wstążka świętokrzyska

Gąsawa 1227 - retrospekcja zbrodni

Dziś przedstawiam kolejny fragment zapisu naszego filmu na kanale YouTube "Miotła czasu" - pt. "Krwawa łaźnia - Gąsawa 1227", który jest jednocześnie zaproszeniem do oglądania tegoż filmu, a idzie to tak, zobaczmy, co wydarzyło się w Gąsawie w listopadzie 1227 r.:

PK

Przenieśmy się teraz do Gąsawy – niewielkiej miejscowości opodal Gniezna. Tam właśnie – na zaproszenie Władysława Laskonogiego – zmierzają orszaki możnych.

Gościńcem od Krakowa zdąża orszak księcia krakowskiego i sandomierskiego – Leszka Białego... 

PW

STOP!!! 

Leszku, czy na pewno chcesz jechać do Gąsawy?

PK

Odstąpcie, mam tam do załatwienia bardzo ważne sprawy...

PW

W porządku – your choice – jak mawia klasyk… W sumie dobrze, że nie jedziesz do Piły…

Posłuchajmy teraz, co napisał na ten temat autor „Kroniki Wielkopolskiej”: „… w określonym dniu przybyli do Gąsawy, posiadłości klasztoru w Trzemesznie, niedaleko Żnina; mieli tam radzić o sprawach związanych z pomyślnością państwa”.



 PK

Nad Gąsawą wstawał powoli mglisty poranek 14 listopada 1227 roku… Mgła płynnie splatała się z dymem przygasającego ogniska, w którym wiedźma Doruchna pozostawiła dopiekającą się rzepę. A sama, zajadając ze smakiem świętomarcińskiego rogala, udała się do lasu, aby nazbierać garść dwuletnich jagód jałowca, jakby przeczuwając nadchodzące bigosowanie… 

Straże obeszły dookoła budynek łaźni, sprawdzając czy czasem nikt ze Schodzącego pokolenia nie przykleił się dziegciem do ścian. Wiecie – chodzi o te uciążliwe pacholęta od wójta Rafała z Warszawy...

PW

Wtem ciszę listopadowej gęstej mgły przeciął gwałtownie tętent końskich kopyt, uderzających w galopie o zmarzniętą ziemię… Nadciągała krwawa łaźnia, a raczej rzeźnia, która zbliżała się do łaźni…

Odgłosy te nie uszły uwadze strażnika na wysuniętym posterunku, który obrócił się (a był po dzbanie) i krzyknął w kierunku innych straży: 

PK

Zamawiał kto jadło z dostawą?! 

PW

Nagle z gęstej mgły wyłonił się jeździec z wzniesionym ku górze mieczem. Strażnik zrozumiał w lot – tak nie wygląda jadłodostawca… 

Odcięta głowa opadła z łoskotem na zamarzniętą ziemię, a szeroka struga krwi bryznęła na oszronioną trawę…

Reszta śpiących straży skończyła z poderżniętymi gardłami pod ścianą łaźni… 

Spieszeni, ale niczym nie speszeni, jeźdźcy podchodzą pod drzwi… 

PK

Zobaczmy teraz, co dzieje się wewnątrz łaźni… W środku przebywają Leszek Biały i Henryk Brodaty wraz z obstawą. Henryk, ocierając pot z czoła, rzekł:

PW

Ale nam tu błogo Leszku, pozwól, że złożę swoje stare kości na łożu…

Leszek odparł:

PK

Jasne, Heniutek, legnij se i pożiwaj, a ja cię rózgą po plecach pobruszę. 

PW

Wtem drzwi łaźni otwierają się z łoskotem, a do wnętrza wdziera się gwałtownie grupa zbrojnych. Na ich czele stoi Dulko – rodem z samego Gdańska… 

PK

Nagle spod łóżka Henryka wychynął niczym duch rycerz Peregryn z Wesenborga i potężnym ciosem swego miecza odrąbuje za jednym zamachem dwie głowy, trzy dłonie i przecina jeden goleń… 

PW

Natenczas Dulko chwycił na taśmie przypięty swój miecz błyszczący, długi szmelcowany, w bitwach pogięty, do ust go przycisnął… O przepraszam, to nie ta opowieść… Po prostu chwycił swój miecz oburącz i – zwinnie wymijając walczących – ciął straszliwie z półobrotu, sięgając końcem klingi szyi Peregryna… 

PK

Jasno – czerwona tętnicza bryza opadła sążniście na twarz, ukrytego w kącie młodego mnicha Tarantino, który przybył do Polski ze słonecznej Italii wraz z biskupem Iwo Odrowążem, a teraz obserwował z przerażeniem tę krwawą jatkę… 

PW

Ostrza napastników przygważdżają Peregryna do łoża, na którym leży Henryk. Leszek, wykorzystując zamieszanie, wymyka się nagi z łaźni i dosiada nieosiodłanego wierzchowca, który szybko okazuje się nieochwaconą klaczą, a następnie pędzi niezdarnie ku lizjerze lasu.

Dulko zakrzyknął:

PK

Nie może ujść żywy, dukat na głowę, płaci oczywiście Święto… no prawie się wygadałem. Święto było parę dni temu. Po prostu – brać go oczajdusze!

PW

Pogoń dopada księcia tuż przed ścianą lasu – na terenie gruntów dzisiejszej wsi Marcinkowice… Jego nagie plecy zostają przebite włócznią, dodatkowo dosięga go bełtów… czyli pocisków wystrzelonych z kuszy. 

PK

Leszek osuwa się z konia z obdartymi udami, spływając krwią od ran… Leżąc na zamarzniętej murawie, po raz ostatni ogląda gasnącymi oczami promienie słońca, przebijające zza drzew, a gdy jego głowa opada na bok po raz ostatni widzi zamarznięty kopiec kreta… 

PW

Wyglądająca zza drzew Doruchna, szepcze pod nosem:

Aaa, nie mówiłam… 

PK

Słusznie prawiłaś wiedźmo i mam nadzieję, że rzepa ci się w ognisku nie przypiekła… Ale teraz dodajmy, że w miejscu śmierci Leszka Białego w 1927 r. wzniesiono pomnik autorstwa Jakuba Juszczyka z Krakowa, który możecie oglądać w Marcinkowicach do dziś. 

PW

Posłuchajmy teraz, co na ten temat napisał w swojej kronice Jan Długosz:

PK

Świętopełk zawiadomiony od szpiegów, że to była pora najsposobniejsza do zdrady, postanowił nagle przydybać Leszka, kiedy przy stosunkach na pozór przyjaznych najmniej mógł spodziewać się napaści. Wpadłszy więc z liczną zgrają Polaków i Pomorzan, natarł zbrojno na gospody i namioty tak książąt jako i rycerstwa, a tych, którzy mu opór stawili, ubił na miejscu. Skoro znać dano książętom o grożącym niebezpieczeństwie, natychmiast Leszek Biały, jako młodszy i raźniejszy, wyskoczył z łaźni, a dosiadłszy podstawionego sobie konia, począł uciekać ku wsi Marcinkowu z drużyną kilku towarzyszących mu giermków. Ale Świętopełk, nie dbając o innych, puścił się za nim w pogoń jak za upragnioną od dawna zdobyczą, i drużynę swoich zachęcał, aby zgładzili Leszka, na którego zgubie wszystek swój triumf zasadzał. W małej więc garstce otoczeni od licznej zgrai, chociaż długo i dość mężnie się bronili, w końcu jednak wszyscy wraz z książęciem swoim i panem legli ofiarą niecnego zdrajcy. 

(Jan Długosz, „Roczniki czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego”) 

PW

Ciało Leszka Białego przewieziono do Krakowa i pochowano na Wawelu w kościele katedralnym.