W tym roku przypada 80. ROCZNICA WYBUCHU II WOJNY ŚWIATOWEJ, zatem czas przypomnieć ponownie świętokrzyski (i nie tylko) wycinek historii wojny obronnej 1939 roku… A teraz zapraszam na krótką retrospekcję terenową na ten właśnie temat…Miało być jeszcze więcej rozważań w tym artykule, ale ten rok jest dla mnie niezwykle ciężki pod każdym względem i na pewno w przyszłości szerzej ujmę ten niezwykle ważny temat - nawet jeszcze w tym roku - obiecuję.
Dziś - 31 VIII 2019 r. , oprowadzając wycieczkowiczów po pochyłościach Kadzielni, opuściwszy podziemną trasę turystyczną, powiodłem grupę turystów – ponad wschodnią ścianą dawnego kamieniołomu, potem obok wejścia na teren słynnego amfiteatru – na szczyt wzniesienia zwanego Wzgórzem Harcerskim, gdzie wznosi się pomnik… poświęcony… jeszcze do niedawna… tzw. „Bojownikom o Wyzwolenie Narodowe i Społeczne”… Czyli do niedawna był to tzw. „UBelisk”, któremu groziło – zgodnie z prawem – wyburzenie… Na szczęście – dzięki skuciu sowieckich treści i symboli, jak gwiazdy czerwonoarmiejców – pomnik ocalał…
Oto i pomnik na Wzgórzu Harcerskim... Widzieliśmy go z tarasów widokowych nad wschodnią ścianą dawnego kamieniołomu, widzimy go teraz na wprost - tuż po wyjściu zza rogu budynku amfiteatru... Kształt jakby znajomy...
Przy podejściu schodami pod pomnik słyszę z tyłu – jak zwykle – głosy: „Taki jak na Westerplatte”…
Tak właśnie jest… Proszę Wycieczki… Pomnik jest bardzo podobny do pomnika Obrońców Wybrzeża na Westerplatte i... nie jest to przypadek…
W marcu 1939 r. na kielecką 2. Dywizję Piechoty Legionów przypadła kolej obsadzenia Wojskowej Składownicy Tranzytowej na Westerplatte, a większość z 82 – osobowej grupy, która tam wyruszyła pod dowództwem por. Leona Pająka, stanowili żołnierze 4 pułku piechoty Legionów, stacjonującego na stałe w Kielcach…
Świetlica żołnierska w Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte - załoga podczas przeglądania prasy w roku 1930... (NAC)... O czym mogli przeczytać w gazetach ich następcy 31. sierpnia 1939 r. - synowie Ziemi Świętokrzyskiej... Ano na przykład o tym, że 27. sierpnia polska reprezentacja w piłce nożnej zwyciężyła 4 : 2 Węgrów - finalistów dość pechowych dla Polski mistrzostw świata, podczas których w dramatycznym i pięknym meczu - po wspaniałej walce i dogrywce Polacy ulegli Brazylijczykom 5 : 6... ICH "mecz" na Westerplatte był z góry przegrany... Nie było dogrywki... była dramatyczna walka na śmierć i życie...
W dniu 1. września 1939 r. polska placówka znalazła się w szczególnie trudnym położeniu, otoczona Morzem Bałtyckim i „morzem” nazistów „Wolnego” Miasta Gdańska, wspartych lotnictwem i marynarką wojenną III Rzeszy. Każdy dzień obrony wyglądał jak koszmarny sen: przeraźliwy ryk nurkujących bombowców, świst i jęk pocisków artyleryjskich, potężne eksplozje kruszące mury wartowni niczym babki z piasku, a potem głucha cisza, jednostajne dzwonienie w uszach, wszechobecny pył, gruz i sterczące druty zbrojeń…
Dowódca obrony Westerplatte - mjr Henryk Sucharski (fot. z 1939 r. - Stanisław Podlewski "Wolność Krzyżami się znaczy", ODiSS, Warszawa 1986)... Odznaczony za wojnę polsko - bolszewicką Krzyżem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych... Odwagi żołnierskiej zatem mu nie brakowało... Jednak na Westerplatte - w tych pierwszych, upalnych dniach wrześniowych - rozpętało się wielkie piekło na małym skrawku ziemi...
Dziś toczy się dyskusja, dociekająca, kto właściwie dowodził obroną Westerplatte; mówi się o załamaniu nerwowym mjr Henryka Sucharskiego i przejęciu dowodzenia przez kpt. Franciszka Dąbrowskiego, ale jeżeli nawet tak było, to oczywiste jest, iż każdy ma swoje granice wytrzymałości i przypomnijmy, że przy wartowni nr 4 rozstrzelano czterech żołnierzy, którzy odmówili dalszej walki po diabolicznym nalocie „Sztukasów”. Wojna nie wygląda jak defilada i nie prowadzi się jej żołnierzykami z ołowiu, które nic nie czują. Garstka obrońców, która miała utrzymać placówkę przez 12 godzin, bohatersko walczyła 7 dni i nocy, a Niemcy nazwali ten rozorany pociskami skrawek ziemi - „Małym Verdun”. W walkach wyróżnili się kaemiści 4 p. p. Leg., którzy zadali duże straty nacierającym Niemcom, a ich dowódca por. Leon Pająk, już na samym początku obrony został ciężko ranny i nieprzytomny dostał się do niewoli.
Pożar na przedpolu Placówki "Prom" na Westerplatte - bronionej przez Synów Ziemi Kieleckiej - "Czwartaków" - pod dow. por. Leona Pająka - fot. - kadr z niemieckiego filmu dokumentalnego z kampanii w Polsce w 1939 r. pt. "Feldzug in Polen" (NAC)... Porucznik Pająk - ciężko ranny (m.in. w krocze) odłamkiem pocisku armatniego z pancernika "Schlezwig-Holstein" - ostatkiem sił przytomności zdaje dowodzenie placówką chor. J. Gryczmanowi...
„...Kiedy zaczną przebierać w historycznym pyle
I z tego pyłu tworzyć mity naszych czasów,
I powiedzą, że to są Nowe Termopile
I że tam zginął huf Leonidasów,
I kiedy na wybrzeżu usypią mogiłę
Ku chwale Nieznanego Morskiego Rycerza,
Wierząc, że ta mogiła wyobraża siłę,
Która będzie broniła polskiego wybrzeża ...”
Leopold Lewin „Nowe Termopile”
Niemcy wkraczają na Westerplatte 7. września 1939 r. - zdjęcie niemieckie (Polona)... "Wielcy zwycięzcy" zajmują "Małe Verdun"... Jednak Fuhrer nie jest zachwycony... Jest wściekły, jak tylko on potrafi... Czuje się upokorzony przez Polskich Obrońców Westerplatte... Dlatego też - dając wyraz swej złości i dezaprobaty dla "waleczności" żołnierzy niemieckich - nie wszedł na pokład pancernika Schleswig - Holstein... mimo, że okręt był gotowy na jego przyjęcie...
Wielu bohaterskich „Czwartaków” oddało życie za ten niewielki kawałek Polski, zwany obco Westerplatte, który stał się symbolem oporu żołnierza polskiego, a ci, co przeżyli, uczestniczyli w uroczystościach rocznicowych, zarówno pod kieleckim pomnikiem, jak i pod tym wznoszącym się nad Zatoką Gdańską.
„... Kiedy się wypełniły dni
i przyszło zginąć latem,
prosto do nieba [„Czwórkami”] szli
żołnierze z Westerplatte...”
Pomnik na Kadzielni - w sercu Gór Świętokrzyskich... Daleko od Zatoki Gdańskiej... A jednak jakby blisko... Nawet bardzo blisko... Dobrze, że pomnik na Kadzielni ocalał, "odchudzony" - "zneutralizowany" - poprzez usunięcie sowieckich symboli i treści... Ta bliskość jest teraz bardziej widoczna i namacalna... Ale pewnie najlepiej to widać z góry...
A co w tym czasie działo się w Górach Świętokrzyskich? Pytają wycieczkowicze…
Dnia 5. IX 1939 r. naprędce sformowany, kombinowany 154 p. p. pod dowództwem ppłk Aleksandra Idzika zorganizował obronę południowo – zachodniej rubieży Kielc, chcąc uniknąć walk w centrum miasta. Wtedy to, także okolice Kadzielni, stały się areną desperackiej obrony wrześniowych bohaterów przed przeważającymi siłami wroga, nacierającymi od strony Chęcin. Po wyniosłościach terenu gramoliły się poczciwe tankietki TK-S, zwane też "karakanami", zza głazów ziały ogniem karabinki „Mausera”, i wystawały niezastąpione chlebaki z „polskiego lnu” wz. 33. Napór przeciwnika wspartego silnym ogniem czołgów i artylerii był miażdżący, w wyniku czego obrońcy musieli wycofać się, zrywając z szyj poległych owalne „nieśmiertelniki”…
Kiedy, stojąc przy wyniosłym pomniku, spojrzymy w dół, na myśl przychodzą słowa wiersza K. K. Baczyńskiego: „Oto rozmawiam z cieniami rycerzy / w głuchej, wygasłej urnie mojej ziemi...”...
Wrzesień 1939 r. w Górach Świętokrzyskich... "Maszerują żelazne brygady..." Czas walki, zdrady i honoru.. Żołnierze Wojska Polskiego maszerują w nakazany rejon koncentracji... Bój o Kielce i szlaki komunikacyjne wokół miasta będzie bardzo ciężki... Trzeba dać czas większym związkom taktycznym na wschodzie na przegrupowanie i czas na odwrót innym armiom polskim za Wisłę - taki jest rozkaz!...
„Czwartacy” stanowili – jak już wiemy – trzon załogi Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, która bohatersko broniła swoich pozycji przez siedem dni i nocy, natomiast właśnie na bazie resztek 4 p. p. pozostawionych w kieleckich koszarach, utworzono ww. zapasowy 154 p. p. pod dow. ppłk. Aleksandra Idzika, który wziął udział w obronie miasta.
Obronę w rejonie Kielc organizował także, silnie związany z miastem, ppłk Bronisław Kowalczewski, który był oficerem Naczelnego Dowództwa, a organizowane później przez niego brawurowe ucieczki z niemieckich Oflagów, posłużyły za kanwę scenariusza słynnego amerykańskiego filmu „Wielka ucieczka”, w którym wystąpili m.in.: Steve Mc Quinn, Charles Bronson i Richard Attenborough. Bronisław Kowalczewski został schwytany, poddany okrutnym torturom, a następnie w październiku 1943 r., wraz z innymi śmiałkami, zamordowany na terenie niemieckiego obozu zagłady Buchenwald.
Ppłk Bronisław Kowalczewski fot. z lat 30. XX w. (Bojownik niepodległości, Ikar, Miesięcznik Kulturalno - Artystyczny, Kielce, grudzień 2000)... Wyjątkowy Bojownik Niepodległości - Bojownik, który nigdy - nawet za cenę okrutnej śmierci na haku rzeźniczym - nie pogodził się z utratą wolności... Odznaczony Krzyżem Virtuti Militari V Klasy, czterokrotnie Krzyżem Walecznych, orderami francuskimi - Legią Honorową oraz Croix de Guerre... I wieloma innymi... Cześć i Chwała Bohaterowi!...
Toczą się zaciekłe walki m.in. pod Krajnem, Dąbrową i Samsonowem, gdzie żołnierze WP morderczym wysiłkiem powstrzymują rozpędzone niemieckie zagony pancerne…
Po zwiedzeniu Kadzielni jedziemy wprost do serca Gór Świętokrzyskich – w Łysogóry… Jedziemy do Ciekot – „Ojczyzny Duszy” Stefana Żeromskiego – jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy, który tam spędził swoje lata dziecięce i młodzieńcze… Który był jednym z największych piewców Niepodległości… Ale do tego jeszcze wrócimy niebawem… Który przeczuwał przed śmiercią nadchodzącą katastrofę… Ostrzegał…
Ciekoty - Żeromszczyzna - rekonstrukcja dworu polskiego... W tym właśnie miejscu mieszkał, śnił i śnił na jawie przyszły wybitny pisarz światowego formatu - Stefan Żeromski... Choć dworek Żeromskich wyglądał inaczej... Ubożuchny był...
Wysiadamy na Żeromszczyźnie… Tu, gdzie stał dwór Żeromskich, a właściwie skromny dworek – niewiele różniący się od chłopskich chałup – w którym mieszkali Żeromscy w latach 70. i 80. XIX w. – w latach dzierżawienia przez nich tutejszego folwarku ziemskiego, który był jednym z najlichszych folwarków w Górach Świętokrzyskich… Piachy… Sapy… Bieda…
Jednak okolica przepiękna – nad malowniczą Doliną Wilkowską, którą swe wody toczy szemrząc z cicha Lubrzanka i jej liczne dopływy, wyniośle i jakoś mrocznie górują Krajeński Grzbiet, Pasmo Klonowskie z Bukową Górą i Radostowa – „Góra Domowa” pisarza z Ciekot… To właśnie ten przepiękny krajobraz ukształtował wrażliwą duszę Żeromskiego – stworzył niejako zeń wybitnego literata… Ale do tego tematu jeszcze na pewno wrócimy…
Dolina Wilkowska pod Ciekotami... Nad Lubrzanką... Widać Radostową - "Górę Domową" Żeroma... to właśnie taki krajobraz - oprócz "Klechdy domowej" - ukształtował, zrodził - wnętrze wielkiego pisarza... Zdjęcie z kwietnia 2018 roku... W roku 1939 niemieckie kolumny pancerne "Blitzkriegiu" natrafiły tu na właśnie taki suchy i gorący grunt... Rozlewiska omijali utwardzonymi traktami...
Zajrzyjmy może teraz do „Księgi opisowej Gminy Dąbrowa z lat 1938 – 1939”, by zacytować jej fragment: „…drogi gminne znajdują się w opłakanym stanie”. W 1939 r. na terenie województwa kieleckiego drogi zbudowane były w większości z walcowanego tłucznia, dróg asfaltowych było niewiele (trzeba dodać – jeszcze długie lata po zakończeniu II wojny światowej…). Przewrotnie, to właśnie te drogi – polskie drogi, znajdujące się w dużej mierze w „opłakanym stanie”, schodzącym latem 1939 r. mogły przy sprzyjającej pogodzie – znaczy pochmurnej i deszczowej – stać się największym sprzymierzeńcem polskiej armii, mocno ograniczając, a nawet hamując skuteczność „Wojny błyskawicznej” – Blitzkriegu. Niestety, tamten pamiętny wrzesień był wyjątkowo piękny – bezchmurny i suchy…
Spróbujmy teraz spojrzeć na ten pamiętny czas letnio – jesienny oczami mieszkańców Ciekot…
Dnia 1. IX 1939 r. … „roku pamiętnego”, do mieszkańców Ciekot dociera groźny huk znad bombardowanych Kielc, Starachowic, Skarżyska i pobliskiego, opustoszałego lotniska w Masłowie. Pod Radostową docierają też, zapewne z opóźnieniem, gazety z piątku 1. września 1939 roku, w których można było przeczytać m.in.: „Żołnierze nasi, krew z krwi, kość z kości naszej na rozkaz Wodza maszerują. Maszerują w takt polskiej pieśni rycerskiej, która płynie z łopotu sztandarów, z poszumu drzew i rzek polskich: »Bogurodzica«, prastarą pieśń zwycięstwa…”. Ten marsz na „rozkaz Wodza” podejmują też żołnierze WP z okolicznych wiosek, idąc naprzeciw zastępom odwiecznego wroga…
Defilada na ulicach Kielc z okazji wizyty w mieście prezydenta RP Ignacego Mościckiego w okresie międzywojennym (Polona)... Maszerowali wówczas „Żołnierze nasi, krew z krwi, kość z kości naszej..." Maszerowali i kilka lat później, gdy dwaj odwieczni wrogowie wkraczali w granice Najjaśniejszej Niepodległej... Maszerowali w huku i błysku artyleryjskich wystrzałów, w dymie i blasku pożarów, w ryku nurkujących bombowców, przy wtórze czołgowego dudnienia... Maszerowali, mimo, że zostali zdradzeni...
Dnia 3. września pod Radostową docierają przedwcześnie radosne, niestety, wieści o wypowiedzeniu wojny Niemcom przez Wielką Brytanię i Francję… cały kraj ogarnia euforia – w ludzi wstępuje wielka nadzieja, która zostanie boleśnie zawiedziona bezczynnością „sojuszniczych” armii… Tego też dnia Kielecczyzna znalazła się w strefie bezpośrednich, szeroko zakrojonych, działań wojennych i zaczęła napływać tu pierwsza fala cywilnych uciekinierów ze Śląska, Zagłębia i okolic Częstochowy oraz żołnierze z rozbitych jednostek WP. Głodni i zmęczeni uciekinierzy docierają też w okolice Ciekot, a w Kielcach wysłannicy Naczelnego Wodza, wraz z oficerami dowodzącymi siłami zebranymi w mieście, organizują obronę m.in. w rejonie Łysogór i Zagnańska – również w okolicy Radostowej – w sąsiednim Krajnie, ryglując przejście drogą Kielce – Radom przez Góry Świętokrzyskie, z zadaniem utrzymania pozycji do momentu rozwinięcia się w rejonie Skarżyska większych związków taktycznych WP.
Jednakże po południu 5. września Kielce są już w rękach Niemców, lecz wystrzały w mieście nie milkną do godzin nocnych, a wycofujące się grupy polskich obrońców wzmacniają inne punkty oporu wokół Kielc. Odgłosy walki toczonej nad Silnicą docierają też nad Lubrzankę, a zaniepokojeni mieszkańcy Ciekot wsłuchują się z trwogą w echa bitewnego zgiełku, dobiegające właściwie zewsząd, z coraz to bliższej odległości… Na płn. i wsch. od Kielc – na linii: Krasna – Samsonów – Zagnańsk – Dąbrowa – Klonów – Krajno – czyli w bezpośrednim sąsiedztwie Ciekot – trwają zaciekłe walki… Pod Radostową drży ziemia i wibruje powietrze…
Polska przedwojenna mapa wojskowa - tzw. "setka" - obszar Łysogór (fot. ze zbiorów Szczepana Mroza)... Polskie mapy wojskowe z okresu międzywojennego w skali 1:100000 budziły podziw ówczesnych geografów i strategów z całego świata, zdobywając czołowe nagrody na międzynarodowych wystawach. Generał Bellot – szef służb geograficznych armii francuskiej, tak wyraził się o tym majstersztyku kartografii Wojskowego Instytutu Geograficznego: „Wasza mapa 1:100000, pomimo swej małej skali mieści taką samą ilość szczegółów jak mapa w podziałkach wiele większych, wciąż pozostając czytelną”. Nieco później Wehrmacht posługiwał się tymi mapami na całym terenie okupowanej Polski. Niemcy użyli ich także w 1941 r. podczas ataku na Związek Sowiecki (operacja „Barbarossa” ). Tak, tak... przedwojenne mapy WIG-u w skali 1:100000 do dziś nie mają sobie równych. Dlatego, jeśliby ktoś wszedł w posiadanie takiej mapy dla terenu, jaki zamierza zwiedzać, może się uważać za szczęśliwca – dotyczy to rzecz jasna, głównie turystyki pieszej. Ale to tak na marginesie... Faktem jest, że mapy te znacznie ułatwiały polskim dowódcom prowadzenie skutecznej walki...
Dnia 6. września niemieckie natarcie na polskie pozycje pod Dąbrową zostaje odparte, jednak w graniczącym z Ciekotami Krajnie, gdzie szosę na Bodzentyn ryglują żołnierze 2. bat. z zapasowego 154. p. p., silne uderzenie nieprzyjaciela rozbija polską obronę. Dzień później Niemcom udaje się przerwać również linie obronne 1. bat. 154. p. p. pod Dąbrową, skąd pod osłoną zmroku obrońcy wycofują się m.in. w stronę Łysogór, docierając także w okolice Ciekot. Mieszkańcy wioski patrzą na tę sytuację z niepokojem, bowiem oznacza to koniec złudzeń na obronę Kielc i zwiastuje rychłe nadejście Niemców. Jednak nie oznacza to wcale końca walk w okolicy, bowiem podejmują ją – na modłę partyzancką – właśnie żołnierze ze 154. p. p. pod dow. ppłk. Idzika oraz innych rozbitych jednostek WP. Mieszkańcy Ciekot zmuszeni są powoli przyzwyczajać się do widoku niemieckich żołnierzy...
Dnia 17. września – „roku pamiętnego” – gdy na ogromnym jeszcze – wolnym od walk z Wehrmachtem – wschodnim terytorium II RP polskie armie przygotowują się do dalszych działań bojowych przeciwko Niemcom, a na pozostałym obszarze kraju trwają wciąż zażarte z nimi boje – sojusznik Hitlera – Stalin – mocno ponaglany przez „Führera Tysiącletniej Rzeszy”, obawiającego się kolejnych kontruderzeń jednostek WP ze wschodu, skutecznej obrony Polaków oraz nadejścia jesiennej pluchy, paraliżującej dalsze prowadzenie „Blitzkriegu” – wysyła przeciwko Polsce siły wojskowe porównywalne z niemieckimi…
Armia Czerwona zajmuje wschodnie tereny Rzeczypospolitej w 1939 r. (Polona)... Po raz kolejny w dziejach moskiewski najeźdźca sięga po ziemię naszych przodków... Po raz kolejny, żeby to osiągnąć, brata się z innym polskim odwiecznym wrogiem... Tak było przez wieki... A czy jeszcze kiedyś będzie... Przyszłe dzieje odpowiedzą na to pytanie...
I w tym miejscu – dla jasności obrazu – w krótkich słowach – należy obalić hasła sowieckiej propagandy o mizerii polskiej przedwojennej armii… Dla przykładu – w połowie lat. 30. XX w. Polska była czwartą potęgą pancerną świata, a Wojsko Polskie dysponowało najnowocześniejszymi samolotami myśliwskimi na świecie – PZL P-11… Oczywiście przez cztery lata poprzedzające wybuch II wojny światowej nastąpiły spore opóźnienia w wyżej wymienionych dziedzinach – zwłaszcza w ilości wyprodukowanego sprzętu – w obliczu spotęgowania na niespotykaną dotychczas skalę produkcji wojennej dwóch śmiertelnych wrogów Rzeczypospolitej – Niemiec – III Rzeszy i Rosji – ZSRR… Jednakże polskie fabryki uzbrojenia i wyposażenia wojskowego – na czele z zakładami rozwijającego się przecież dopiero Centralnego Okręgu Przemysłowego – produkowały sprzęt najwyższej światowej jakości, który w niczym nie ustępował niemieckiemu i sowieckiemu, a często znacznie go przewyższał… Można by wyliczać bez końca konkretne przykłady…
Piloci biorący udział w Międzynarodowym Lotniczym Rajdzie Alpejskim na płycie lotniska w Warszawie – kpt. Bolesław Orliński (z prawej) i kpt. Jerzy Bajan przy prototypie samolotu PZL P-11 - fot. z lipca 1932 r. (NAC)... Oto i najnowocześniejsza lotnicza maszyna myśliwska na świecie w poł. lat 30. XX wieku... Na wzór tej maszyny powstał m.in. znakomity rumuński myśliwiec IAR... My w 1939 r. mieliśmy już latający prototyp znakomitego - jednego z najnowocześniejszych na świecie - myśliwca PZL 50 - Jastrząb... Przed wybuchem wojny było już wyprodukowanych 5 Jastrzębi, jednak nie zdążono ich wykończyć... Podobnie było ze znakomitym wielozadaniowym myśliwcem PZL 38 - Wilk i lekkim bombowcem PZL 46 - Sum... Zabrakło czasu... Pewnie i odpowiedniej do tamtych czasów determinacji...
W każdym razie… Żołnierz Polski w roku 1939 dysponował znakomitym i nowoczesnym wyposażeniem osobistym oraz bronią, zdolną niszczyć bez problemu każdy czołg niemiecki i sowiecki w tamtym czasie (np. znakomite karabiny p.panc oraz działka, nie wspominając już o dużo bardziej nowoczesnym od maszyn obu napastników – polskim czołgu 7 TP)… W przypadku lotnictwa i broni pancernej oczywiście najeźdźcy mieli dużą przewagę ilościową. Jeśli chodzi o lotnictwo, to Niemcom udało się wyprodukować w tym czasie lepsze myśliwce – Messerschmitt Bf 109 (jednak nie takie znów doskonałe, co pokazała Bitwa o Anglię, a i polskie PZL-ki, też potrafiły sobie z nimi dobrze radzić). Polacy dysponowali za to najnowocześniejszym na świecie średnim bombowcem – PZL 37 - Łoś… Brakowało ilości… Jednak w tamtym czasie lotnictwo nie mogło samodzielnie (podobnie z resztą jak dziś) zadecydować o zwycięstwie. A polska silna i nowoczesna artyleria zadaje obu agresorom potężne straty w ludziach i sprzęcie…
Znakomity czołg polski 7 TP podczas pokonywania nasypu - fot. z okresu międzywojennego (NAC)... Konstrukcja maszyny była polskim rozwinięciem i udoskonaleniem brytyjskiego czołgu lekkiego Vickers E. Czołg lekki 7 TP został zatwierdzony do produkcji w 1935 roku. w porównaniu z czołgiem Vickers, 7 TP miał mocniejszy silnik wysokoprężny (diesel) i był pierwszym w Europie i jednym z pierwszych na świecie czołgów wyposażonych w tego rodzaju silnik... Był też produkowany w wersji dwuwieżowej... Czołg ten - produkowany przez Państwowe Zakłady Inżynierii w fabrykach Ursusa - był w chwili wybuchu II wojny światowej (posiadając wiele nowatorskich rozwiązań niespotykanych w czołgach tamtego czasu) najlepszą maszyną tego typu na świecie w swojej klasie... A z powodzeniem zwalczał niemieckie i sowieckie czołgi średnie oraz ciężkie, których - nawiasem mówiąc - obaj agresorzy mieli w 1939 r. bardzo niewiele...
Aha – również polska kawaleria zadaje bardzo duże straty niemieckim i sowieckim zagonom pancernym… I nie były to – utrwalone w niemieckich, a potem sowieckich legendach – straceńcze szarże na czołgi… Polska kawaleria maszerowała bardzo sprawnie konno, ale przeważnie (wyłączając szatkowanie piechoty i wrogiej kawalerii) do walki stawała pieszo, zwalczając wrogie maszyny znakomitymi działkami p.panc… I trzeba dodać, że każda armia świata w roku 1939 używała w walce kawalerii – Niemcy i Sowieci również… Ale z polską kawalerią nie miały wrogie konnice najmniejszych szans…
Pododdziały Wielkopolskiej Brygady Kawalerii w czasie pamiętnej bitwy nad Bzurą (NAC)... Widzimy na zdjęciu sposób transportu kawaleryjskiego armaty p.panc wz. 36 - podstawowej kawaleryjskiej broni przeciwpancernej... Broni bardzo groźnej dla niemieckich i sowieckich czołgów... Niszczyła skutecznie wszystkie typy maszyn, biorących udział w agresji na Polskę w 1939 roku... Armata ta - niewielka i o masie niewielkiej - była niezwykle mobilna, zwłaszcza przy użyciu przez kawalerię, która mogła przemieszczać ją praktycznie w dowolnym terenie... Ot co... Koniec mitów o szarżach na czołgi...
Aha, jeszcze jedno – tylko ok. 1/5 sił niemieckich w 1939 r. stanowiły jednostki zmotoryzowane – głównie te użyte do „Wojny błyskawicznej”, reszta maszerowała pieszo i z konnymi podwodami… Jeszcze w 1941 r. – w czasie ataku na ZSRR – niemiecka armia potrzebowała mnóstwo takich końskich zaprzęgów, wcielając siłą do Wehrmachtu polskich (i nie tylko) chłopów i ich wozy konne… Warto o tym pamiętać…
Niemiecka kawaleria pozdrawia przy granicy - pod Sopronem - po Anschlussie Austrii - kawalerię węgierską... (NAC)... Niemcy używali kawalerii aż po rok 1945... Amerykanie także... Warto o tym pamiętać... Ponadto warto pamiętać, że... na przykład... niemiecki 17. pułk konnych rajtarów bamberskich, którzy niezwykle dbali o kawaleryjskiego ducha i kawaleryjski fason, pod Krasnobrodem odważnie przyjął szarżę polskiego 25. pułku ułanów i - mimo bohaterskiej postawy jednego z dowódców - dosłownie został rozniesiony na szablach... Były takie pułki niemieckiej jazdy, którym w Polsce w 1939 r. wycięto w pień część szwadronów, a rok później we Francji straciły np. jednego konia...
Podsumowując – Polska w 1939 r. miała jedną z najsilniejszych armii świata…
Polski wywiad wiedział też doskonale, czym jest „Blitzkrieg”… Jednakże wymuszone przez „zachodnich sojuszników” (pod groźbą nie udzielenia Polsce pomocy wojskowej) rozciągnięcie linii obronnych na granicach z Niemcami, spowodowało duże straty w szeregach WP w pierwszych dniach wojny, doprowadziło do odcięcia wielu jednostek polskich i zrodziło morderczy wysiłek marszów odwrotowych… Biorąc pod uwagę powyższe, Wojsko Polskie i tak świetnie poradziło sobie z niemiecką „Wojną błyskawiczną” (jako jedyne do 1943 roku…), potrafiąc bardzo skutecznie kontratakować… Zwłaszcza podczas słynnej bitwy nad Bzurą 9 – 16 IX 1939 r. (gen. T. Kutrzeba), czy pod Janowem koło Lwowa 16. IX 1939 r. (gen. K. Sosnkowski)…
Leje po bombach nad Bzurą - lotnicza fotografia niemiecka z 1939 r. (Polona)... Te leje po niemieckich bombach lotniczych - uchwycone z iście teutońską skrupulatnością fotografa z pokładu bombowca - dają wyobrażenie o niezwykle trudnych warunkach pola walki nad Bzurą... Polskie jednostki - właściwie pozbawione wsparcia lotniczego, z topniejącą w szybkim tempie amunicją - były w stanie skutecznie przeprowadzić kontratak, zmuszając Niemców do odwrotu... Te pola nad Bzurą - podziurawione bombami i pociskami artyleryjskimi - były świadkami chwil chwały oręża polskiego, niebywałej żołnierskiej odwagi, fenomenu dowódczego... Chwil chwały w godzinie zdrady i upadku... Te leje po niemieckich bombach są jak rany zadane polskiej ziemi przez niemiecką stal... Dziś zabliźnione przez orkę i inne prace polowe... Jednak jakby wciąż bolą w głębi...
Należy też spojrzeć na mapę II Rzeczypospolitej… by zrozumieć, ile kilometrów niemieckie wojska miały do Warszawy, że zachodnia część kraju niejako z góry była skazana na walkę obronną – w oczekiwaniu na wyprowadzenie ofensywy polskiej z rozległych ziem na wschodzie, gdzie czekały świeże, wypoczęte i świetnie uzbrojone armie WP, tworzące Fronty – Północny i Południowy…
Podsumowując – Polska w 1939 r. miała jedną z najsilniejszych armii świata… I dziś coraz większa liczba historyków przychyla się do stwierdzenia, że jednemu z napastników byłaby w stanie sprostać, jednak dwóm tak potężnym najeźdźcom poradzić nie mogła… Jednakże, gdyby nie rozkaz Naczelnego Wodza: „Z bolszewikami nie walczyć” i rozkaz marszu ku granicom z Węgrami i Rumunią, wojna obronna potrwałaby o wiele, wiele dłużej – oparta pewnie o tzw. „przyczółek rumuński”… Ale do tego tematu powrócimy jeszcze z odpowiednią skrupulatnością i głębszą analizą…
Mapa przedstawiająca miejsca ataków lotnictwa niemieckiego na Polskę z 6-11 IX 1939 r. (NAC)... Niemcy uderzają na Polskę 1. września od zachodu, północy i południa...Sowieci - na całej rozciągłości - od wschodu - 17. września... Żelazne kleszcze i tylko mała furtka na południowym - wschodzie...
Poza tym… tak na chłopski rozum… Który bandzior, będąc pewnym, że sobie sam poradzi w czasie napadu i sam zgarnie łupy, bierze drugiego bandziora do pomocy?… Niech każdy sam odpowie sobie na to pytanie…
Sowieckie armie, przekraczające 17. września polskie granice wschodnie na całej długości, prą na zachód pod pretekstem „ochrony bratniej ludności zachodniej Białorusi i Ukrainy”… W rzeczywistości Stalin, widząc bierność zachodnich sojuszników Polski i coraz jakby słabsze postępy Wehrmachtu, uznał, iż nadszedł odpowiedni moment zagarnięcia obiecanej mu przez Hitlera – na mocy tajnego paktu – części Rzeczypospolitej. Mimo, że polska sytuacja wojenna staje się w tym momencie beznadziejna, żołnierze WP biją się dalej z rozpaczliwą odwagą…
Opór wkraczającym jednostkom Armii Czerwonej próbuje stawić bohatersko 25 batalionów Korpusu Ochrony Pogranicza, rozlokowanych wzdłuż liczącej 1 500km granicy wschodniej. W szeregach tych batalionów jest chłop z Ciekot – Jan Michta. Duża część oddziałów KOP, w wyniku ogromnej przewagi najeźdźcy, już w pierwszych starciach zostaje rozproszona i zmuszona do pospiesznego, ciężkiego marszu odwrotowego wśród sowieckiej nawałnicy. Wielu polskich pograniczników dostaje się do bolszewickiej niewoli, w której są bardzo często natychmiast mordowani – jako szczególnie znienawidzeni wrogowie ZSRR, uniemożliwiający przez lata skuteczną pracę wywiadowczą i dywersyjną sowieckich służb specjalnych…
Jan Michta na szczęście żyje i wraz ze swoim oddziałem – podobnie jak cała masa jednostek WP – cofa się na południe – ku „przyczółkowi rumuńskiemu”, gdzie stacjonuje Naczelne Dowództwo i Rząd RP…
Posterunek KOP na granicy polsko - bolszewickiej - fot. z 1926 r. (Polona)... Dzielny pogranicznik stoi na "wyszce od wilków" - podwyższeniu, które zimą chroniło wartownika przed napaścią wilków... Dnia 17. września wilków było zbyt wiele... Czerwonych wilków... Trzeba było natychmiast opuszczać takie posterunki i przegrupowywać się do walki, a następnie do odwrotu wśród morza krwi i cierpienia...
W obliczu agresji sowieckiej premier RP (dawny uczeń kieleckiego gimnazjum) – Felicjan Sławoj – Składkowski stwierdza beznadziejne położenie polskich wojsk, a Naczelny Wódz – marszałek Edward Śmigły – Rydz, rozumiejąc, iż sowiecki cios w plecy przekreślił plany dalszej obrony na „przyczółku rumuńskim” i chcąc ocalić jak największą liczbę żołnierzy do kontynuowania walki poza granicami kraju, wydaje rozkaz polskim armiom, by z „bolszewikami nie walczyć” i w miarę możliwości przedzierać się na terytorium Rumunii i Węgier…
Wkrótce – wobec szybkiego zbliżania się sowieckich zagonów, by nie narazić się na okrążenie i ocalić ciągłość państwową – prezydent RP, rząd i Naczelny Wódz oraz część sił WP przekraczają granicę polsko – rumuńską. Niebawem granice z Rumunią i Węgrami przekraczają kolejne jednostki oraz kombinowane z różnych związków taktycznych WP grupy wycofujących się żołnierzy, którym udaje przebić się przez sowiecko – niemieckie kleszcze. Oddziały WP, przebijające się w kierunku Rumunii i Węgier, toczą szereg krwawych bojów z bolszewickimi najeźdźcami. Ze swoim oddziałem – pośród bitewnego zgiełku – zdąża na południe (jak podają źródła) także ciekocki syn – żołnierz KOP – Jan Michta, który przechodzi przez okolice Hrubieszowa i pewnie nie ma za wiele czasu zachwycać się tamtejszą urodzajną ziemią (nieporównywalną nawet z ciekockimi sapami), bo wkoło rozrywają się z hukiem pociski artyleryjskie, a ziemia jęczy od ich uderzeń i drży od czołgowych gąsienic…
Naczelny Wódz WP - marszałek Edward Śmigły - Rydz - na pocztówce z roku 1938 (Polona)... Strzelec Pierwszej Kadrowej z roku 1914, legionista, wierny druh dozgonny Józefa Piłsudskiego i naturalny następca do marszałkowskiej buławy... Odsądzono tego dzielnego człowieka od czci i wiary... Zapewne te cztery lata po śmierci Piłsudskiego - jeśli chodzi rozwój technologiczny polskiej armii - nie były w pełni wydajne, ale miało na to wpływ wiele czynników... Jednak czy Rydz - Śmigły, mimo wszystkich swoich sanacyjnych błędów, zasłużył na takie potraktowanie - głównie przez sowiecką i postsowiecką propagandę... Ale nawet przez Polaków - jemu współczesnych i później o nim mówiących... Zapewne marszałek, spacerując pod Radostową w sercu Gór Świętokrzyskich - w towarzystwie m.in. prezydenta Ignacego Mościckiego - przebywając tu często w słynnym pensjonacie Wieszniewskich "Ameliówka" - położonym malowniczo na stoku Dąbrówki, nie przypuszczał, że tak się stanie... Jednak wziął pełną odpowiedzialność za przegraną kampanię, choć w obliczu dwóch potężnych wrogów nie była ona możliwa do wygrania - jak już wiemy... Marszałek pisze list do Prezydenta RP, w którym składa rezygnację ze stanowiska Naczelnego Wodza... Ze stanowiska tego zostaje także zwolniony 7. XI 1939 r. przez gen. Władysława Sikorskiego - szefa nowego rządu polskiego w Paryżu... Cały czas jeszcze mówi się o ucieczce Naczelnego Wodza i Rządu z walczącego kraju, ale wiemy już z powyższego wywodu, że nie było - w obliczu agresji dwóch sąsiadów - innego wyjścia... Czy lepiej byłoby, żeby Rydz - Śmigły i Rząd RP dali się pojmać i zabić Sowietom lub Niemcom? Przecież Wódz Naczelny i Rząd wychodzili z kraju razem z potężnymi jeszcze polskimi armiami, mając na względzie dalszą walkę u boku "zachodnich sojuszników", utrzymanie morale jednostek opuszczających Polskę i zachowanie ciągłości dowodzenia wojskiem oraz ciągłości władzy cywilnej... Ponadto, mało kto wie, że marszałek Śmigły - Rydz w październiku 1941 r. potajemnie powrócił do Warszawy, próbując nawiązać współpracę z ZWZ - AK, jednak władze Organizacji, widząc w nim jednego z głównych przedstawicieli tzw. sanacji, unikały go... Schorowany, rozgoryczony i osamotniony zmarł w okupowanej przez Niemców stolicy i został tam pochowany jako Adam Zawisza... Cześć Ci i Chwała Panie Marszałku!... Twoje przewiny ziemskie i zasługi niechaj Bóg osądzi...
Jan Michta ze swymi towarzyszami broni miał szczęście – przebił się dalej na południe. Tego szczęścia nie miało jednak wielu żołnierzy WP – wziętych przez Sowietów do niewoli, a tym bardziej zamordowanych przez nich w okrutny sposób – rozstrzelanych zbiorowo – z powodu pośpiechu – przy pomocy jednego pocisku armaty czołgowej, bądź zgładzonych strzałem z pistoletu w tył głowy (jak kilka miesięcy później w Katyniu) – tego typu masowa egzekucja miała miejsce np. w Grabowcu k. Hrubieszowa właśnie. Takich zbrodniczych egzekucji było w tych dniach upadku i zdrady bardzo wiele…
Jan Michta – jego towarzysze broni i niedoli – porucznik, sierżant i inni… mieli dużo szczęścia – osiągnęli cel – przekroczyli granicę węgierską. Jan Michta z Ciekot znalazł się wkrótce w okolicy Budapesztu. Mimo częstych i silnych niemieckich nacisków na rządy Rumunii i Węgier, aby szczelnie internować uchodźców, rozmyślnie nie dbały one o nadzór obozów i swych granic, umożliwiając tysiącom polskich żołnierzy ucieczkę do Francji i na Bliski Wschód. Do Francji przedostało się ich ok. 80 tys., wstępując w szeregi tworzącej się tam polskiej armii, a po klęsce Francuzów większość z nich dotarła na Wyspy Brytyjskie, by walczyć dalej. Jak podają niektóre źródła, Jan Michta w 1941 r. powrócił do rodzinnych Ciekot i poszedł do partyzantki…
Tymczasem w 2. poł. września 1939 r. dalej trwają walki z armiami obydwu najeźdźców. Ataki Sowietów odpiera bohatersko Wilno, Grodno i inne miasta na wschodzie Polski, przed niemiecką nawałą broni się wciąż Warszawa, twierdza Modlin, Przemyśl, Zamość, Lwów czy odcięty Hel… Trzeba tu choćby wspomnieć bohaterską walkę polskich żołnierzy z przeważającymi siłami niemieckimi pod Łomżą i Zambrowem nad Narwią - jeszcze przed wkroczeniem Sowietów...
Niemiecki most pontonowy na Narwi pod Wizną - fotografia niemiecka z 10. IX 1939 r. (Polona)... Zanim "rycerski Wehrmacht" mógł spokojnie przeprawić się przez rzekę, musiał ponieść spore straty w ludziach i sprzęcie... Umocnionego Rejonu Wizny bronią bohatersko żołnierze kpt. Władysława Raginisa... Bronią się nawet wtedy, gdy środki walki praktycznie są wyczerpane, większość żołnierzy nie żyje, a po bunkrach jeżdżą niemieckie czołgi... W chwilę później kpt. Raginis popełnia samobójstwo, wysadzając w powietrze swoje stanowisko dowodzenia w jednym z bunkrów... Tak kończy się historia bitwy, stoczonej w dniach 7 - 10 IX 1939 r., nazwanej kolejnymi "polskimi Termopilami"... Blisko 90 lat później szwedzki zespół power metalowy "Sabaton" nagrywa - w hołdzie bohaterskim obrońcom Wizny - znakomity utwór pod tytułem "Czterdziestu do jednego", którego tytuł odzwierciedla liczebną przewagę jaką pod Wizną dysponowali Niemcy - stosunek sił polskich i niemieckich w tej bitwie...
W sąsiedztwie Ciekot – w łysogórskich lasach – wciąż walczą (do końca września) niedobitki 154. p.p. ppłk. Idzika, dają tu też znać o sobie i inne – mniejsze i większe – grupki z rozproszonych jednostek WP…
W końcowych dniach września na wschód od Bugu, oprócz innych mniejszych polskich oddziałów, walki z Sowietami toczą jeszcze: zgrupowanie oddziałów KOP pod dow. gen. Wilhelma Orlik – Rueckemana oraz Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie” pod dow. gen. Franciszka Kleeberga (w jej szeregach bije się dzielnie Jan Kosiński z Mąchocic sąsiadujących z Ciekotami…), zadając nieprzyjacielowi spore straty…
Dnia 30. września zgrupowanie gen. W. Orlik – Rueckemana, usiłujące połączyć się z SGO „Polesie”, zostaje w końcu okrążone przez Sowietów i zmuszone do złożenia broni. Natomiast oddziały gen. Kleeberga (tworzące jedyny już tak duży związek taktyczny na obszarze II RP), tocząc zacięte walki z wojskami obu najeźdźców, przedzierają się – z zamiarem dotarcia w Góry Świętokrzyskie, by tam prowadzić dalej wojnę partyzancką – na tereny płn. Lubelszczyzny, gdzie niestety, otoczeni przez Niemców, toczą swą ostatnią wielką bitwę – pod Kockiem, która kończy się 6. X 1939 r. kapitulacją SGO „Polesie”. Jan Kosiński ukrył się w jednym z okolicznych domów, uniknął niemieckiej niewoli i powrócił w Góry Świętokrzyskie – do rodzinnych Mąchocic… Nad Lubrzankę… Pod Radostową…
Mogiły polskich żołnierzy - fotografia niemiecka z 1939 roku (Polona)... Takich mogił na całym terytorium II Rzeczypospolitej - w te dni walki, zdrady i cierpienia - było bardzo wiele... Niemcy je fotografowali... Sowieci rozjeżdżali krzyże czołgami... Październik pokrywał je z wolna mokrym listowiem...
Kapitulacja SGO „Polesie” kończy działania wojenne większych związków taktycznych WP na terenie kraju. Nie oznacza to jednak zakończenia walki zbrojnej w ogóle, bowiem kontynuują ją właściwie do końca października 1939 r. mniejsze grupy żołnierzy z rozbitych przez Niemców lub Sowietów jednostek polskich, a plany prowadzenia wojny partyzanckiej na terenie Gór Świętokrzyskich, opracowane przez sztabowców gen. Kleeberga, wcielają w życie inni żołnierze WP, m.in. walczący na terenie Łysogór – także w bezpośredniej okolicy Ciekot – na początku października – ułani z 23. grodzieńskiego pułku, dowodzeni przez ppłk. Zygmunta Miłkowskiego…
Także w październiku – po walkach z Sowietami o Grodno i morderczym przedzieraniu się przez zagony obydwu wrogich armii na pomoc upadającej Warszawie, a następnie w kierunku granicy węgierskiej – docierają tu ułani ze 110. pułku rezerwowego, prowadzeni przez mjr. Henryka Dobrzańskiego, który właśnie w Łysogórach podejmuje decyzję o pozostaniu w kraju i prowadzeniu dalszej walki z najeźdźcą, przybierając pseudonim „Hubal” i mianując grupę wiernych mu żołnierzy Oddziałem Wydzielonym Wojska Polskiego. Oddział ten, operujący początkowo również w okolicy Ciekot, przechodzi następnie z rejonu Łysogór w lasy suchedniowskie, koneckie, przysuskie, opoczyńskie i spalskie, gdzie walczył aż do wiosny 1940 r., kiedy to 30. kwietnia został osaczony pod Anielinem, gdzie w ostatniej swej walce poległ mjr H. Dobrzański, nazywany przez Niemców „Szalonym majorem”. Oddział Dobrzańskiego – liczący w szczytowym okresie działalności ponad 300 żołnierzy – był przez pewien czas podporządkowany zakonspirowanym siłom zbrojnym w kraju – powołanym w Warszawie już we wrześniu 1939 r. – SZP – ZWZ…
Major Henryk Dobrzański - "Hubal" - fot. z 1938 r. (NAC)... To On przyprowadził ułanów ze 110. Pułku w lasy świętokrzyskie, tworząc na tym terenie swój partyzancki OW WP... Prawnuk powstańca listopadowego, wnuk powstańca styczniowego, legionowy kawalerzysta z czasów I wojny światowej, bohater walk z lat 1918 - 1920, czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych i Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari... Tryumfator wielu krajowych i zagranicznych zawodów zawodów hippicznych - niezrównany jeździec - olimpijczyk... Mówiono o Nim, że był kobieciarzem, zawadiaką... Gorącą głową... Niemcy nie na darmo nazwali go "Szalonym majorem"... Bo odwagi i talentu dowódczego nikt mu nie może odmówić... To też temat na zupełnie odrębną opowieść... Jego szczątków do dziś nie odnaleziono... Niemcy pogrzebali Go w nieznanym miejscu... Tak bardzo bali się legendy "Hubala"...
Struktury zbrojnej konspiracji nad Lubrzanką tworzy ww. były Kleeberczyk – Jan Kosiński, który w listopadzie 1939 r. udaje się z wizytą do Ciekot – do swego dobrego znajomego i starego towarzysza broni, rokitniańskiego szwoleżera, który również ocalał z kolejnej wojennej zawieruchy i powrócił pod Radostową – Mariana Rostkowskiego. Marian, który po śmierci ojca – Feliksa Rostkowskiego – gospodarzy wraz z bratem Antonim na tutejszym folwarku, przyjmuje gościa serdecznie i razem omawiają zasady przyszłej walki konspiracyjnej. Po naradzie obaj postanawiają odbudować w terenie struktury Polskiej Organizacji Wojskowej z czasów poprzedniej wojny – w dobrze im znanym systemie piątkowym…
Jeszcze w tym samym miesiącu zaprzysiężona zostaje pierwsza grupa konspiratorów, w której znalazła się także żona Mariana – Franciszka, z domu Gała. Jej ojciec – Andrzej Gała – chwalący się turystom swą dziecięcą przyjaźnią ze Stefanem Żeromskim i oprowadzający ich po dawnej dziedzinie pisarza – już nie żył…
Góra Radostowa - 451 m n.p.m. - fot. z 1930 r. (Polona)... "Góra Domowa" Stefana Żeromskiego... nie raz w dziejach była świadkiem walki... Miliony lat temu tryskała tu lawa wnętrza Ziemi... Miliony lat później góra ta była już przygarbioną, spokojną staruszką... Lawą były wtedy już tylko ludzkie czyny... Czyny zbrojne przeważnie...
Ciekoty wówczas znajdowały się już (od 25. X 1939 r.) na obszarze tzw. Generalnej Guberni (będącej czymś w rodzaju niemieckiej kolonii) ze stolicą w Krakowie. Niemal cała Kielecczyzna znalazła się w granicach dystryktu, którego stolicą był Radom, a Ciekoty weszły w skład powiatu kieleckiego, należącego do tegoż dystryktu. W księdze hipotecznej „Dobra górnicze Kielce”, w rubryce „wymienienie właściciela”, pod datą 1939 r. figuruje: „Skarb Generalnego Gubernatorstwa” – „na podstawie rozporządzenia o konfiskacie majątków byłego Państwa Polskiego, Verordnungsblatt nr 6 z 1939 r.”…
„Byłego Państwa Polskiego”… Brzmi straszliwie, ale tak właśnie jest… Kolejny rozbiór Polski staje się faktem…
A co dalej działo się w Ciekotach i okolicy?...
W pocz. 1940 r. Kosiński nawiązuje w Kielcach kontakt z dowództwem ZWZ i podporządkowuje mu swoją organizację, obierając pseudonim „Jacek”. Marian Rostkowski natomiast, zostaje mianowany komendantem placówki ZWZ – AK „Skała”, obejmującej teren gminy Dąbrowa, i przyjmuje pseudonim „Antek” – na cześć swego dziada, walczącego w Powstaniu Styczniowym. W działalność konspiracyjną angażuje się również brat Mariana – Antoni – sołtys wsi Ciekoty…
Inspektor "Jacek" - por. J. Kosiński (z prawej) wita się z ks. M. Majewskim ps. "Ks. Robak" tuż przed Mszą Świętą na Wykusie – 12. IX 1943 r. (fot. Tadeusz Rylski - ze zbiorów Szczepana Mroza)...Za kilka dni nadejdzie niemiecka obława… Już nigdy się nie przywitają... A bardzo się lubili... "Jacek" zginie dwa miesiące później... W innej obławie... Ostatni nabój zostawi dla siebie... (fot. Tadeusz Rylski - ze zbiorów Szczepana Mroza)
Ale to już temat na zupełnie odrębną opowieść…