Szerzej o ciekockich i o dalszych losach Stefana Żeromskiego opowiemy niebawem, a teraz przyjrzyjmy się, choć w małej części, ciekockim śladom pozostawionym na kartach papieru – zapisanych jego mistrzowską ręką… Oddajmy najlepiej głos samemu Żeromskiemu, który jeszcze po kilku latach od rozstania z rodzinną wsią – w liście do swej narzeczonej Oktawii – pisał m.in. tak: „Pierwsze lata dzieciństwa, spędzone na wsi, wciskają w człowieka na zawsze szczególne, niezmazane znamię: będzie kupcem, marynarzem, subiektem w aptece, redaktorem, czy czemkolwiek, a jednak będzie zawsze członkiem – faktyczną, integralną, duchową częścią swej gminy i parafii, tych swoich - »Ciaciaków, Ciekot, Odpadków i Gawronek, Pod górą, Za drogą« – tych części łąk, pól, poręb i pastwisk swojego folwarku”.
Ciekoty – ukryte przeważnie pod innymi „zakonspirowanymi” literackimi nazwami – odnajdziemy niemal w każdej książce pisarza – w „Syzyfowych pracach” na przykład są to Gawronki (znana z dawien dawna nazwa jednej z ciekockich łąk), w „Promieniu” – Niemrawe, w „Ludziach bezdomnych” – Głogi, w „Popiołach” – Wygnanka, w „Urodzie życia” – Ciernie, zaś w „Przedwiośniu” – Chłodek. Żeromski korzystał będzie szeroko ze znanych sobie od dzieciństwa tutejszych nazw topograficznych również przy tworzeniu nazwisk bohaterów literackich – np. w dramacie „Uciekła mi przepióreczka”, gdzie pojawiają się swojsko brzmiące nazwiska, jak – Ciekocki czy Radostowiec.
Poświęcił też Żeromski niemało inkaustu ludziom związanym ze swoją wioską rodzinną i jej mieszkańcom, wplatając ich losy, a czasem nazwiska, w akcję swych literackich dzieł oraz uwieczniając we wspomnieniach. I tak np. postać gen. Włodzimierza Dobrowolskiego – właściciela folwarku Ciekoty – odnajdziemy już na początkowych kartach „Wiernej rzeki”, na których autor rysuje piórem smutny, krwawy obraz „oniemiałego i zacichłego małogoskiego pola” po stoczonej tam 24 II 1863 r. największej bitwie Powstania Styczniowego: „Leżeli w kilkuset, tworząc w zmierzchu rannym białą górę – podobijani, gdy padli z ran, na rozkaz wodza nieprzyjaciół, rodaka i niedawnego spiskowca…”. Owym wodzem był rzecz jasna ppłk Dobrowolski, prowadzący podczas bitwy małogoskiej przeciwko powstańcom jedną z rosyjskich kolumn, którego niesławną osobę Żeromski przywołuje jeszcze nieco dalej: „Nie słychać już łoskotu granatów Dobrowolskiego zasypujących dolinę”.
Natomiast plenipotent Dobrowolskiego – „plenipotent jednego z najbardziej sowicie obdarowanych donatariuszów” – zarządzający w jego imieniu majoratem „Władimirowo” – gen. Wojciech Ostrowski – wg wielu badaczy, powołujących się na wiele przesłanek i źródeł – stał się dla pisarza pierwowzorem generała Rozłuckiego, który w noweli „Echa leśne” kładzie podpis pod wyrokiem śmierci dla swego bratanka – Jana Rozłuckiego – zbiegłego z rosyjskiego pułku do powstańczego oddziału, a następnie pochwyconego i rozstrzelanego.
Akcja tejże noweli rozgrywa się na terenie Gór Świętokrzyskich, o czym dobitnie świadczą podane w niej przez Żeromskiego autentyczne nazwy miejscowości, m.in. Suchedniów, Bodzentyn czy Końskie, a mieszkańcy nieodległej od Ciekot wioski Występa – w pobliżu której stać miała karczma, gdzie odbył się sąd polowy nad krewniakiem rosyjskiego generała – Polaka – ustawili przy drodze „od Zagnańska ku Wzdołowi” – w miejscu, gdzie miała odbyć się egzekucja skazańca – drewniany krzyż, a następnie głaz pamiątkowy, na którym wyryto napis: „Powstańcowi 1863 roku, bohaterowi »Ech leśnych« S. Żeromskiego, Obywatele wolnej Polski” (co i dziś możemy tam zobaczyć, ale do miejsca tego dotrzemy nieco później).
Jeżeli zaś chodzi o pierwowzór rozstrzelanego tam bohatera „Ech leśnych” – Jana Rozłuckiego, to badacze problemu wskazują na dwie autentyczne osoby… Pierwszą z nich jest siostrzeniec gen. Wojciecha Ostrowskiego i jednocześnie oficer dowodzonego przezeń 28. połockiego pułku piechoty – chorąży Witold Udymowski, który – zbiegłszy 22 I 1863 r. wraz z kilkoma innymi oficerami tegoż pułku w szeregi powstańcze – wziął udział w nieudanym „napadzie na Radomsko”, a następnie – już 25 stycznia – ponoć „zniechęcony i zrozpaczony” – oddał się w ręce Moskali i dnia 29 II 1863 r., z wyroku „Audytoriatu Polowego”, został rozstrzelany w bazie swego pułku w Piotrkowie.
Kolejną osobą, uznawaną za pierwowzór Jana Rozłuckiego, jest bratanek gen. Ostrowskiego – Janusz Ostrowski, o którym wiadomo z grubsza tyle, że był powstańcem i podobno po schwytaniu przez Rosjan, zginął rozstrzelany. W „Echach leśnych” ostatnim życzeniem Jana Rozłuckiego przed śmiercią, było powierzenie stryjowi – generałowi swego 6 – letniego syna Piotrusia – z poleceniem wychowania go w polskim duchu patriotycznym. Kontynuacją „Ech leśnych” jest „Uroda życia”, w której Żeromski ukazuje dramatyczny obraz przybycia z Petersburga do Królestwa i w Góry Świętokrzyskie Piotra Rozłuckiego – 24 – letniego rosyjskiego artylerzysty – oficera wychowanego w Michajłowskiej Szkole w żelaznym duchu wierności carowi.
Piotr odwiedza tu swego stryjecznego dziada – dymisjonowanego generała rosyjskiego – zarządzającego dużym majątkiem ziemskim, który jednak jest jedynie „plenipotentem szczodrze obdarowanego kolegi, generała Siegela, który za udział w uśmierzaniu polskiego powstania otrzymał donację z kilkunastu folwarków” (wypisz, wymaluj generałowie – Ostrowski i Dobrowolski…), a którego „rodzina żyje niezbyt dostatnio na sposób polsko – szlachecki kołacząc się od dzierżawy do dzierżawy” i „gdyby nie dawna emerytura i owo dzięki dawnym stosunkom uzyskane pełnomocnictwo – byt całej familii nie byłby zabezpieczony” (jak w mordę strzelił gen. Ostrowski…). Ów stryjeczny dziad – „starzec już zgrzybiały, lecz jeszcze wyprostowany, czupurny i srogi” – pokazuje Piotrowi mogiłę ojca – w przeświadczeniu młodego oficera – „buntowszczika”.
Jednak od tego czasu obraz zaniedbanej mogiły nie daje spokoju Piotrowi, który po pewnym czasie, podczas samotnej wyprawy w tamto – coraz to droższe jego sercu – miejsce, wygrzebuje z ziemi szczątki ojca: „Tkliwe jego palce wynurzyły, wyczarowały z ziemi czaszkę potrzaskaną w kawałki. W bezwiedzy, w szlochach przypadł do tych kości ustami (…) Głaskał po tysiąc razy miejsca złamań, gdzie były śmiertelne dziury od sołdackich kul. Tysiącem pieszczotliwych nazw przewiązywał każdą ranę, łzami zmywał każdy cios. Wcielał przedśmiertelny ojcowski ból w najczulsze słowa, w najtkliwsze dźwięki, jakie tylko znał w nowo pokochanym polskim języku”. Tak oto wypełniła się ostatnia wola ojca – powstańca…
W „Urodzie życia” nie znajdziemy już rzeczywistych nazw miejscowości z rejonu Gór Świętokrzyskich, choć wiadomo, iż akcja tej opowieści rozgrywa się na tym terenie, a badacze na podstawie źródeł (m.in. szczątkowego rękopisu powieści, odnalezionego w gruzach warszawskiego Starego Miasta, zniszczonego podczas powstania w roku 1944) dowodzą, iż Żeromski wykreślił je w ostatniej chwili przed drukiem książki – wczesną wiosną 1912 r., na skutek listownego ostrzału „bombami kopertowymi” ze strony najmłodszego syna gen. Wojciecha Ostrowskiego (Rozłuckiego) – Adama – wyraźnie podrażnionego i protestującego przeciwko „oczernianiu człowieka ogólnie szanowanego, poważanego i dobrego Polaka” – który prowadził z pisarzem w tym czasie – w kilka lat po ukazaniu się „Ech leśnych” – zaciekłą korespondencyjną polemikę, pisząc doń m.in.: „Znałem doskonale Pańskiego ojca – w Ciekotach byłem może sto razy i nawet był czas, że miałem zamiar wziąć Ciekoty w dzierżawę – znałem Bukową Górę i las wydzielony dla majoratu jenerała Dobrowolskiego, bo przecież byłem przez dziewięć lat plenipotentem tego majoratu, kiedy ś. p. ojciec mój, z powodu starości zrzekł się plenipotencji na rzecz moją, toteż znając doskonale całą sytuację, wiem dobrze, kogo Pan miał na myśli, pisząc owe kłamstwa w »Echach leśnych«!”.
Adam Ostrowski w dalszej części listu domagał się także publicznego odwołania na łamach prasy „owych kłamstw”. Całą tę sytuację Żeromski potraktował niezwykle serio, a odpowiadając Ostrowskiemu, pisał m.in. tak: „Gdyby podobne zarzuty stosować do utworów literackich, nie byłoby wcale literatury, gdyż zawsze ktoś upatrzyłby w figurze powieściowej podobieństwo do siebie lub do kogoś ze swoich i tradował o to literata – w sposób tyle nieprzyzwoity, jak Pan w dzisiejszym liście. (…) Legendę o generale Polaku, który kazał rozstrzelać swego krewniaka za udział w Powstaniu, może gdzie od kogo słyszałem w dzieciństwie, ale gdzie, kiedy i od kogo – nie pamiętam wcale. Pomysł tedy tej historii powieściowej jest moją własnością moją fantazją, zmyśleniem artystycznym, czyli jak autor listu brutalnie wyraża się – moim »kłamstwem«. Cała twórczość artystyczna jest to kłamstwo artystyczne. (…) Najoczywistszy dowód, że utwory moje wzięte są z fantazji, a nie z rzeczywistości, stanowić będzie powieść »Uroda życia«, gdzie ów generał Rozłucki z »Ech leśnych« znowu występuje. Ukazują się tam jego synowie (…) syn rozstrzelanego bratanka, Piotr (…) Wszystko to są osoby nie istniejące, powieściowe”.
Nieusatysfakcjonowany i nie zbity z tropu A. Ostrowski, smaruje pośpiesznie do autora „Ech leśnych” i „Urody życia” kolejny list, celnie w nim ripostując: „Szanowny Pan w swojej odpowiedzi, za którą serdecznie dziękuję, nazywa »Echa leśne« wymysłem artystycznym – jestem przekonany, że Szanowny Pan pisząc odpowiedź na mój list, zupełnie co innego miał na myśli, a co innego pisał, bo czy to może się zdarzyć taki wypadek, żeby w danej miejscowości, o której Szanowny Pan pisze w »Echach leśnych«, znajdował się taki sam dymisjonowany, stary generał Polak, który w tej samej miejscowości był plenipotentem majoratu i był także obecnym przy wydzielaniu dla majoratu kilkuset morgów lasu, z lasów rządowych Bukowa Góra, co miało miejsce mniej więcej przed trzydziestu laty – w pułku będącym pod dowództwem owego generała był taki sam jego siostrzeniec, który za udział w powstaniu został rozstrzelany przez żołnierzy tegoż pułku? – i Szanowny Pan nazywa to wymysłem artystycznym? – powieści to są prawdy życiowe, które znamy i na nie patrzymy ciągle”.
Dziś wszystko wskazuje na to, że Żeromski po prostu – jak się to mówi – „ściemniał”, że to Adam Ostrowski raczej się nie mylił – na co dodatkowo może wskazywać użycie przez pisarza w „Echach leśnych” autentycznych nazwisk mieszkańców Ciekot 2.poł. XIX w. – ww. dzierżawcy folwarku – Bolesława Knopfa (co ciekawe – pochodzącego z pobliskiej wsi Gózd k. Występy, gdzie miała się odbyć egzekucja Jana Rozłuckiego) – geometra Knopf oraz sołtysa wsi – Gały – wójt Gała. Owego geometrę Żeromski przedstawia następująco: „Knopf, chodzący katar żołądka (tudzież kiszek), zeschły neurastenik, istota jadająca tylko rzeczy niektóre (…) i to takie właśnie, jakich na wsi zapadłej, a osobliwie w Górach Świętokrzyskich nikt nigdy, jak świat światem, nie tylko nie jadał, nie widział, ale nawet nie znał z nazwiska – nudziarz nie sypiający po nocach, nie znoszący piania kogutów, szczekania psów, a nawet gdakania kur…”.
Nazwisko jeszcze wcześniejszego dzierżawcy folwarku Ciekoty – ww. Romualda Przesławskiego – pisarz nada ekonomowi z głośnej powieści „Przedwiośnie”. Chłopskie zaś ciekockie nazwisko – Radek, nosił będzie jeden z głównych bohaterów „Syzyfowych prac” – Andrzej Radek. Nazwisko innego ciekockego chłopa – Zych (plus imię Mochnackiego), posłużyło pisarzowi jako jeden z pseudonimów literackich – Maurycy Zych, którym podpisał m.in. „Sen o szpadzie”, „Nagi bruk” czy „Nokturn”. Nazwiska chłopów, które „mają brzmienia rodzime”, padają też w jednym z ostatnich dzieł Żeromskiego – „Snobizmie i postępie”, a są to znane nam już dobrze „nazwiska wieśniaków” spod Radostowej, jak: Michta, Kmieć, Kmiecik czy Radek.
„Mój Boże, mój Boże, ja nic nie chcę – ani sławy, ani walk – daj mi mieszkać w starym naszym pokrzywionym dworku, śród starych, tak dobrze mi znajomych wieśniaków” – pisał Stefan w „Dziennikach” w rok niecały po opuszczeniu Ciekot. On już tu nie wrócił, nie zamieszkał, lecz wrócą pod Radostową „śród starych, znajomych wieśniaków” bohaterowie jego powieści: Raduski z „Promienia”, Marcinek Borowicz z „Syzyfowych prac”, Joasia Podborska z „Ludzi bezdomnych”, Rafał Olbromski z „Popiołów”, Mściw z „Powieści o Walgierzu Udałym”, Ewa z „Dziejów grzechu”, Piotr Rozłucki z „Urody życia”…