wstążka świętokrzyska

Najlepsze życzenia z okazji Świąt Wielkiej Nocy – osnute sowicie historią miejscowości i klasztorku Świętej Katarzyny – w sercu Gór Świętokrzyskich leżących malowniczo…

Życzenia te będą szczególne… Szczególnie wielkanocne… Wiele obrzędów, które towarzyszą nam w czasie Świąt Wielkanocnych – jak święcenie pokarmów, polewanie się wodą, przekazywanie sobie podarków – wywodzi się z czasów pogańskich – przedchrześcijańskich… Do tych czasów w poniższej opowieści sięgniemy głęboko…

Święcone w XIX w.

Drzeworyt Michała Andriolli - wybitnego XIX - wiecznego artysty plastyka (Polona)... Święcone - śniadanie wielkanocne we dworze polskim... Stół suto zastawiony - po staropolsku i po naszemu zresztą też;) Ważne, że suto poświęcone:) Tradycja rzecz święta - zwłaszcza w Święta:) Jednak trzeba dodać, że tradycja błogosławienia, uświęcania, ofiarowania pokarmów sięga jeszcze czasów pogańskich, i w sposób bardzo mądry została zaadoptowana przez chrześcijaństwo...

Sięgniemy również do czasów nieco późniejszych – czasów spod znaku Krzyża Chrystusowego – Symbolu Wielkiej Nocy… Sięgniemy przeto do czasów związanych z powstaniem kościoła i klasztoru w Świętej Katarzynie… A nawet czasów wcześniejszych, związanych z krwawymi wojnami w imię Boga – wyprawami zbrojnymi chrześcijańskich rycerzy – w celu odbicia z rąk niewiernych Ziemi Świętej

Rycerze Ci szli ku Ziemi Chrystusa z krzyżami na piersiach… Zwano ich Krzyżowcami… I jeden z nich mógł – wedle słów legendy – przyczynić się do powstania osady pustelniczej, a następnie klasztoru Świętej Katarzyny u podnóży Łysicy – najwyższego wzniesienia Gór Świętokrzyskich

Ale o tym za chwilę… A teraz od początku – zacznijmy od pierwocin osady, nazwanej później Świętą Katarzyną

Trudno jest dziś dociec i twierdzić z pewnością, co działo się w tym miejscu, zanim u podnóża Łysicy wyrosły mury kościoła Świętej Katarzyny. Choć niektórzy badacze, na podstawie znalezisk archeologicznych, wykazują bytność naszych praprzodków (wznoszących modły do Wielkiej Matki i różnych totemów) na terenie Łysogór już w epoce kamiennej, to na ogół wszyscy zgadzają się, że okolice dzisiejszej miejscowości Święta Katarzyna, leżącej u zachodnich podnóży Łysicy, na stałe zasiedlone zostały dopiero w średniowieczu (być może wczesnym)...

Święta Katarzyna - Góry Świętokrzyskie

Zaczynamy opowieść o osadzie położonej u stóp Łysicy - opowieść o Świętej Katarzynie - w ujęciu historyczno - wielkanocnym... No i nie tylko... A na zdjęciu piszący te słowa w roku 2008 - przed wejściem na Łysicę uwieczniony;)

Wiedział niemało na ten temat Stefan Żeromski, pisząc w 1923 r. „Snobizm i postęp”: „Ten to leśny kraj, przegrodzony trzema równoległymi łańcuchami wzgórz i wyniosłości świętokrzyskich, był w zamierzchłych czasach granicą naturalną dwu plemion macierzystych – Wiślan i Mazowszan. Mazowszanie zajmowali dolną Pilicę, średnią i dolną Sandomierzanie, ostatnie ich placówki sięgały aż po dolną Chotczę. Stykali się z nimi od południa Wiślanie – ale, zdaje się, pierwotnie nie bezpośrednio. Góry Świętokrzyskie, które idą w tym kierunku, co i osadnictwo mazurskie, dzieliły ich od siebie. Dziś, potomkowie owych Wiślan – Krakowiacy i Sandomierzanie, przeszli i na północne ich skłony. Nie sądzę jednak, aby w plemiennej, przedpolskiej jeszcze dobie. Zgodnie z tem przypuszczeniem widzimy stoki południowe Świętokrzyskiego pasma silniej i dawniej zaludnione, północne zaś, szczególniej od wschodu, jeszcze w XV i XVI wieku były prawie puste. Można więc z tego wywnioskować, że Wiślanie dopiero w czasach historycznych zajęli je, posuwając się od silniej zaludnionego południa. W każdym razie byli oni pierwszymi ich osadnikami [dziś już wiemy, że nie pierwszymi] i ubiegli Mazowszan, którzy od północy szli ku nim – ale do nich nie dotarli. Pasmo gór owych, widocznie stanowiło niegdyś międzyplemienną puszczę. Grzbiet ich, najeżony gęstym, czarnym lasem długo, dla obu plemion niedostępny, podnosił się pusty i bezludny. Wiślanie jednak postąpili bliżej ku niemu i zaczęli go przechodzić na drugą stronę, podczas kiedy Mazowszanie bardziej się z daleka trzymali. Trzeba więc przyjąć, jako granicę północną Wiślan w dobie plemiennej: źródła Warty, część przynajmniej, jeśli nie całą górną Pilicę i góry Świętokrzyskie, które idą skośnie z północno – zachodu ku południo – wschodowi. Za ich wierzchołkami mieszkali Mazowszanie. Przeszli oni dalej za Wisłę i znaleźli się na prawem jej porzeczu. Widzimy z tego rozmieszczenia pierwotnego osadnictwa tych okolic, iż święty Świerad, idąc w kierunku dzisiejszego Opatowa, spotykał na swej drodze lud, mówiący tym samym co on »wiślańskim« językiem”.

Słowianie na grafice francuskiej z 1836 r.

Słowianie na grafice francuskiej z 1836 r. (Polona)... Jakim językiem mówili ci z północy i ci z południa dzisiejszej Polski? Skąd dokładnie przybyli jedni i drudzy? Czy jedni i drudzy byli Słowianami? Jak w rzeczywistości nazywały się zjednoczone później plemiona? A może jedynie szczątki wielu grup etnicznych? Wiele jeszcze pytań na ten temat pozostaje bez odpowiedzi... Ale przejdźmy lepiej do historii osady Święta Katarzyna, zanim jeszcze nie była ani Świętą ani Katarzyną...

Tyle na razie o Wiślanach i Sandomierzanach oraz ich sąsiadach – Mazowszanach. Jednak, oprócz osadników mozolnie wdzierających się na teren Gór Świętokrzyskich, czyli także w rejon Pasma Łysogórskiego, niosących tu ogniem i siekierą kulturę rolniczą, w gęstych leśnych ostępach bytowali wolni i niezależni ludzie lasu, trudniący się głównie łowiectwem, zbieractwem oraz bartnictwem. Oni – jak ich się czasem określa – „puszczacy”, żyjący w trudno dostępnych „gniazdach”, założonych dawno temu w świętokrzyskich kniejach, oprócz przypisywanego im często zbójeckiego procederu, trudnili się m.in. handlem, wymieniając na skraju puszczy (prawdopodobnie także w Kielcach, które w tamtym okresie, jak się przypuszcza, były osadą targową) – zdobyte przez swoich wytrawnych myśliwców i bartników – owoce lasu na płody rolne osadników znad Nidy i Wisły.

I jedni, i drudzy zanosili modły do przeróżnych bóstw słowiańskich przedchrześcijańskiej epoki, przeróżnych Lelum, Polelum itp., obdarowując ich posągi i chramy bogatymi darami oraz ofiarami. Jedna z takich pogańskich świątyń znajdować się miała m.in. na – położonym na wschód od Łysicy – Łyścu, zwanym też Łysą Górą, a później dopiero Świętym Krzyżem, oraz na szczycie, znanej już nam, pobliskiej Góry Radostowa. Ale to tylko wymysły dawnych kronikarzy i historyków – nie potwierdzone właściwie niczym konkretnym… Dziś większość historyków uważa, że Słowianie – podobnie jak Celtowie i Germanie – nie budowali świątyń, a oddawali cześć swoim bóstwom (których imion tak naprawdę nie znamy) w tzw. świętych gajach

Święty gaj na Łysej Górze

Święty gaj na Łysej Górze - Łyścu - później nazwanym Świętym Krzyżem... A wcześniej... druidzi - być może celtyccy, zapewne germańscy i słowiańscy - królowali na szczycie góry, mamrocząc tajemne zaklęcia w cieniu świętych dębów i leszczyn... Strzegąc zazdrośnie swoich tajemnic... Z tyłu spogląda na wszystko legendarny święty jeleń - widzi już w przyszłości w tym gaju zaczątek wielkanocnych i innych zapożyczeń trafnych - nowej wierze służyć mających bardzo skutecznie...

Natomiast na szczycie Łysicy, ale także ww. Łysej Góry, jak głoszą legendy, od niepamiętnych czasów miały odbywać się tzw. sabaty czarownic i „inszych piekielników”, zanoszących modły do samego czarta. Zapewne w XII stuleciu, gdy tutejsze leśne ostępy przeszły we władanie biskupów krakowskich, „puszczacy” – poganie, a szczególnie łysogórskie wiedźmy i ich piekielni towarzysze, nie poczuli się najlepiej, a strach zajrzał im głęboko w oczy, bowiem biskupi przystąpili na tym terenie do wytężonej pracy misyjnej.

Ostatni ludzie lasu, wyznający starą wiarę i wciąż jej broniący, cofnęli się głęboko w puszczę, a wiedźmy – owe słynne tutejsze Baby – Jagi – zapewne stały się dużo bardziej ostrożne, może nawet ich sabaty łysogórskie straciły nieco na rozmachu. Biskupi podjęli także na tym terenie mozolną pracę osadniczą, wyrąbując leśne knieje pod pola uprawne, sioła oraz gościńce – łączące ich tutejsze siedziby i wiodące dalej – ku znacznym grodom ówczesnej Polski. Jeden z takich biskupich traktów biegł u podnóży Łysicy –przez teren obecnej miejscowości Święta Katarzyna – dążąc z Kielc w kierunku Bodzentyna i Tarczka. Niektórzy utrzymują, że właśnie wówczas, o ile jednak nie wcześniej, powstała tutaj – przy tymże biskupim gościńcu – niewielka ludzka osada, spełniająca najpewniej funkcję służebną. Osada ta być może została zrównana z ziemią podczas XIII – wiecznych najazdów mongolskich (tatarskich)…

Puszczacy Gór Świętokrzyskich

Tak najpewniej wyglądali ostatni wolni ludzie Gór Świętokrzyskich - "puszczacy"... Drzeworyt Michała Andriolli z 1883 r. (Polona)... Przestrzeń leśna dla nich w Puszczy Świętokrzyskiej kurczyła się dramatycznie szybko... Omijały ich podatki - poborcy podatkowi jeszcze do nich nie docierali lub przy próbach dotarcia zostali zabici bądź odstraszeni... Bronili swojej starej wiary, ale od wieków bronili się przed fiskalizmem możnych - także pogańskich wielmoży... Nadchodził nowy czas... Nie był to czas dla nich... Ostatnich wolnych, choć błądzących w sferze duchowej, ludzi Puszczy... Na przykład obowiązywał wśród nich prastary zwyczaj rodowej wróżdy - zemsty - wendety... Byli jak Indianie - ostatni Indianie Europy... Za jeden historyczny moment wszystko miało się zmienić...

Większość jednak, opierając się na słowach legendy, znajdujących potwierdzenie w kronikarskich zapiskach z XV i XVI stulecia, uważa, iż osada tutejsza, mająca początkowo charakter pustelniczego eremu, założona została w końcu wieku XIV przez pana rycerskiego stanu – niejakiego Wacławka, zwanego także Wacławem, Wacławem Polakiem lub Więcławkiem, który być może zastał już tutaj kilka nędznych kurnych chatynek bartników lub smolarzy, a niektóre źródła podają, że, z biskupiego nadania, przejął wieś oraz pustelnię – zamieszkałą uprzednio przez jakowegoś „astrologa”

Ten to Wacławek, lubo też Wacław, będący ponoć zawołanym wojennikiem króla Władysława Jagiełły, miał przybyć tutaj, podobno z Podola, Roku Pańskiego 1399, by porzucić żołnierskie rzemiosło, założyć pustelnię, w której stopniowo zaczęli osiedlać się - podobni jemu – skruszeni pątnicy, a także zakonnicy, i do końca ziemskiego żywota oddawać się umartwianiu oraz modlitwie...

Rycerz z końca XIV w.

Rycerz z końca XIV w. - akwarela z 1834 r. - autor: Teofil Kwiatkowski (Polona)... Rycerz w leciech - jak widać na obrazku... Zmęczony chyba... Pewnie wojaczką utrudzony... Być może tak właśnie wyglądał Wacławek, przybywszy do serca Gór Świętokrzyskich - do miejsca u stóp Łysicy, które już wkrótce zaczną zwać Świętą Katarzyną...

Jak mogła wyglądać taka średniowieczna pustelnicza osada, i jak żyli jej mieszkańcy, opisał w powieści „Chrobry” Walery Przyborowski, rodem z nieodległych Domaszowic, który – opowiadając historię mniszego eremu nad Gosławskim Jeziorem – być może po trosze miał na myśli tutejszą dawną osadę, kreśląc takie oto m.in. słowa rozmowy bohaterów tejże książki – kmiecia Zbiszka i wojewody Stojgniewa: „Siedzą, panie w puszczy, na wielkim wzgórzu nad jeziorem, w chałupkach maleńkich, co je sobie sami pobudowali. (…)  każden w osobnej chacie i rzadko z nich wychodzą. Każdy ma ogródek, w którym sadzą rozmaite drzewa i rośliny, których nasiona ze sobą z dalekiej jakiejś ziemi przynieśli. A choć każdego do siebie dopuszczają i biedaków też chętnie obdarzają, między sobą jednak nic nie gadają. (…) Toteż co oni tam za zmiany poczynili w Puszczy Gosławskiej! Pogan tam było dużo, dęby i bugaje mieli święte, a nad jeziorem stał wielki bałwan Baby, któremu obiaty czynili. Teraz już tego nie ma, chrześcijanie są wszyscy”. W Świętej Katarzynie co prawda jeziora nie ma, lecz jedynie źródełko i liczne strugi, ale za to góra tu dużo potężniejsza, a do dziś puszcza dokoła miejscowość tę otacza...

Pustelnik średniowieczny

Pustelnik średniowieczny - Eremita - na stalorycie Alberta Hentego Payne wg obrazu Gerarda Dou - 2. poł. XIX w. (Polona)... Bardzo możliwe, że tak właśnie wyglądali świętokatarzyńscy eremici... Wszak wszystkich pustelników łączyła zasada - modlitwa i praca Ku Większej Chwale Bożej... A tu - w leśnych górzystych ostępach - do Boga było bardzo blisko...

Według niektórych źródeł, ziemię tutejszą wraz z Łysicą i okolicznymi dobrami, rycerz Wacławek miał otrzymać mocą królewskiego nadania za długoletnią, wierną służbę, a zwłaszcza za walki z Tatarami. Tenże Wacławek miał także, przy pomocy Benedyktynów łysogórskich z klasztoru świętokrzyskiego, wystawić tutaj skromny, drewniany kościółek, w którym poczesne miejsce zajęła figurka Świętej Katarzyny Aleksandryjskiej, przywieziona z pielgrzymki do Ziemi Świętej – przez niego samego lub, jak podają inne źródła, przez jego przodka – z wyprawy krzyżowej

Od tego czasu osadę miano zacząć nazywać Świętą Katarzyną. Patrząc na tę legendarną historię miejscowości, rok przybycia tutaj Wacławka – rok 1399 – wydaje się znamienny i jakby rzucający nieco światła na jeden z wątków tejże opowieści, bowiem w tym to roku miała miejsce wyprawa wojsk litewskich i polskich przeciwko Tatarom. „Faktem jest, że jeszcze przed Grunwaldem poważne siły polskie działały daleko na wschodzie. Najpierw oczywiście w 1399 roku nad Worsklą. Był to udział w starciu dwóch tatarskich konkurentów do władzy nad Ordą, ale o właściwym sensie wydarzeń świadczą słowa Witolda: pójdziemy i pobijemy cara Timur-Kutłuka, zabierzemy jego carstwo i posadzimy na nim cara Tochtamysza, a ja sam »siadu na Moskwie, na wielikom kniażenii, na wsiej ruskoj ziemli«. Ów Tochtamysz, niedawny pogromca Mamaja, wraz z rodziną uciekł przed współzawodnikiem na Litwę i w zamian za poparcie obiecywał jej całą Ruś. Zasada tatarskiego zwierzchnictwa nad tym krajem nie była naruszona. Jagiełło i Witold konsekwentnie usiłowali spełnić zamiar Olgierda: »cała Ruś winna po prostu do Litwinów należeć«. Z Polski przyszło na pomoc czterysta kopii rycerskich pod wojewodą krakowskim Spytkiem z Melsztyna. W skutek fatalnych błędów Witolda, który tak długo dawał się zwodzić pertraktacjami, aż Tatarzy otrzymali spodziewane posiłki, »wschodnia krucjata« przegrała. Niemal wszyscy Polacy polegli”

Dzieje narodu litewskiego

"Dzieje narodu litewskiego - T. 5 - od śmierci Giedymina do bitwy nad Worskłą" - A. Marcinkowski, 1839 r. (Polona)... Skirgiełło był rodzonym bratem Jagiełły i jego namiestnikiem na Litwie... Czasy były ciężkie - nie zawsze mu się wiodło... Nic dziwnego... Z jednej strony zajmowały go skomplikowane gry polityczne, prowadzone z bratem Witoldem, zaś z drugiej Zakon Krzyżacki szarpał granice i knował na potęgę przeciw Litwie, z trzeciej jeszcze - właśnie - Tatarzy ogniem i mieczem litewską ziemię nękali straszliwie... Dopiero przyszłe lata niosły ze sobą duże zmiany... Czy na lepsze? Każdy sam musi znaleźć odpowiedź na to pytanie, studiując dzieje przeszłe - rzutujące na przyszłe...

Wacławek musiałby więc należeć do ocalałych szczęśliwców, którzy też niechybnie – oprócz szczęścia – posiadali nie lada żołnierskie umiejętności. Być może z tych to powodów zyskał sobie wdzięczność króla, a uczestnictwo we „wschodniej krucjacie” przeciwko poganom zapewniło mu także przychylność biskupów krakowskich, co zaowocowało przyznaniem mu dóbr ziemskich u stóp Łysicy. Zaś po takiej krwawej jatce pewnie i wojaczka mogła mu obrzydnąć, a modlitwa stać się bliższą – modlitwa, zapewne odmawiana żarliwie, w podzięce za uniesienie cało głowy z pogromu nad Worsklą. Być może tak właśnie było…

Bitwa z Tatarami pod Oczakowem w 1397 r.

Bitwa Litwinów z Mongołami - zwanymi Tatarami - pod Oczakowem na Ukrainie w roku 1397 - grafika polska z poł. XIX wieku (Polona)... Wtedy to właśnie, gdy "Witold Tatarów do Oczakowa zapędza w r. 1937", Rzeczpospolita Obojga Narodów sięga w praktyce po Morze Czarne... Jest to moment przełomowy... I znów każdy musi sobie odpowiedzieć na pytanie: czy to dobrze było...

Przejdźmy jednak do wydarzeń potwierdzonych większą liczbą wierszy, skreślonych starannie gęsim piórem przez dawnych skrybów. Po śmierci Wacławka opiekę nad tutejszą pustelnią przejąć miał niejaki Paweł Probiński, uznany przez kronikarzy za człeka zacnego i „pobożnego”. Sprawował ją ponoć do roku 1475. Zaraz potem, z fundacji biskupa krakowskiego – Jana z Rzeszowa, stanął tu porządny, murowany kościół i klasztor, w którym ok. 1480 r. osiedli Bernardyni

Jak już wiemy, wg legendy, mającej odzwierciedlenie m.in. w XVI – wiecznych kronikach zakonnika Jana de Komorowo, swój początek świątynia miejscowa bierze od niewielkiego, najpewniej drewnianego kościółka p.w. Świętej Katarzyny Aleksandryjskiej, wystawionego u podnóża Łysicy w końcu XIV w. przez pana rycerskiego stanu – niejakiego Wacławka vel Wacława, który po walkach z Tatarami, porzuciwszy wojenne rzemiosło, osiadł tu, by wieść dalej żywot pustelniczy i oddawać się modłom oraz kontemplacji.

kościół i klasztor w Świetej Katarzynie - Góry Świętokrzyskie

Kościół i klasztor w Świętej Katarzynie - w sercu Gór Świętokrzyskich... Dziś jest współczesnym odbiciem Wacławkowej pustelni... Odbiciem na pewno nie lustrzanym... Też nie odbiciem w krzywym zwierciadle... Odbiciem zwyczajnie bliższym naszym czasom... Choć nie zbyt bliskim...

Wacławek, we wzniesionej własnym sumptem świątyńce, umieścił figurkę ww. Męczennicy Aleksandryjskiej, rzeźbioną ponoć w drewnie cyprysowym, którą miał przywieźć z pielgrzymki do Ziemi Świętej. Inne źródła natomiast podają, że figurkę Św. Katarzyny przywiózł wcześniej do Polski przodek Wacławka – także Wacławek lubo Wacław – z wyprawy krzyżowej do Ziemi Świętej właśnie, a on sam przywiózł ją ze sobą pod Łysicę, gdy przybył tu z myślą o założeniu pustelniczego eremu, wypełniając także, acz z opóźnieniem, wolę i śluby rzeczonego przodka Wacławka bądź Wacława…

Swięta Katarzyna Aleksandryjska Męczennica

Święta Katarzyna Aleksandryjska Męczennica na grafice z 1. poł. XIX w. (Polona)... "Święta Katarzyna Panna i Męczennica Która wielu Poganinów Ją do Bałwochwalstwa nakłaniających nawróciła, a przetoż ściętą została...". Tak, czy inaczej, Święta Katarzyna patronką osady u stóp Łysicy jest i basta... I strzeże jej po dziś dzień...

Od XI do XIII w. z całej chrześcijańskiej Europy ciągnęły zbrojne hufce, z krzyżami na proporcach i chorągwiach, w kierunku Ziemi Świętej, by odbić ją z rąk niewiernych Saracenów... Wojownicy ci, zwani „krzyżowcami”, podczas marszruty zapewne często powtarzali w myślach, a może i gromko na głos, słowa rycerskiej reguły: „Stan rycerski zakonem jest, gdzie zakon ów jednaki i powołanie jego jedne źródła w wierze świętej mające”… licząc na ogłoszone przez papieża odpuszczenie wszystkich grzechów przeszłych, jak i przyszłych, a także po cichu – na bogate łupy…

Krzyżowiec sandomierski

A o to i jeden z sandomierskich "Krzyżowców"... Za sobą zostawia gród "sędomirski", mija nędze tutejszą przy gościńcu często obecną... Przed nim przygoda i chwała, bogate łupy i zbawienie duszy grzesznej... Bowiem „Stan rycerski zakonem jest, gdzie zakon ów jednaki i powołanie jego jedne źródła w wierze świętej mające”... A dalej czas pokaże, szczęście w boju i Opatrzność...

Być może w czasie jednej z krucjat prał tęgo Saracena Wacławek vel Wacław, który mógł pochodzić z Sandomierszczyzny, bowiem – jak wskazują badacze, a m.in. znany podróżnik i reporter Stanisław Szwarc – Bronikowskiw średniowiecznych wyprawach krzyżowych Polskę reprezentowało tylko rycerstwo z księstwa sandomierskiego: „Książę Henryk Sandomierski i komes Jaksa z Miechowa wyprawili się wraz z orszakiem wojów i lenników do Palestyny w 1153/54 roku. I chyba większości z nich udało się powrócić w domowe pielesze. Niewątpliwie właśnie w Palestynie sandomierscy krzyżowcy zetknęli się bezpośrednio z obyczajowością, z kulturą rycerstwa zachodniej Europy...”.

Zaowocowało to również sprowadzeniem przez Henryka Sandomierskiego i Jaksę z Miechowa na Ziemię Sandomierską rycerzy – zakonników – Joannitów i Templariuszy, a także Bożogrobców. Być może Wacławek, przodek świętokatarzyńskiego Wacławka, towarzyszył w wyprawie do Ziemi Świętej właśnie księciu Henrykowi i komesowi Jaksie… Być może... ale, jeśli był synem Ziemi Sandomierskiej, to mogłoby wyjaśniać (podkreślam – jedynie mogłoby wyjaśniać) fakt, iż jego potomek powrócił w strony rodzinne...

Paletyna w czasie wypraw krzyżowych

Grafika francuska z XIX w., przedstawiająca czasy wypraw krzyżowych (Polona)... Rusza rycerstwo chrześcijańskie na wyprawę... Lud prosty bojaźliwie cześć im oddaje czapkując uniżenie... Czy w sercach rycerzy też czai się bojaźń?... Być może... Wszak tylko szaleniec lęku nie czuje... A przecież czeka ich na prawdę krwawa łaźnia i pustynna sauna... Jeszcze tego nie wiedzą... Być może to czują...

Dlaczego padło akurat na Świętą Katarzynę? Nie wiemy... Być może Wacławkowi, który – będąc człowiekiem majętnym, noszącym się z zamiarem urządzenia pustelniczego eremu – życzliwie wyszli naprzeciw biskupi krakowscy – gospodarze tego terenu. Ale o tym za chwilę. Skupmy się teraz na domniemanym przodku łysogórskiego pustelnika, biorącym udział w wyprawie krzyżowej do Ziemi Świętej.

Saraceni byli niezwykle groźnymi przeciwnikami, a walki często bywały niezwykle brutalne i bezpardonowe – po prostu krwawa łaźnia (jeńcy, jeśli ich brano, najczęściej stawali się niewolnikami obu walczących stron); dodatkowo walki toczyły się w bardzo trudnych dla Europejczyków warunkach klimatycznych. Historycy różnią się dziś w ocenie krucjat, jednak waleczności, oddania, poświęcenia, wielu ich uczestnikom – po obu stronach – walczącym w imię jedynego Boga – trudno odmówić...

Spróbujmy teraz, przy pomocy krótkiego opowiadanka, wyobrazić sobie, jak mogła wyglądać jedna z przygód przodka rycerza Wacławka – także Wacławka i także rycerza – podczas krucjaty, która, wg jednej z wersji legendy, zaważyła na historii miejscowości Święta Katarzyna:

 

ODSŁONA I

Koń, kłuty ostrogami, rżał dziko i rzęził ochryple, goniąc resztką sił. Spod kopyt, uderzających o wyschniętą ziemię, wzbijały się w powietrze tumany pyłu, który stawał się wszechobecny. Był pod kaftanem, w nosie, pod powiekami, a nade wszystko dławił łaknące wody gardło. Rycerz obejrzał się niespokojnie za siebie. Pogoń zawróciła. Widocznie zwietrzyli bardziej łakomy kąsek... może poczet biskupa lub choćby księcia jakiego, uciekającego, jak i on, w popłochu…

„Pocom ja się ruszał z mego gródka, pięknie ułożonego nad modrą rzeczką i otoczonego przez puszczę zieloną” – pomyślał z bezsilnym żalem Wacław – bo takie imię nosił nasz bohater. „Pocom kraj mój piękny zostawił i na tę tułaczkę się wyprawił? Ano, przecie krzyczeli z ambon dobrodzieje, że to na chwałę Pana, że wieczny odpust, zbawienie duszy i sława między chrześcijany… A grzeszków mi się uzbierało, oj uzbierało, tom pociągnął z innemi na krucjatę, Saracena bezbożnego, pogana utrapionego, bić. Aleć przecie, to oni nas pobili… i to sromotnie. Siły rycerstwa z całego świata chrześcijańskiego rozproszone zostały. Może to i wojny owej nie koniec, ale mój na pewno. O Lelum, na co mi to przyszło na stare lata, już ja dziedziny mojej nie obaczę, ani dziatek, co po mnie płakać będą. Przeklęta przez Boga ta pustynna kraina, aż dziw, że Pan nasz tu chciał na świat przyjść, a nie w gościnnej chacie nad Wisłą, gdzie niebo przyjazne, jako i ludzie, i piękne łąki kwiecia pełne, rozpromienione wiosennym słońcem”…

Bitwa z Saracenami

Bitwa Krzyżowców z Saracenami na grafice francuskiej z poł. XIX w. (Polona)...

Przetarł twarz rękawicą, ścierając warstwę brudu i potu... a to, co ujrzał przed sobą, napełniło jego duszę, targaną rozterką, odrobiną nadziei... Pofolgował wierzchowcowi, który i tak już siły miał na wymarciu, aż wreszcie, po chwili, osadził go w miejscu. Koń zwiesił łeb i chrapiał ciężko. Rycerz Wacław patrzył... Przed nim rysowała się góra słusznych rozmiarów, usłana potężnymi głazami, sucha, gorąca i niegościnna. U stóp jej natomiast wznosił się mały kościółek... tak, tak… kościółek z kilkoma niewielkimi budyneczkami obok. Wacław przetarł oczy zdumiony i wielce uradowany. Kościółek był z jasnego kamienia, jak wszystko zresztą wokoło, miał jedną nawę i apsydę, skrywającą – jak klatka piersiowa serce – prezbiterium z ołtarzem zapewne. Dał koniowi lekką ostrogę i ruszyli z wolna naprzód, szukając Boga w tym piekielnym otoczeniu…

Gdy podjechali dostatecznie blisko, Wacławek o mało co nie pisnął, jak pannica z uciechy, bo oto przed nim stała sobie najprawdziwsza, prawdziwiutka... studnia, studnieńka. Zsunął się z grzbietu wierzchowca i szedł powoli, a modlił się przy tem żarliwie, żeby to złudzenie jakoweś pustynne nie było. Gdy dotknął w końcu kamiennej cembrowiny, zamknął oczy. Splunął gdzieś w bok, choć nie bardzo miał czym, przeżegnał się i spojrzał do środka... Studnia była wypełniona wodą. Rycerz, poważny przecie człek i wiek swój mający, począł skakać, jak małe pacholę i wrzeszczeć z radości: – Cud! Cud! A towarzysz jego niedoli, z siodłem na grzbiecie, czując już wodę, rżał radośnie, przestępując z nogi na nogę…   

Kościół Świętego Grobu w Jerozolimie

Bazylika Grobu Świętego na rycinie z 1900 r. - Ilustrowana historia średniowiecza, t. 2 (Polona)... 

Nasyciwszy pragnienie do woli, a nawet jeszcze bardziej, Wacławek postanowił udać się do świątyni i podziękować Stwórcy Wszechrzeczy za doznaną łaskę. Szedł odświeżony wielce, raźno i zamaszyście. Tuż przed portalem kamiennym zdjął szyszak ze łba i pokłonił się w pas... I w tym momencie otrzymał w kark cios tak potężny, iż cała wypita woda podeszła mu aż do mózgu, a ciało zrobiło się sztywne i bezwładne. Z łoskotem runął się na wyschniętą ziemię, wzbijając tuman kurzu, który przesłonił mu wszystko... ale tylko na chwilę… Czuł odrętwienie, ból i bezsilność, ale był przytomny. Czyjeś silne ręce wciągnęły go do wnętrza świątyńki. Leżał na zimnej, kamiennej posadzce i słyszał rozmowę dziką, nerwową i zdawało mu się, iż oto znalazł się w piekle, potępiony za swoje grzechy i występki za życia…

Czyjeś buty zadudniły obok jego uszu, poczuł silne kopnięcie w żebra – nie bolało wcale. Znów diabelska rozmowa, mamrotanie zupełnie niezrozumiałe: „Jakże te diabliska jęzorów sobie nie poplątają przy takich rozhoworach?” – pomyślał. Lecz zimna, kamienna posadzka miała nań błogosławione działanie, zaczął rozumieć. „Toć, to Saraceny przez łeb mnie zdzieliły!”. Usłyszał znów stukot butów, a potem nastała cisza... Zrozumiał, że został sam. Próbował wstać, ale nie czuł władzy w członkach, by tego dokonać. Zaczął się modlić…

Wtem w nozdrzach jego zakręciło się coś ostrego, duszącego. Dym! Zrozumiał: „Podpaliły kościół psiajuchy!”. Jeszcze raz, nadludzkim wysiłkiem, spróbował się podnieść. Dźwignął się na łokcie, podkurczył kolana i podniósł głowę. Wkoło było pełno dymu. Poprzez jego zasłonę dostrzegł w ołtarzu figurę św. Katarzyny, choć wyżłobionej jakoś dziwacznie. Powoli podniósł się na rękach i w końcu stanął na chwiejnych jeszcze nogach. Ruszył nieporadnie ku ołtarzowi, mając w myśli tylko jedno – ratować posążek. Jeszcze krok i wziął go w objęcia, ucałował, obrócił się na pięcie i, jakby siła nowa w członki jego wstąpiła, żwawiej znacznie ruszył ku wyjściu. A czas był najwyższy, gdyż rozgrzane mury, trzaskające belki stropu i dym wokoło, nie dawały szans na przeżycie. Rzeźbę Świętej ukrył pod płaszczem, a z pochwy dobył miecz...

Święta Katarzyna - rycerz Wacławek

Wacławek w opałach...

Jeszcze dym, chwila przebłysku, znów dym, zarys portalu , błysk światła, plecy wroga. Noga obuta w kolczugę zgrzytnęła na progu świątynnym. Saracen obrócił się, ale było dla niego zbyt późno, gdyż miecz, pchnięty silną prawicą Wacława, przeszył jego trzewia na wylot. Drugi z podpalaczy, bowiem było ich dwóch, uskoczył na bok i dobył krzywego szabliska, błyskając wściekle diabelskimi oczyma. Wacławek spuścił z klingi ciało niewiernego wprost w pył pustynny i skoczył na wroga, jednocześnie kurczowo ściskając posążek Świętej Katarzyny pod płaszczem. Saracen rzucił się prędko do przodu, siekąc z rozmachem. Wacław uchylił się, co zmyliło przeciwnika, i nie zwlekając, z półobrotu, zadał cios całym impetem ramienia prosto w łeb poganina. I jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał, że co prawda Saracen słania się na nogach po silnym ciosie, ale turban jego jest tylko w połowie nacięty. „Belzebuba to sztuczki, ani chybi” – pomyślał krewki wojak (nie mógł przecież wiedzieć, że turbany Arabów, składając się z niezliczonej ilości warstw tkaniny, amortyzowały uderzenia mieczy krzyżowców i wytrzymywały ciosy lepiej niż niejeden stalowy szyszak).

Widząc słabość wroga, Wacław nie namyślał się jednak długo nad sprawkami mocy nieczystych, które go chroniły. Pchnął z całej siły, jaka mu jeszcze została, w bok Saracena nieosłonięty pancerzem. Krew niewierna bryznęła mu prosto w twarz. Stał tak oniemiały chwilę jakąś, aż wreszcie otarł miecz i z wolna ruszył ku wiernemu wierzchowcowi, który czekał nań skwapliwie. Nie robiły na nim większego wrażenia płomienie, gryzący dym i wygląd steranego walką i obryzganego juchą pana. Wacławek pogładził zwierzę po sklejonej grzywie, chwycił za uzdę, stopę włożył w strzemiono i w mig znalazł się w siodle….

Krzyżowcy

Pojedynek Krzyżowców na grafice francuskiej z poł. XIX w. (Polona)...

Już zawracał konia, już dać miał mu ostrogę, gdy coś kazało mu obrócić głowę w stronę płonącego kościoła. Bielutkie mury poczerniały od sadzy i dymu, strop częściowo runął w dół nawy, a piekielne ognia jęzory lizały ołtarz świątynny. Powietrze wokół wibrowało szalenie, czyniąc ten obraz po stokroć wynaturzonym. Po brudnej, zastygłej w otępieniu twarzy rycerza, spłynęła czysta jak kryształ górski łza. Odchylił poły płaszcza, spojrzał na figurkę Świętej, a potem jeszcze raz na zgliszcza kościelne i na górę, u stóp której wszystko się działo…

Odchrząknął pył, który dławił gardło i podnosząc prawicę do góry, wyrzekł głosem jakimś niesamowitym: – O, Pani Święta, coś wiele wycierpiała i na domiar złego domostwo Twoje strawiły płomienie, ręką niewierną i plugawą rozniecone. Tu stojąc, i świadom będąc swojej obietnicy, ja Wacław, przyrzekam Tobie, o Pani, iż gdy tylko cało do ojczyzny powrócę, takąż górę wynajdę i kościół dla posągu Twego u stóp jej wzniosę. Tak mi Boże dopomóż. To wypowiedziawszy, dał ostrogę koniowi i wzbijając tumany pustynnego kurzu, ruszył, tuląc pod płaszczem figurkę św. Katarzyny, a w myślach tuląc obraz zielonej łąki, spowitej poranną, wilgotną mgiełką…

Rycerz - Krzyżowiec

Rozmodlony krzyżowiec na rycinie z 1900 r. - Ilustrowana historia średniowiecza, t. 2 (Polona)... Niejednokrotnie na modły czasu wiele nie było... Niejednokrotnie pewnie i chęci na to nie było... Nie wszystko w czasie krucjat było oczywiste - czarno - białe... Walczono jednak "w imię Chrystusa i Mahometa"...

Zanim przedstawimy dalszy ciąg tej opowieści, przypomnijmy, iż – wg legendy i kronikarskich zapisów – rycerz Wacławek (który, w świetle wyżej przedstawionej Odsłony I naszego opowiadania, opartego na jednej z wersji tejże legendy, musiałby być potomkiem jego bohatera) przybył pod Łysicę w roku 1399, wsławiony w walkach z Tatarami. Przypomnijmy też, że walki takie, zwane czasem „wschodnią krucjatą” miały miejsce w tymże roku nad Worsklą. Byłby zatem Wacławek kontynuatorem rodzinnej tradycji walk przeciwko niewiernym... A może tym samym Wacławkiem – Krzyżowcem... Niemożliwe? Być może... Ale idźmy dalej...

ODSŁONA II

Słońce przesuwało się już ku południowi, ptaki wesoło świergotały w niebotycznych rejestrach dźwięków. Puszcza wokół żyła pełną piersią – potężna, boska i niezależna. Trakt przez nią wiodący, z lotu ptaka wyglądał zapewne jak cieniuteńka blizna na tryskającym zdrowiem, zielonym organizmie…

Traktem tym podążał niewielki poczet zbrojnych. Rycerz na przedzie jadący, odziany był w krasną suknię i – co nie uszłoby uwadze dobrego obserwatora – chował coś najwyraźniej pod bogatym płaszczem. Gdy jeźdźcy wjechali na kolejne zakole drogi, które tutaj zdawało się znacznie szersze, jadący przodem uniósł głowę i jednocześnie energicznym ruchem ręki wstrzymał pochód, reszty jadących powoli i w milczeniu jeźdźców…

Głowa jego uniesiona była lekko w górę, a oczy jaśniały natchnionym blaskiem. Patrzył na górę pokaźnych rozmiarów, porośniętą potężnymi, prastarymi jodłami, mroczną, ale jednakoż przyjazną i trwałą. Stok jej pokryty był usypiskiem kamiennym, które jaśniało jak, nie przymierzając, łysina – pośród gęstwy roślinnej, dodając olbrzymowi majestatu, powagi minionych wieków i jakiejś nieodgadnionej tajemnicy... Rycerz od razu poczuł do tej potężnej góry sympatię wielką… może dlatego, iż sam był łysawy...

Widok na Łysicę - Góry Świętokrzyskie

Widok na Łysicę ze szlaku niebieskiego - od strony Ciekot...

Myśl zacnego męża zaczęła wibrować w tunelu przeszłych dziejów... Przodek jego, znamienity Wacław, Walecznym zwany, z Ziemi Świętej cudem ocalon powrócił, a oprócz pokaźnego łupu, przywiózł stamtąd drewniany posążek Świętej Katarzyny. Okoliczności, w jakich go zdobył, były zgoła nadprzyrodzone. Przysiągł on kościół dla figury cudownej wystawić...

Ale, jak to często bywa, los chciał inaczej… W czasie poszukiwań miejsca odpowiedniego, acz szczególnego, dla spełnienia danej obietnicy, odnalazła go śmierć okrutna, którą morowe powietrze przyniosło. Syn jego, wiedząc o wszystkim, wiele sobie z przysięgi ojcowej nie robił, bo też szelma, łajdaczyna i pijanica to była okrutna. Sczezł gdzieś w brudnym barłogu – nie dbając o honor i słowo rycerskie – zażgany w czasie snu jako prosię. Potem różnie to bywało, aleć koniec końców, tak wyszło, iże oto potomek Wacławka, także Wacławek, zwany Łysym, u stóp góry tej stanął, tuląc do piersi posążek Św. Katarzyny – najdroższy klejnot rodzinny.  

Wacław, zrazu z  wolna (bo rana po tatarskim grocie jakoś słabo goiła się), poruszył się niespokojnie w siodle, po czym, twarzą rozpromienioną zwrócony ku towarzyszom podróży, rzekł głosem jakimś nieswoim: – Wypełniło się, tu ostanę i pomrę, tu świątynię pobuduję dla Jasnej Pani. Dosyć mej tułaczki, tu dom mój, tu Boga kraina i Pustelnia moja za grzechy przodków i własne. Bywajcie zdrowi, ja kości moje tej ziemi powierzam…

I to mówiąc, miecz z pochwy wydobył i cisnął z rozmachem w pył drogi. Towarzysze jednak nie odstąpili. Zaległa cisza, milczenie, niedowład... Po czym kolejne miecze rzucone zostały. Ruszyli ku przeznaczeniu, ku zielonym wrotom zbawienia. Bo czymże jest stal kuta, śmierć krom niosąca, wobec bezmiaru magicznej puszczy, dającej duszy ukojenie i błogi niebyt…

Rycerz Wacławek - Święta Katarzyna - Góry Świętokrzyskie

Wacławek u stóp Łysicy...

Tak to właśnie mogło być... lecz wcale nie musiało… To tylko legenda, mająca kilka wersji, ale – biorąc pod uwagę zapiski ze starych kronik, mniej więcej pokrywające się z jej treścią, oraz fakty historyczne z tąże legendą zazębiające się tu i ówdzie – coś w tym musi być. Wszakże kroniki imię rycerza Wacławka – fundatora pierwszej świątyni i gospodarza pustelni tutejszej – wymieniają... Zajrzyjmy więc do pożółkłych kart owych kronik oraz zapisków późniejszych, dokonanych przez ludzi, zagadkę genezy świątyni świętokatarzyńskiej próbujących rozwikłać...

Wacławek, osiadłszy w leśnym pustkowiu u stóp Łysicy – na mocy biskupiego nadania, przy niewygodnym biskupim trakcie, wiodącym z Kielc do Bodzentyna i Tarczka, „zapalony duchem pobożności”, najprawdopodobniej przy pomocy świętokrzyskich Benedyktynów z sąsiedniej Łysej Góry, wystawił najpewniej drewniany kościółek oraz pustelniczy budynek, w którym zamieszkał.

Według innych źródeł, Wacławek zajął skromny domek – pustelnię jakowegoś „astrologa”, mieszkającego tu uprzednio, oraz kilka lichuteńkich chatynek. Ponoć wokół kościółka i pustelni, wzniesionych przez Wacławka – „Szlachcica y Rycerza Polskiego” – za przykładem tego świątobliwego męża – nad strumykami pod Łysicą płynącymi, poczęły powstawać i inne skromniutkie domostwa, tworząc z czasem pustelniczy erem. Rycerz – pustelnik do swego skromnego kościółka, który od początku zdobić miała przywieziona z Ziemi Świętej figurka Św. Katarzyny, sprowadził także relikwie Świętej i uzyskał w Rzymie prawo do organizowania odpustu w dniu jej święta – 25. listopada.

Najprawdopodobniej Wacławkowa świątynia, była – w naszym rozumieniu – jedynie niezbyt rozbudowaną kaplicą, a oprócz niego w pustelniczym eremie osiedliło się kilku benedyktyńskich mnichów z pobliskiego klasztoru świętokrzyskiego, którzy mu pomagali w pracach dnia powszedniego i sprawowali kapłańskie posługi. Według miejscowej tradycji, po wybudowaniu klasztoru, pustelnicze domki zmieniono w – stojące po dziś dzień w ich miejscu – kapliczki.

Kapliczka Św. Franciszka w Świętej Katarzynie

Kapliczka Św. Franciszka w Świętej Katarzynie - u stóp Łysicy... Tak i oto - oprócz Świętej Katarzyny - i Święty Franciszek osady strzeże... Strzeże od wieków... To już kolejna kapliczka Świętego na polanie u stóp Łysicy... Poniżej kapliczki wybija z wnętrza skalistej ziemi źródło Świętego Franciszka... Ta źródlana woda - jak to woda - dała życie osadzie nazwanej Świętą Katarzyną...

Stefan Żeromski na kartach „Puszczy jodłowej”, pisze: „W ten to leśny kraj, jeszcze bezludny i niezabudowany, dziedzinę biskupich łowów, gdzie synowie boru snuli się na wzór zwierząt, tropiąc i zabijając zwierzęta oraz śmiałków, którzy by z jakimkolwiek towarem ośmielili się ciągnąć korzenistym, piaszczystym i mokrym szlakiem z podgrodzia w Kielcach ku podgrodziu Bodzentyna – przybyli jednak nieustraszeni ludzie i między świętokrzyskimi zbójcami, właśnie obok starej drogi na dobre zasiedli. Byli to anachoreci, benedyktyńscy eremici. Pobudowali sobie małe domki z pniów jodłowych, które wicher z ziemi wyrwał i na trawę obalił. Wyszukiwali miejsca przy wodzie – ten ci przy źródle burzliwym i kipiącym wieczyście, tamten przy strumieniu, co migoce w słońcu, mieni się połyskuje i błyszczy, a trzeci jeszcze niżej, nad potokiem zarośniętym tarniną, kalinami i gąszczem leśnych malin, (...) Owocześni przybysze nie lękali się niczyjej napaści, gdyż nie posiadali nic zgoła, co by się dało zrabować. Pustelnicy ci prowadzili życie ostre, wstrzymując się po lat kilka, w największe nawet święta, od pokarmów mięsnych, niełatwo przyjmując – i to czasem tylko – jałmużnę. Służyli ludziom ciągnącym tymi stronami poprzez Kamień Kraiński czy brzegiem rzeki – za przewodników i udzielali noclegu zbłąkanym we wielkich lasach. Pierwsi też pewnie rozmawiali z myśliwcami i osadnikami o tajemnicy bytu i śmierci”.

Św. Brunon Pustelnik

Święty Brunon Pustelnik w kalabryjskiej kartuzji - na grafice francuskiej z XVII w. (Polona)... Podobnie życie toczyło się w pustelniczej osadzie u podnóży Łysicy w sercu Gór Świętokrzyskich... "Pustelnicy ci prowadzili życie ostre, wstrzymując się po lat kilka, w największe nawet święta, od pokarmów mięsnych, niełatwo przyjmując – i to czasem tylko – jałmużnę (...) Pierwsi też pewnie rozmawiali z myśliwcami i osadnikami o tajemnicy bytu i śmierci”...

I w ten czas Świąt Wielkiej Nocy właśnie, powracamy do owej „tajemnicy bytu i śmierci”

Jeśli zaś chodzi o związki Benedyktynów łysogórskich z tutejszym eremem pustelniczym, to nieco światła rzucają na tę kwestię dawne źródła, a także wertujący je S. Żeromski: „Dziwnem zrządzeniem losu zachowało się kazanie o świętej Katarzynie [ze słynnego zbioru „Kazań świętokrzyskich”] w całości, to właśnie, o którem możnaby przypuścić, iż było napisane dla eremitów pustelni Świętej Katarzyny i tamże, zwłaszcza 25 Listopada w dniu św. Katarzyny wygłaszane w pierwotnym, pustelniczym kościółku. Kult świętej Katarzyny musiał być żywy wśród benedyktynów łysogórskich, skoro tak dalece rozszerzył się wśród ludu okolicznego i skoro tę nazwę nadali pustelni, zaludnionej przez swych eremitów, z którymi ciągłe i żywe utrzymywali stosunki...”.

Czyżby zatem, to nie figurka Świętej, przywieziona tu przez Wacławka, wpłynęła na wezwanie tutejszej świątyni i nazwę miejscowości, a popularność kultu Męczennicy Aleksandryjskiej, szeroko wówczas czczonej, i powstałe na tej religijnej fali słynne kazanie o św. Katarzynie? „Być może, iż jeden z tych to anachoretów, co polskiej był krwi i mowy, a szedł z rodu ludzi dostojnych, mówił do zgromadzenia ludzkiego zrozumiałym polskim językiem owo kazanie o świętej Katarzynie, które jest najdawniejszym zabytkiem pisanym starej mowy. Istniał – li już wtedy kościółek ku czci tej świętej wzniesiony między eremami?”.

O powstaniu klasztoru na Świętym Krzyżu

"Powieść rzeczy istej o założeniu klasztora na Łysej Górze..." - pełna legend na temat łysogórskiego opactwa Benedyktynów, spisanych przez anonimowego autora (Polona)... Nie mniej legend spowija osadę pustelniczą u stóp Łysicy...

Jak wynika z dostępnych źródeł i naszego dotychczasowego wywodu, kościółek ten raczej istniał, a że kult św. Katarzyny był wówczas bardzo popularny, nie tylko wśród Benedyktynów, to rzecz pewna, co poświadczają liczne źródła pisane z okresu średniowiecza, a także trwałe pamiątki w terenie, jak gotycka kaplica Św. Katarzyny z 1430 r. k. Ostrowca Świętokrzyskiego (uważana za jeden z najstarszych tego typu zabytków)

No to pobawiliśmy się trochę w detektywów, ale to jeszcze nie koniec… Jak podają stare kroniki, po śmierci Wacławka – od roku 1435 do roku 1475 – pustelnią świętokatarzyńską opiekował się Paweł Probiński, określony przez skrybę jako „pobożny świecki człowiek”, który później wstąpił do klasztoru Bernardynów na krakowskim Stradomiu – tego samego, do którego w 1457 r. wstąpił bł. Szymon z Lipnicy (ok. 1435 – 1482) – ukończywszy tam nauki teologiczne i otrzymawszy święcenia kapłańskie – późniejszy przełożony klasztoru w Tarnowie i kaznodzieja na Wawelu, zmarły 18. lipca w czasie panującej zarazy. A to właśnie Bernardyni w końcu XV w. stali się gospodarzami eremu i świątyni w Świętej Katarzynie

Bernardyni w Polsce

O Bernardynach w Polsce rzecz obszerna autorstwa O. Czesława Bogdalskiego z roku 1933 (Polona)... Bernardyni - zakon na regule Świętego Franciszka oparty... Zakon szczególnie ważny w historii Polski... Tym samym ważny też w literaturze polskiej... Kto z nas nie zna "Księdza Robaka - księdza bernardyna" z narodowej epopei - "Pan Tadeusz" Adama Mickiewicza... Takoż i w Świętej Katarzynie swe piętno ważkie pozostawili... 

Stefan Żeromski, ujmując rzecz całą w zgrabny zwornik, na kartach „Snobizmu i postępu”, pisze: „W roku 1490 opat klasztoru łysogórskiego Maciej z Pyzdr, mistrz nauk wyzwolonych i filozofii – »dom emerytów, czyli osobny klasztor św. Katarzyny, wraz z kościołem darował Bernardynom z obowiązkiem, aby w większe uroczystości przybywali do św. Krzyża dla słuchania spowiedzi. Takie jest podanie Szepińskiego« [jak pisał ks. Józef Gacki w 2. poł. XIX w.]. Jakichże to »emerytów« dom, czy nawet osobny klasztor, mógłby istnieć u św. Katarzyny. Był to dom, czyli osobny klasztor »eremitów«, o których mówił Krzysztof Warszewicki i inni. Unikając życia, dość zgiełkowego, które się wytwarzać zaczęło wokół klasztoru świętego Krzyża, eremici, czyli ludzie poszukujący dla siebie »życia ostrego«, uchodzili w coraz głębszą puszczę, poza najwyższą z gór, Łysicę (...) Wyraz »emeryci« w podaniu mnicha Bonifacego Szepińskiego jest najwyraźniejszym błędem przepisywacza. (…) Darowizna Macieja z Pyzdr mówi o domu i kościele. Istniał więc tutaj w końcu piętnastego wieku niewielki kościół i klasztor. W miejscu tak dzikiem i narażonem na napady »zbójów świętokrzyskich« eremici byli w każdej chwili gotowi na śmierć, to też za patronkę swą obrali męczennicę aleksandryjską, świętą Katarzynę, z trzeciego wieku po Chrystusie, którą cesarz Maksencyusz kazał zamordować kołem, najeżonem nożami, a gdy to koło samo się rozprysło, mieczem ściąć kazał. Że miejsce to, jako siedlisko pustelników, od najdawniejszego czasu miało kult dla świętej Katarzyny, świadczy utrzymanie nazwy całej okolicy przez Bernardynów, gdy im kościół i klasztor podarowano. Inna wersya, podana przez Łętowskiego, zaznacza, iż pustelnię u św. Katarzyny pod Bodzentynem założył Wacław Polak. Jest to potwierdzenie wiadomości, iż pustelnia w tem miejscu istniała od dawien dawna i nosiła miano świętej Katarzyny”

Klaztor w Świętej Katarzynie w 1920 r.

Klasztor w Świętej Katarzynie na fotografii z 1920 r. (Polona)... Fotografia ta pochodzi z czasu powrotu Rzeczypospolitej do roli jednego z największych mocarstw świata po zatrzymaniu i pobiciu hord bolszewickich, zmierzających w krwawym pochodzie na "Zapad" Europy... Ale te stare klasztorne mury pamiętają przecież początki potęgi I Rzeczypospolitej, jej rozkwit i upadek także...A miejsce to pamięta jeszcze bardziej odległe czasy... Czasy rozkwitu dusz ludzkich w leśnej głuszy, ich upadek i przebudzenie - tu - w sercu Gór Świętokrzyskich...

W uzupełnieniu należy dodać, iż Św. Katarzyna urodziła się w III w. w Aleksandrii, jako córka króla Kostusa. Była ponoć niezwykle urodziwa i wszechstronnie wykształcona. Pewnego dnia poznała pustelnika, pod wpływem którego przyjęła chrzest. Podczas obchodów ku czci pogańskich bogów, Katarzyna, już jako chrześcijanka, sprzeciwiła się cesarzowi rzymskiemu – Maksencjuszowi. Została poddana okrutnym torturom – jej „purpurowe i liliowe ciało cesarz tyran okrutny kazał katować” – poprzez biczowanie, przywiązanie do koła, głodzenie – a następnie w 306 r. ścięta.

Św. Katarzyna oraz św. Barbara i św. Małgorzata tworzą grupę „trzech świętych dziewic”. W kościele – w miejscowości o nazwie Święta Katarzyna u stóp Łysicy – śpiewano długie lata pieśń o męczennicy aleksandryjskiej, wyrażającą też wdzięczność za chwile:

„... gdy relikwii

Twej świętej, w tej świątyni

Cześć dajem na pustyni

Na której niegdyś pańską hojnością

Z kamienia murowany

W rycerstwie zawołany

Żołnierz Pan Wacław

A potem: klasztor z dormitarzami

Chór z zakrystią i z potrzebami

Krakowski ze swej łaski

Fundował Jan Rzeszowski

Biskup książę...”.

Święta Katarzyna i Święta Barbara

Święta Katarzyna i Święta Barbara - Święte Męczennice - na grafice z 1883 r. (Polona)... Jak wiele łączy te Męczennice za Wiarę... Nie tylko więzienie, kaźń - cierpienie, miecze - którymi zostały ścięte... Ale przed wszystkim ten ogromny potencjał wiary - potężny przyczynek dla zbawienia wielu dusz ludzkich... Dusz błądzących i słabych... Nas po prostu...

Historia klasztoru i osady Świętej Katarzyny celnie i pięknie wpisuje się w ten czas świąteczny – Świąt Wielkanocnych… Czas poprzedzony wspomnieniem Krzyża i pokonanej przez Syna Bożego śmierci… Poprzedzony wspomnieniem Chwały Męczeństwa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Boga

Ukrzyżowanie Durera - rys. z 1521 r.

Ukrzyżowanie - rysunek Albrechta Durera z 1521 r. (Polona)... Bóg na Krzyżu... A "Krzyż staje się Bramą"...

I z tego Zwycięstwa nad śmiercią i szatanem będziemy się cieszyć przy świątecznych – suto zastawionych stołach… I bardzo dobrze… Jednak nie zapominajmy o Cierpieniu, które do tego Zwycięstwa – tego Święta – doprowadziło… Nie zapominajmy o Świętej Katarzynie Aleksandryjskiej i innych Świętych Męczennikach, którzy poszli w ślady Zbawiciela… Nie zapominajmy… Wtedy też naprawdę inaczej – lepiej i świadomie – będzie nam smakowało wielkanocne poświęcone śniadanie

POZOSTAJE MI ŻYCZYĆ PAŃSTWU ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT WIELKIEJ NOCY – NIECHAJ WSZELKIE ŁASKI ZMARTWYCHWSTAŁEGO ZBAWICIELA BĘDĄ PRZY WAS - MOI DRODZY, NIECHAJ DAJĄ WAM ŚWIATŁO MOCY BOŻEJ NAWET NA DNIE CIEMNEJ DOLINY ŻYCIA…

WESOŁEGO ALLELUJA!!! :)