Może zacznijmy tak... Powszechność i dostępność broni palnej – jej unifikacja i zastępowalność – to podstawa systemu pola walki – wówczas i dziś.
Możesz mieć nawet pewne ilości broni o świetnych parametrach technicznych, ale one w skali operacyjnej, nie mówiąc już o strategicznej, nie zarobią na chleb na polu walki, na którym decydują – masowość, dostępność i zastępowalność środków walki. Wydajna produkcja i sprawna logistyka jest kluczowa.
Aby zwyciężyć musisz mieć wszystkiego dużo – na polu walki ilość, to także jakość.
Możesz mieć nawet przeciętne karabiny i pistolety, ale ważne jest czy masz ich dużo, czy ich produkcja jest masowa, czy jesteś je w stanie sprawnie dostarczyć do jednostek liniowych, czy masz do nich dość części zamiennych, aby np. wymienić szybko lufę lub zamek, czy masz do nich dużo amunicji – najlepiej jak najmniej typów amunicji.
To wszystko miała strona rosyjska. Strona powstańcza mogła o tym tylko pomarzyć…
Insurekci styczniowi musieli z konieczności korzystać z tak wielu rodzajów broni palnej, że była to u swego zarania utopia nawet skali taktycznej… Coś takiego to prawdziwy czarny sen logistyka, koszmar intendenta. Prawdziwy groch z kapustą, prawdziwa strzelecka wieża Babel. Naprawa, zaopatrzenie w części zamienne, a zwłaszcza zaopatrzenie w amunicję tak wielu rodzajów broni było czymś z góry skazanym na klęskę…
Nie decydują wyrwane z kontekstu parametry taktyczno – techniczne broni, ale jej masowość i jednolity system jej użycia, wprzęgnięty w system Broni połączonych – piechota, artyleria i kawaleria w tamtym czasie.
Zbyt mała ilość egzemplarzy nawet świetnej broni nie zadziała w skali operacyjnej. Może zadziałać tylko punktowo w skali taktycznej.
I jeszcze kilka słów o kawalerii powstańczej – brak wyszkolenia, nawet jeździeckiego, brak czasu i fachowej kadry szkoleniowej, niektórzy kawalerzyści nie posiedli nawet w pełni umiejętności jazdy konnej, często panika i ucieczka z pola bitwy, zbyt kosztowne wyposażenie. Konie różnej jakości – od dużych i dobrych, po mniejsze kupione od kozaków – też dobre – po stare i zabiedzone szkapy chłopskie – pokraczny, groteskowy widok i rozwalenie spójności na polu walki – różne umiejętności jeźdźców i różna prędkość koni – katastrofa. W korpusie Langiewicza brakowało nawet siodeł… A dubeltówki były na sznurkach...
A na polu walki jesteś tak silny jak twoje najsłabsze ogniwo… To nie mogło zapracować tam na chleb…
Tylko niektóre oddziały kawalerii były doborowe, szczególnie te wkraczające z Galicji czy Wielkopolski – dobrze uzbrojone, wyposażone i umundurowane.
Ale znów – na polu walki jesteś tak silny jak twoje najsłabsze ogniwo…
Jeszcze na koniec o mundurze – takich w szeregach powstańczych było niewiele… Była co prawda dość precyzyjna instrukcja o umundurowaniu, opracowana wiosną 1863 r. przez Wydział wojskowy Rządu narodowego, oparta o wspaniałe rysunki Juliusza Kossaka, ale była to znów tylko piękna utopia, która bez operacyjnego zaplecza logistycznego nie mogła się urzeczywistnić. Z rzadka tylko lepszy mundur wśród powstańczych partii zabłysnął, w ogóle mundur… Jak już mówiliśmy wyżej tylko niektóre oddziały były lepiej lub nawet dobrze umundurowane. W większości odzieniem insurektów były zniszczone cywilne łachy, wszechobecne były: bród, smród i wszy…