.
Latem 1937 r. Bandera wysyła do swego kamrata – Osypa Tiuszko długi list, pisany amatorskim szyfrem, który nigdy nie trafia do odbiorcy… Przekazany zostaje śledczym we Lwowie, którzy szybko orientują się, że członkowie OUN planują ucieczkę Bandery z więzienia świętokrzyskiego… Ów plan ucieczki również był mocno amatorski i naiwny. Otóż bojowcy OUN, przebrani za mnichów – mający wprzódy zamieszkać w klasztorze, a także ukryty w lesie oddział zbrojny, mieli zaatakować wieżyczkę strażniczą z dwóch stron, pokonać mur i uwolnić krajowego prowidnyka OUN – Banderę…
Plan ten był nierealny i został zduszony w zarodku, ale warto zwrócić uwagę na pewne strofy wspomnianego wyżej listu – pisanego niezwykle ciężkim piórem – w których Bandera podkreśla to, co mógł zobaczyć przez okratowane okno: „Czy sama okolica świętokrzyska może nie piękna powiesz? Jakie twoje wrażenia”.
No nie dowiedział się Bandera od Tiuszki niczego – ani o jego wrażeniach krajoznawczych podczas widzenia w więzieniu świętokrzyskim, ani o postępach awanturniczej akcji jego uwolnienia…
Oprócz Barabasza i Bandery, osadzono tu takich ukraińskich nacjonalistów, jak Zenobij Matła, Włodzimierz Nydza czy Mikołaj Łemyk, których wkrótce miano przenieść do Tarnowa. Bandera wraz z niewielką grupą członków OUN najprawdopodobniej został jeszcze na jakiś czas w świętokrzyskim więzieniu, skąd przypuszczalnie na przełomie 1937 i 1938 r. przewieziono go z innymi do Wronek, skąd z kolei – po otrzymaniu informacji o ponownych planach odbicia Bandery – przekazano go do więzienia w Brześciu nad Bugiem.
Mamy, co prawda opowieści o tym, że Bandera pozostał w więzieniu świętokrzyskim do września 1939 r. i uciekł podczas ewakuacji więzienia, albo że Niemcy wysłali na Święty Krzyż specjalny oddział komandosów, aby go stąd uwolnić… Ale raczej są to kwieciste wytwory fantazji ludzkiej…
Jednak warto zwrócić uwagę jeszcze na to, co przebija wyraźnie we wspomnieniach strażników więziennych – strach Bandery – mówiąc delikatnie – więźniem był bardzo bojaźliwym… wiecznie się bał…
Na przykład: wyobraźmy sobie pierwszy marsz skazańca Stepana Bandery mrocznymi korytarzami więzienia świętokrzyskiego i jego – wypowiadane drżącym ze strachu głosem – słowa, odbijające się echem od sklepień i ścian – skierowane do eskortującego go do celi strażnika: „Nie przepadnę tu panie, nie przepadnę?”…
Tutaj nie przepadł, ale stale się bał… Ten bohater – bohater również wielu współczesnych Ukraińców – ten, który posyłał swoich towarzyszy z OUN, by mordowali bez cienia litości, ten, który chciał Ukrainy „czystej jak szklanka wody” – oczywiście etnicznie czystej… On stale się bał…
Bał się, gdy opuszczał we wrześniu 1939 r. więzienie brzeskie, bał się jako współpracownik III Rzeszy, bał się, gdy w Niemcy uwięzili go potem w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen, choć przebywał tam w wygodnej dwupokojowej – otwartej w ciągu dnia – celi z dywanami, obrazami i meblami, bez przeszkód odwiedzała go tam żona, a posiłki dostawał z jadalni SS… Ten strach Bandery zakończył się 15 X 1959 r. w Monachium, gdzie agent KGB – Bohdan Staszynski – dopadł go z pistoletem rozpylającym cyjanek w domu przy Kreittmayrstrasse 7.
Po śmierci Bandery jego córka powiedziała: „mój ojciec ciągle się bał”…
Tak zupełnie nawiasem dodam, że w Sachsenhausen – podobnie jak Bandera – pośród więźniów specjalnie traktowanych – przebywał Komendant Główny AK – gen. Stefan Rowecki „Grot”…
I jeszcze podzielę się tutaj swoim własnym przeżyciem po przestudiowaniu relacji świadków i dokumentów dotyczących ukraińskich zbrodni na Polakach (i nie tylko na Polakach) na Wołyniu w 1943 roku. Ta lektura – a zwłaszcza szczegółowe opisy ponad kilkudziesięciu niebywale okrutnych sposobów uśmiercania ludzi – sprawiły, że przez kilka dni ciężko było mi spać, a nawet jeść… Często tych nieludzkich zbrodni dokonywali ukraińscy sąsiedzi… Tak… czy nieludzkich, to właściwe określenie? A może właśnie typowo ludzkich, bo zwierzęta raczej nie dopuszczają się takich okrucieństw...
Przestępstw na tle politycznym dopuszczali się także nacjonaliści białoruscy – członkowie tzw. Białoruskiej Hromady, którzy również odsiadywali kary w więzieniu świętokrzyskim, jak np. dyrektor gimnazjum białoruskiego – Radosław Ostrowski – osadzony tu w 1927 roku. Szczególną aktywność szpiegowską, terrorystyczną oraz dywersyjną – zwłaszcza w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybuch II wojny światowej – przejawiała tzw. niemiecka V Kolumna, rekrutująca się głównie i mająca silne oparcie w licznej wówczas na terenie RP mniejszości niemieckiej. Jej członkowie trafiali także na Święty Krzyż, jak Roman Wicherek – szef niemieckiej siatki szpiegowskiej z ośrodkiem w tzw. Wolnym Mieście Gdańsku, którą tuż przed wojną – dzięki pani Potockiej – udało się zlikwidować, a jej przywódcę wraz z agentami wykraść z Gdańska i osadzić w świętokrzyskim więzieniu. Trafił tu też w tym czasie – znany nam dobrze – „Diabeł V Kolumny” – Franz Wittek – późniejszy gestapowski krwawy kat Łysogór. Jednak trafił na krótko, bowiem, ponoć – jako superagent niemieckiego wywiadu – zaproponował swoje usługi wywiadowi polskiemu.
Do tej mrocznej persony na pewno jeszcze wrócimy w osobnym artykule i w osobnym odcinku filmowym na kanale YouTube Miotła czasu…